Zbliżała się pełnia. Wiedziałam o tym i czułam jej wpływ na moje zachowanie. W szkole założyli kamery, które ograniczały nasze działanie w budynku. Ciągle czułam się obserwowana, a to w połączeniu z pełnią sprawiało, że mój stres wzrastał do olbrzymich rozmiarów.
Na szczęście były momenty takie, jak te, gdy siedziałam u Scotta pomagając mu w przygotowywaniach do zaległego sprawdzianu z chemii. W końcu obiecałam to jego mamie, którą z resztą polubiłam. Rozmawiałam z nią raz, czy dwa, bo zazwyczaj była w pracy, gdy do nich przychodziłam, ale to wystarczyło, by się dowiedzieć, że jest ciepłą i troskliwą kobietą. Zazdrościłam Scottowi, że ten ma ją blisko.
Siedziałam po turecku na łóżku Scotta, a chłopak był naprzeciwko mnie na fotelu.
- Jakie są odmiany alotropowe węgla?- spytałam opierając się o notatki z chemii. McCall zamknął oczy skupiając się na pytaniu i szukając w otchłani umysłu tego zagadnienia.
- Są to grafit, diament i fullereny.- odpowiedział, na co ja posłałam mu szeroki uśmiech.
- Dobrze. To teraz powiedz...- zaczęłam, ale Scott wstał i zamknął mi książkę.- Scott.- rzuciłam oburzona, na co ten usiadł naprzeciwko i zaczął mnie całować. Nie wykłócałam się, bo sama wolałam spędzić ten czas w inny sposób. Jego dłoń dotknęła mojego uda lekko go masując, co sprawiło, że chciałam więcej. Usiadłam na nim okrakiem ułatwiając nam pieszczoty. Włożyłam ręce w jego gęste włosy podniecając chłopaka. Całowaliśmy się namiętnie i bardzo zachłannie, przez co przy każdej przerwie ciężko dyszeliśmy łapiąc oddech. Czułam na plecach i pośladkach jego dłonie. Złapałam za dół mojej bluzki i szybkim ruchem zdjęłam ją z siebie. Scott zaczął całować moją szyję, podczas gdy ja próbowałam namacać jego dolną część koszulki. Podniosłam za nią, a chłopak odsunął się trochę dając mi przestrzeń, by go rozebrać. Gdy został bez górnej części ubrania moje ręce zaczęły dotykać jego torsu, a usta zatopiłam w ustach Scotta. Było idealnie. Zjechał pocałunkami na moją szyję i ramiona robiąc w tych miejscach piekące malinki. Jego dłonie spoczęły na zapięciu od mojego biustonosza. Odpiął go łagodnie, podczas gdy ja drapałam lekko jego kark i plecy. Nagle zadzwonił mój telefon, a ja złapałam za przód biustonosza przytrzymując go na piersiach.
- To może być coś ważnego.- wyszeptałam zdyszana odsuwając chłopaka od mojej szyi.
- Niech poczekają.- stwierdził gładząc moje plecy. Uśmiechnęłam się lekko zapinając z tyłu stanik, po czym zeszłam ze Scotta i złapałam za komórkę.
- Cholera.- rzuciłam widząc wyświetlonego adresata.- To Derek. Nic nie mów.- powiedziałam do chłopaka, który przytaknął głową. Odebrałam telefon modląc się, by mój brat nie domyślił się gdzie jestem.- Halo?- spytałam uspokajając przyspieszony oddech.
- Gdzie jesteś?- spytał prosto z mostu.
- U Lydii. Musiałam oddać jej książkę.
- Dyszysz?- wypalił, a ja spojrzałam na przysługującego się rozmowie Scotta.
- Tak, biegałam i po drodze zaszłam do koleżanki.- wybrnęłam, choć czułam, że ten w to nie uwierzył.- Dlaczego dzwonisz?
- Myślałem, że jesteś w domu.
- Jak widać nie ma mnie tam.- powiedziałam patrząc na chłopaka.- Coś potrzebujesz?
- Tak, muszę z tobą pogadać. Przyjechać po ciebie?
- Nie trzeba. Będę za kilka minut.
- Do zobaczenia.- rzucił, po czym się rozłączył. Odetchnęłam ciężko przykładając dłoń do rozpalonego czoła.
- Dlaczego nie powiesz Derekowi prawdy?- spytał Scott, na co ja zaśmiałam się cicho i podeszłam bliżej siedzącego chłopaka.
- Wiesz jaki jest Derek.
- To znaczy?
- Nadopiekuńczy. Lubi kontrolować sytuację, podczas gdy nasz związek jest poza jego kontrolą. Szlag go trafi jak się dowie o naszych spotkaniach.- wyjaśniłam gładząc jego policzki.- Tak jest prościej.
- Powinien wiedzieć.
- Powiem mu...kiedyś.- dodałam, na co ten pocałował mnie w goły brzuch.- Lepiej przysiedź jeszcze przy chemii, bo jutro masz napisać sprawdzian.
- Wolałbym przysiedzieć z tobą.
- Ja też, ale widocznie to coś ważnego, skoro powiedział, że musi ze mną porozmawiać.- stwierdziłam, po czym ubrałam swoją bluzkę.
- Szlag.- rzucił nagle chłopak dotykając mojej szyi.- Masz czerwone ślady na szyi.- wyjaśnił, na co ja przejrzałam się w telefonie.
- Nie martw się. Zasłonie je podkładem.- wyszeptałam uspokajając chłopaka. Tak też zrobiłam. Wyciągnęłam z torebki korektor oraz podkład, dzięki którym zasłoniłam malinki. Ubrałam kurtkę i pożegnałam z McCallem. Droga do domu zajęła mi jakieś dziesięć minut. Dla pozorów biegłam, więc wchodząc do naszego mieszkania byłam dosyć zdyszana. Już w progu zobaczyłam krążącego po salonie brata.
- W końcu.- rzucił krzyżując ręce na piersiach.
- Chciałeś pogadać.
- Tak... potrzebuję bestiariusza.
- Nie mam go.- stwierdziłam naśladując ręce Dereka.
- Wiem. Pogadaj ze swoją przyjaciółką i przynieś mi jego kopię.
- Po co ci bestiariusz?
- Jeśli mi pomożesz, to ja pomogę wam...
- Odpowiedz.- rzuciłam zdecydowanie.
- Muszę wiedzieć wszystko o kanimie.
- Żeby ją zabić?
- Tak.
- Allison się nie zgodzi.
- To zrób to bez jej zgody.
- Nie działam za plecami Scotta.- powiedziałam poważnie.
- Po czyjej stoisz stronie?
- W tej chwili? Po stronie moich przyjaciół.- dodałam kierując się do pokoju.
- Jeszcze coś.- wypalił za moimi plecami.- Zbliża się pełnia i będę potrzebował twojej pomocy. Sam nie utrzymam Erici, Boyda i Isaaca w ludzkiej postaci. Musisz mi pomóc.
- Okej. Pomogę ci. Ale nie próbuj skłócić mnie z moimi przyjaciółmi. Nigdy.- odparłam zatrzaskując za sobą drzwi.
Kolejnego dnia opowiedziałam Scottowi o rozmowie z bratem. Chłopak bardzo stresował się sprawdzianem, dlatego całe przerwy spędzał na przygotowywaniach do niego. Na jednym z okienek podeszłam wraz ze Stilesem do biblioteki, gdzie unikając kamer chcieliśmy porozmawiać z Allison. Dziewczyna podała nam tablet przez półkę z książkami, na którym wyświetlała się przetłumaczona na angielski wersja bestiariusza.
- Nie wiedziałam, że umiesz to przetłumaczyć.- stwierdziłam czytając tekst.
- Bo nie umiem. Lydia to zrobiła.
- Ta pusta, rudowłosa lala?- spytałam, na co Stiles spiorunował mnie wzrokiem.
- Okazuję się, że jednak coś wie.- odpowiedziała szeptem Argentówna.- Przetłumaczyła tylko część tekstu, ale to wystarczy, by dowiedzieć się czegoś nowego.
- ,,Podobnie jak u wilka jego moc jest największa podczas pełni księżyca. Podobnie jak wilkołak jest istotą społeczną, ale podczas gdy wilk szuka stada, kanima szuka właściciela. Jest bronią zemsty swojego pana. Kanima była kiedyś wykorzystywana przez południowoamerykańskiego księdza, który zamordował wszystkich mieszkańców wioski. Więź kanimy z panem jest silniejsza z każdym morderstwem. Jest ona mutacją genu wilkołaka, która nie przekształci się, dopóki nie rozwiąże tego jego przeszłość, którą manifestuje."- przeczytałam.- Nic z tego nie rozumiem. Ktoś kieruje Jacksonem? I o jaką przeszłość chodzi?
- Może chodzić o jego rodziców.- odpowiedziała dziewczyna patrząc wgłąb pomieszczenia.- Biologicznych.
- Jackson jest adoptowany?- spytałam zszokowana.- Tak.
- Musimy się dowiedzieć więcej. Może Lydia będzie wiedzieć coś o jego rodzicach.- spekulował Stiles.
- Ja porozmawiam z Jacksonem.- wyszeptałam oddając tableta Allison.
- Poszedłbym z tobą, ale mam zakaz zbliżania. Scott też. Może pójdźcie razem?- wtrącił się Stiles.
- Nie możemy być razem w jednym pomieszczeniu. Moi rodzice wiedzą, że Caroline jest wilkołakiem.- wyjaśniła dziewczyna.
- Nic nie szkodzi.- rzuciłam z lekkim uśmiechem.- Dam sobie radę. Spotkamy się na następnej przerwie i porozmawiamy o tym, czego się dowiedzieliśmy.
- Okej, ale uważaj na siebie.- powiedziała z uśmiechem Allison.
- Ostatnio wytrzymałam z nim cały dzień, więc dam radę i tym razem.Heeeeejka
Nie wierzę, że sobota tak szybko mi minęła xd a jak u was? Też chcecie by sobota trwała co najmniej dwa dni?
Mam nadzieję, że rozdział się podobał😊 jeśli tak to zostawcie gwiazdkę i komentarz ♥️♥️♥️
CZYTASZ
Live to be with you | Scott McCall
Про оборотней𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑢𝑧̇𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜𝑠́ 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝑊 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖 𝐶𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑒 𝐻𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝑅𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑒̨...