Biegłam przez las przerażona tym, co widziałam. Wciąż widzę martwe oczy dziewczyny. Wbiegłam do swojego domu, który wydaje się być pusty. Szybko dostrzegłam wujka Petera, który ogląda coś w salonie.
- Wujku...- zaczynam wchodząc do pomieszczenia. Moje serce bije jak oszalałe. Mam około 6 lat.
- Co jest?- spytał wystraszony moim zachowaniem. On też jest młody. Nie wiem ile ma lat, ale jego włosy są ciemno brązowe, a twarz pozbawiona blizn.
- Widziałam trupa.- powiedziałam rozpłakując się. Wujek wskazał głową na miejsce obok niego. Usiadłam tam wciąż trzęsąc się po tym przeżyciu.
- Już dobrze.- powiedział obejmując mnie ramieniem.- Gdzie?
- W lesie.
- Miałaś sama nie wychodzić.
- Chciałam się pobawić.- wyjaśniłam, na co ten westchnął, podniósł mnie i posadził na swoje kolana.
- Posłuchaj mnie Caroline.- zaczął, a ja spojrzałam mi głęboko w oczy, które były spokojne.- To co zobaczyłaś to tragedia, która nie powinna się wydarzyć. Ale świat nie jest sprawiedliwy. Zobaczysz to jeszcze wiele razy i niestety nic z tym nie zrobisz, nie unikniesz tego. Pamiętaj jednak, że najważniejsze co mamy to życie, a odbierając je komuś robimy największy z możliwych zbrodni. Zabieramy wtedy tej osobie wszystko.
- Dlaczego kogoś się zabiją?- spytałam, na co Peter spojrzał obok mnie, jakby głęboko rozmyślając nad tym.
- Tylko potwór może kogoś zabić. Tylko potwór jest do tego zdolny.- wyjaśnił.Siedziałam przy oknie spoglądając na rezerwat, który krył w sobie tyle tajemnic. Dopiero docierało do mnie to wszystko, co się wydarzyło przed moim zemdleniem. Mój wuj jest zdrowy i jest mordercą. To on jest alfą, której status zdobył przez zabicie Laury. Jakimś cudem przekonał Dereka do swoich planów. Wiedziałam, że będą chcieli też mnie w to wciągnąć, ale nie miałam zamiaru brać udział w tym masowym morderstwie. Przecież życie jest najważniejsze...a Peter je odbiera. Nie rozumiałam dlaczego tak robił, dlatego też siedziała w ciszy głęboko rozmyślając nad tym. Jednak nic nie usprawiedliwiało jego czynów.
- Derek wyszedł.- usłyszałam głos Petera. Spojrzałam na niego gniewnym wzrokiem, który niestety na niego nie podziałał i mężczyzna podszedł bliżej.- Masz zapewne wiele pytań. Chętnie ci wszystko wyjaśnię.
- To, że zabiłeś mi siostrę, twoją siostrzenicę też możesz wyjaśnić?- spytałam zdenerwowana. Jego twarz jednak nie zmieniła wyrazu, jakby spodziewał się tego typu pytania.
- Tylko w taki sposób mogłem stać się alfą i przeżyć.
- Kochałam ją, a ona kochała nas. Mnie, ciebie, Dereka. Zabiłeś ją, żeby mieć władzę? Żeby zabijać przypadkowych ludzi i zaspokoić swój zwierzęcy instynkt?- rzuciłam, a ten bez słowa usiadł na fotelu obok mojego biurka.
- Wiesz ile poświęciłem, by stać się alfą? Serio myślisz, że zrobiłbym to wszystko, żeby zabijać przypadkowych ludzi?- spytał zbijając mnie z tropu.
- Kim są ofiary?
- Podpalaczami.- odpowiedział, a mnie zamurowało.
- Mścisz się.- rzuciłam, a ten lekko się uśmiechnął.- Ale skoro wciąż zabijasz to znaczy, że wszystkich nie dopadłeś.
- Ci, którzy nie żyją pomagali podpalić nasz dom. A dzięki Laurze i...Scottowi?- zastanowił się, a słysząc imię chłopaka przeszły mnie ciarki.- Wiemy, że rozkazał im to jeden z Argentów.
- Zostaw Scotta w spokoju.- wypaliłam, na co wuj popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
- To mój beta. Jest mi potrzebny.
- Masz Dereka.
- To za mało.- stwierdził, po czym spuściłam głowę rozmyślając nad słowami Peteram. Wyjście było jedno, ale nie byłam w stanie tego powiedzieć.- Kiedy ostatni raz rozmawialiśmy byłaś dzieckiem. Teraz jesteś dorosła, więc podejmuj dojrzałe decyzję.
- Okej.- rzuciłam, po czym podniosłam na niego wzrok.- Pomogę wam, a wy zostawicie Scotta w spokoju.
- Dobrze. Nie tknę tego chłopaka i nie zmuszę go do walki. Ale ty zrobisz coś jeszcze. Dowiesz się kto z Argentów stoi za pożarem.
- Niby jak?
- Masz mądrych znajomych i młodą Argentówne za przyjaciółkę. Coś wymyślisz.- powiedział opuszczając mój pokój.
- Nie przyjaźnimy się.
- Nie?- spytał zdziwiony obracając się w moją stronę, po czym poszedł na schody. Wzięłam głęboki oddech próbując poukładać sobie wszystko w głowie. Rodzina mnie potrzebuje i choć Peter zrobił źle to w jednym ma rację. Czas odkryć prawdę i pomścić Hale'ów. Chwyciłam za telefon, który od kilku sekund wibrował na mojej półce.
- Halo?- spytałam odbierając.
- Carol, Derek zabrał gdzieś Jacksona.- usłyszałam zasapany głos Scotta.
- Po cholerę mu Jackson?- zastanowiła się, po czym spoważniałam.- Cholera, chce go przyłączyć do stada.
- Co? O czym ty mówisz?- mówił, a mi zbierało się wszystko w całość. Derek pewnie wiedział, że Jackson chce być wilkołakiem, a z kolei on i Peter potrzebują ludzi do stada. Pierwszy raz chyba było mi szkoda Jacksona, który jeszcze nie wiedział, na co się pisze.
- Przyjdź do mnie i to szybko.
- Będę za kilka minut.- odpowiedział rozłączając się. Wstałam z parapetu słysząc głosy przed domem. Wyostrzyłam słuch, dzięki czemu usłyszałam otwierające się drzwi oraz dwa bicia serca. Dopiero, gdy usłyszałam głos Jacksona zdałam sobie sprawę, że muszę działać. Wyszłam na korytarz idąc w jego głąb, aż stanęłam na szczycie schodów, u których dole stał mój brat oraz wcześniej już słyszany przeze mnie chłopak.
- Nie rób tego.- powiedziałam do Dereka, na co ten westchnął rozkładając ręce.
- Sam tego chce.- odpowiedział, a ja spojrzałam na zdezorientowanego Whittemore'a.
- Nie chcesz być jednym z nas.
- Mylisz się. Chce być tak silny jak Scott. Tak samo szybki.- wyjaśnił.
- Oni chcą cię posłać na rzeź. Nie zgadzaj się na to, bo zginiesz.- rzuciłam, jednak Derek przerwał nasz dialog wchodząc po schodach, aż stanął w ich połowie.
- Nie wtrącaj się.- szepnął do mnie.
- Peter obiecał...
- Obiecał, że zostawi w spokoju McCalla. Nic nie mówiłaś o Jacksonie, bądź Stilesie.- zauważył, na co ja ścisnęłam pięści.
- Skąd o tym wiesz? Rozmawiałam z nim zaledwie parę minut temu.- odparłam, ale odpowiedź wyczytałam z jego twarzy.- Jak mogłeś?
- Potrzebujemy cię, a inaczej byś się nie zgodziła...
- Manipulujecie mną! Jak zawsze!- krzyknęłam wkurzona. Czułam jak po dłoniach spływa mi krew, dzięki czemu się nie przemieniłam.- Mam dość! Nie będę waszym pieskiem! Mam własny rozum i jak chcecie to zabijcie wszystkich Argentów! Mam to gdzieś!- dodałam, a w oczach Dereka dostrzegłam ból, który zapewne odczuwał słysząc moje słowa.
- Co się dzieje?- odezwał się Scott, który stał obok Jacksona. Nie widziałam nawet kiedy wszedł. Mimo to cieszyłam się z jego obecności. Tylko od niego nie czułam wrogości. Tylko jemu w tamtej chwili ufałam. Nie odpowiedziałam mu. Po prostu zaczęłam schodzić po schodach kierując się do wyjścia. Nagle zatrzymała mnie ręką Dereka.
- Przemyśl to. Mam plan.
- Co się z nami stało Derek? Z naszą rodziną?
- Zginęliśmy razem z rodzicami i Corą w tym domu.- stwierdził normalnym już głosem.- Nigdy już nie będziemy tamtymi ludźmi. A wiesz kogo to wina? Argentów. Chcemy pozbyć się tych, którzy nas zabili. Jesteś z nami lub z nimi.- na te słowa spuściłam głowę i spojrzałam na Scotta, który się nam przyglądał. Nagle usłyszałam przeładowanie broni.
- Padnij!- krzyknęłam, a po chwili z okien zaczęły lecieć kule. Jackson gdzieś uciekł, a Derek zakrył mnie swoim ciałem. Gdy znów spojrzałam w dół zauważyłam, że Scott jest ranny i tamuje gęstą krew. Mój brat też tak zauważył, chwycił moją głowę i powiedział w moje ucho, żebym go stąd zabrała. Kule dalej unosiły się w powietrzu, jednak ja musiałam go stamtąd zabrać. Łowcy nigdy nie używają zwykłych naboi, a te z wilczym zielem są wyjątkowo dla nas groźne. Szybkim krokiem stanęłam stopień niżej, po czym zaskoczyłam na sam dół. Wzięłam Scotta pod ramkę, a następnie w chwili między strzałami wyprowadziłam go na tyły domu, gdzie były drzwi na taras. Wyszliśmy nimi kierując się wgłąb lasu...byle jak najdalej od łowców.Sieeemaneczko♥️
Mam dla was nowy rozdział i jak możecie się domyśleć będzie...duuuuzo ulubionej akcji i głównego motywu Carott (,,No wreszcie" 😂😂😂)
Tak czy siak jest już wtorek, a ja mam dość tego tygodnia
Macie jakieś pomysły jak odżyć po wielu godzinach spędzonych na nauce? Dajcie znać
CZYTASZ
Live to be with you | Scott McCall
Werewolf𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑢𝑧̇𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜𝑠́ 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝑊 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖 𝐶𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑒 𝐻𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝑅𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑒̨...