62.

1.2K 62 10
                                    

Kolejnego dnia poszliśmy do szkoły, jakby nigdy nic. Choć działanie pełni i stres związany z odbiciem przyjaciół z banku było idealną wymówka, by nie iść do szkoły. W sali od angielskiego zobaczyłam siedzących chłopaków, więc bez zawahania podeszłam do Scotta z zamiarem przeproszenia go za wczorajszą kłótnie.
- Hej.- rzuciłam, na co ten wstał z krzesła i złapał mnie za ręce.
- Cześć... Słuchaj, przepraszam zachowałem się nie sprawiedliwie i powinienem trzymać twoją stronę.
- Co?- spytałam zdziwiona, a widząc jego zmieszanie pocałowałam go w policzek.- Nie chcę, żebyś był zawsze po mojej stronie. Przecież też mogę się mylić. A co do wczoraj to ja powinnam przeprosić ciebie. Zachowałam się jak skończona idiotka.
- Nie prawda.- wyszeptał zakładając mi kosmyk włosów za ucho.- Po prostu byłaś wściekła i miałaś do tego prawo. Wiem, że wolisz walczyć, więc jeśli chcesz to pogadam z Derekiem.
- Nie trzeba. Dogadaliśmy się, choć o dziwo pomógł nam Peter.
- Peter?- spytał nie dowierzając, a ja zaśmiałam się.- Jak to wszytko się skończy, to zabiorę cię na randkę. Do kina, albo do restauracji.
- Wolę pojechać nad nasze miejsce.- stwierdziłam przypominając sobie o skraju lasu, na którym często spędziliśmy razem czas.
- Jak uratujemy Boyda i Erice to zabiorę cię, gdzie tylko będziesz chciała.- wyjaśnił, na co ja się uśmiechnęłam. Bałam się, jak zawsze gdy szykowała się rzeź, a jego słowa i miłe gęsty sprawiały, że chciałam rzucić to wszystko w cholerę i spędzić wieczór w jego łóżku. Jednak nie mogłam. Oboje nie mogliśmy. Tego wieczoru spotkaliśmy się wszyscy w lofcie, gdzie planowaliśmy atak. Stiles miał mapy budynku oraz mnóstwo informacji o tym, jak włamywacze do niego weszli. A my... pochłanialiśmy to jakby od tego zależało nasze życie. W końcu tak było.
- Tedy weszli do środka. Przez kanał wentylacyjny na dachu.- wyjaśnił syn szeryfa zaznaczając to miejsce na mapie.- Prowadzi prosto do skarbca. Jeden z włamywaczy zjechał do szybu. Przewiercenie się przez ścianę zajęło mu dwanaście godzin.
- Nie mamy tyle.- stwierdziłam.- Poza tym zmieścimy się do tego kanału wentylacyjnego?
- Tak, choć z trudem.- odpowiedział nasz przyjaciel.- Żeby szybciej tam się dostać potrzebujemy dobrych narzędzi...
- Zapomnij.- rzucił Derek.
- Co?
- Ile będę mieć miejsca?
- Masz zamiar przebić ścianę gołymi rękami?- spytał zdziwiony Stiles, a mój brat skrzyżował ręce.
- Owszem.
- Pokaż te swoje wielkie pięści.- wypalił, na co ja przygryzłam wargę ukrywając rozbawienie.- Nie bój się.- dodał, a Derek wystawił pięść z irytacją.- Jesteś groźnym wilkiem. Będziesz miał kilka centymetrów na wzięcie zamachu.- mówiąc to ustawił swoją dłoń na ową odległość, a Derek szybko uderzył pięścią w rękę Stilesa, na co ten jęknął.
- Przebije się.- kontynuował mój brat, po czym spojrzał na naszego wuja.- Kto zejdzie po mnie?
- Na mnie nie patrz.- odpowiedział Peter siedzący na schodach.- Nie odzyskałem pełni strawności, a bez Isaaca macie słabe szansę.
- Mamy pogodzić się z ich śmiercią?- spytał nie dowierzając Derek.
- Jedno z nich już nie żyje.
- Tego nie wiemy.
- Chcesz się mierzyć ze stadem alf? Bezwzględnych zabójców?
- Dlatego nie idzie sam.- wypaliłam.
- Bardzo pocieszające.- stwierdził.- Wasza trójka przeciwko ich stadzie. Jeśli jaja nie skurczyły wam się jeszcze ze strachu to przypomnę, że dwóch z nich łączy się w jednego olbrzyma. Erica i Boyd byli kochani. Będzie nam ich brakować.
- Niech ktoś go znów zabije.- powiedział Stiles, na co ten spiorunował go wzrokiem. Z kolei ja spojrzałam na brata, który chyba miał chęć posłuchać bruneta.
- Derek, nie warto ryzykować.- kontynuował Peter.
- A ty?- spytał Derek.
- Jeżeli ci zależy...- zaczął Stiles.
- Nie ty.- warknął.
- Scott. Jasne.- powiedział zawiedziony.
- Jeżeli Boyd żyje musimy przynajmniej spróbować.- stwierdził Scott, a Peter wywrócił oczami.
- Ale?- spytał Derek domyślając się dalszego ciągu wypowiedzi McCalla.
- Kim jest ta druga dziewczyna? Ta co siedzi z Boydem.
- To bez znaczenia.- odezwałam się.- Musimy ich uratować.
- Szykujcie się.- wypalił Derek, na co przytaknęliśmy. Wtedy podszedł do mnie, chcąc porozmawiać w cztery oczy.
- Zgodziłem się, ale jeśli sytuacja będzie...kryzysowa to...
- Nie licz na to.- rzuciłam, a ten przewrócił oczami.
- Nie unoś się dumą. Wiem, że nie uciekła byś z pola walki, ale jeśli trzeba będzie to będziesz musiała.
- Derek...
- Mam tylko ciebie.- wypalił, a ja spuściłam wzrok.- Ja przeżyje, ale ty możesz ucierpieć. Obiecaj, że jeśli będzie trzeba to uciekniesz.
- Obiecuję.- powiedziałam niechętnie patrząc mu w oczy. Nagle ten zrobił coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Przytul mnie, widocznie odczuwając ulgę, że się nie stawiam. Spojrzałam przed siebie na wuja, który się nam przyglądał. Nie wyczytałam noc z jego oczu. Nie było w nich ani gniewu, ani radości. Był jakby obojętny.
Kilka minut później zaczęliśmy akcje. Weszliśmy na dach, a następnie do wentylacji, dzięki której weszliśmy do skarbca. Derek wynurzył ścianę, a w mroku pomieszczenia dostrzegliśmy Boyda.
- Boyd?- odezwał się Derek, a ciemnoskóry chłopak spojrzał na ans widocznie zdenerwowany. Wtedy do Scotta zadzwonił telefon.- To ja. Derek.
- Stiles, to kiepski moment.- powiedział Scott odbierając.
- Musicie uciekać!- krzyczał Stiles przez telefon.- Ściany skarbca są zrobione z hekatolitu. Rozprasza światło księżyca.
- Co to znaczy?- spytał Scott, a ja patrzyłam jak Derek wciąż uspokaja swoją betę.
- Kamień blokuje światło. Nie widzieli pełno od miesięcy.
- Rzymianie głodzili lwy przed walką z gladiatorami.- odezwał się w słuchawce Peter.- Deucalion blokował trzy kolejne przemiany, żeby zmniejszyć ich tolerancję.
- Będą silniejsi.- dodał Stiles.
- I bardziej dzicy. Są jak wygłodniałe lwy. A wy znaleźliście się w koloseum.
- Derek, mamy kłopot.- wypalił Scott, a zza pleców Boyda wyszła brunetka. Wyglądała dziwnie znajomo, ale dopiero po chwili ją rozpoznałam.
- Derek.- powiedziałam powoli zwracając jego uwagę na dziewczynę.
- Cora?- spytał równie zakłopotany, co ja.
- Kto?- rzucił Scott, ale byliśmy zbyt zszokowani, by wyjaśnić mu kim jest owa brunetka.
- Cora?- powtórzył mój brat, a ja przyłożyłam dłoń do ust wpatrując się w martwą dotąd siostrę.
- Derek, Caroline, uciekajcie.- odezwała się.- Natychmiast.
- Scott?!- krzyczał Stiles w słuchawce, gdy Scott rozglądał się po pomieszczeniu. Nagle wejście do skarbca się otworzyło i stanęła w nich kobieta, która dokończyła krąg z popiołu.
- Nie!- wypalił do niej Scott.- Czekaj!- po tych słowach dwójka więźniów przemieniła się w wilkołaki, a my staliśmy się ich celem. Nieźle nam szło, choć mimo przewagi po naszej stronie był jeden problem, który działał na naszą niekorzyść. My nie chcieliśmy ich skrzywdzić, a oni nas tak.
- Znacie ją?- spytał w chwili spokoju Scott.
- To nasza siostra.- wyjaśnił Derek.
- Co tu robi?
- Myśleliśmy, że nie żyje.
- Ciekawe kto jeszcze żyje, choć podobno nie żył.- wypaliłam.- Najpierw Peter, teraz Cora.
- Jak przeżyjemy to urządzimy jej przyjęcie powitalne.- rzucił sarkastycznie Derek, na co ja przewróciłam oczami. W drzwiach pojawiła się Allison, która wyglądała na przerażoną.
- Uważaj!- krzyknęła, a Boyd rzucił się na Scotta. Gdy wbił pazury w jego brzuch nie wytrzymałam i zraniłam atakującego w ramie.
- Wybacz, ale muszę.- wyszeptałam, po czym kopnęłam go w brzuch, a ten złapał się za ranę. Znów chciałam go zaatakować, ale ten rzucił mną o ścianę, przez co opadłam obolała na podłogę.
- Carol!- krzyknął Scott.
- Nic mi nie jest. Nic mi nie jest.- powtórzyłam ciszej czując narastający ból całego ciała. Wtedy zobaczyłam, że Allison klęka przed barierą i sięga by ją przerwać.
- Nie, nie przerywaj bariery!- krzyknął do niej Derek, ale ta zignorowała go.
- Boyd!- zawołała, po czym rozsunęła popiół.
- Allison nie!- powiedziałam, ale było za późno. Przerwała barierę, a Boyd i Cora wybiegli ze skarbca w wilczym szale. Wstałam i razem z chłopakami wyszłam do Allison.
- Coś ty zrobiła?!- wrzasnął mój brat szarpiąc ją za rękę.
- Zostaw ją.- nakazał Scott.
- Musiałam.- stwierdziła.
- Uratowała nas.- odezwałam się.
- Wiesz kogo uwolniłaś?- mówił dalej mój brat.
- To nie ja zmieniam nastolatków w morderców!- krzyknęła Argentówna.
- Nie, nie ty. Ale twoja rodzina.- wypalił Derek, a ja złapałam go za ramkę chcąc powstrzymać go przed wyznaniem jej prawdy.
- Przestań.- wyszeptałam, ale ten był nieugięty.
- Popełniłam błędy, ale odcięłam się od Gerarda.- wyznała niczego nieświadoma dziewczyna.
- A twoja matka?- spytał Derek, a Allison spojrzała na mnie.
- Jak to?
- Powiedz jej.- zachęcił Scotta, ale ten nie był w stanie.- Carol?- spytał, na co ja spuściłam głowę.
- O co mu chodzi?- spytała Allison. Spojrzałam jej w oczy, w których kryły się łzy.
- Ty jej powiesz czy ja?- mówił dalej Derek do Scotta. Już chciał coś powiedzieć, ale ja go wyprzedziłam.
- Chciała zabić Scotta.- rzuciłam zaskakując wszystkich.- Tamtej nocy. Chcieliśmy go uratować, ale twoja matka nas zaatakowała. Derek nas bronił i dlatego ją ugryzł. Nie w zemście, a w samoobronie.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? Ani ty Scott?- spytała drżącym głosem.
- Nie chcieliśmy, żebyś myślała o swojej matce jak o mordercy.- wyjaśnił Scott.- Żeby to było twoje ostatnie wspomnienie o niej.- dodał, na co dziewczyna spojrzała na bok, po czym odwróciła się i odeszła. Chciałam pójść za nią, ale zatrzymał mnie mój brat.
- Mamy ważniejszą sprawę na głowie.- wypalił. Miał rację. Moja przyjaźń, a życie wielu ludzi to była zasadnicza różnica. Pobiegliśmy więc za betami do lasu, chcąc powstrzymać je przed szałem i zamordowaniem niewinnych osób.

Heeejka kochani
Jutro proponuje maratonik piątkowy, co o tym myślicie????

Live to be with you | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz