26.

1.6K 78 4
                                    

Rano przyszedł do nas doktor Deaton, który wreszcie mógł być z nimi szczery. Okazało się, że faktycznie dużo się o wilkołakach, w końcu uratował nam życie.
- Rany się zagoiły.- stwierdził po obejrzeniu nas.- Myślę, że możecie wracać do domów. No, przynajmniej Scott.- dodał patrząc na mnie wymownie.
- Jak to?- spytał zdziwiony Scott.
- Łowcy wciąż kręcą się koło domu Hale'ów.- wyjaśnił, po czym zwrócił się do mnie.- Lepiej, żebyś tu została. W sumie to nie mamy wielkiego ruchu, a w nocy możesz spać na zapleczu.
- Możesz też zostać u mnie. Powiem mamie, że będziemy się uczyć.- zaproponował chłopak.
- To zły pomysł.- stwierdziłam patrząc mu w oczy.- Jeśli łowcy dotrą do mnie to złapią też ciebie.
- Zgadzam się z Caroline.- odezwał się znów ciemnoskóry mężczyzna.- Póki Derek się nie znajdzie powinnaś się tu ukryć.
- Dziękuję. I przepraszam za tamtą noc, gdy Derek...
- Nie masz za co przepraszać.- przerwał mi z lekkim uśmiechem. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka oznaczającego, że ktoś wszedł do kliniki. Deaton przyłożył palec do ust dając nam znak, żebyśmy byli cicho, po czym poszedł do sąsiedniego pomieszczenia. Spojrzałam na Scotta czując obecność wilkołaka. Modliłam się, żeby był to mój brat, jednak było i wiele gorzej.- W czym mogę pomóc?- spytał do klienta.
- Przyszedłem odebrać zwierzaki.- odpowiedział mężczyzna, a ja szybko rozpoznałam go jako Petera. Zamknęłam oczy załamana, że ten nas znalazł.
- Nie przypominam sobie, żebyś tu jakiegoś zostawił. Poza tym klinika jest zamknięta.- upierał się weterynarz.
- Potrzebuje ich. A jeden jest mi bardzo bliski. Muszę go odzyskać.- kontynuował dyskusje mój wuj, na co ja wymieniałam się spojrzeniami ze Scottem. Był równej zaniepokojony jak ja.
- Już mówiłem, klinika jest zamknięta. Proszę wrócić za godzinę.- odpowiedział Deaton, po czym usłyszeliśmy ciche kroki Petera.
- Nie to nie. Poszukam pomocy gdzieś indziej.- wyszeptał, żebyśmy tylko my go usłyszeli. Rzuciłam Scottowi przerażone spojrzenie, które ten odwzajemnił.

- Musi chodzić o Allison.- rzuciłam siedząc na łóżku chłopaka. Stiles chodził w kółko po pokoju Scotta. Z kolei ten patrzył przez okno głęboko rozważając moje słowa.- Musimy jej pilnować. Ja mogę to robić w szkole, ale później odpadam. Jeśli jej ojciec, albo ciotka mnie zobaczą to...
- Zabiją cię.- dokończył Stiles, na co ja przytaknęłam.- A co z Derekiem? Odzywał się?
- Nie.- odpowiedziałam krótko spuszczając głowę.
- Podsumowując musimy chronić Allison, szukać Dereka i uważać na alfę, którą jest twój psychiczny wuj.- stwierdził chłopak, a ja rzuciłam mu wrogie spojrzenie.
- I unikać łowców.- dodał Scott wciąż patrząc w okno.
- Wspaniale.- rzucił sarkastycznie Stiles.- Jeszcze jakiś genialny plan?
- Muszę dowiedzieć się od Allison kto stoi za pożarem. To na tą osobę będzie polować Peter, a gdy będę to wiedzieć, będę krok przed nim.- wyjaśniłam, a ten podniósł ręce w geście poddania.
- Niby jak chcesz to zrobić? Spytać ją?- spytał, a mnie naszła głupia i ryzykowna, choć bardzo skuteczna myśl.
- Nie ją. Jej ojca.- rzuciłam, a obaj się poderwali nie mogąc uwierzyć w moje słowa.
- Żartujesz?- odezwał się Scott krzyżując ręce na piersiach.
- Nie.- stwierdziłam robiąc minę równie zdziwioną, co oni.- Ogarnę Allison, pożar i Dereka, a wy spróbujcie się nie zabić i dostać się na bal.
- Co ma do tego bal?- spytał Stiles robiąc tą swoją słynna minę, która mówiła ,,o czym ty mówisz?"
- Będzie tam dużo naszych znajomych, a Peter powiedział wyraźnie, że spróbuję włączyć w to kogoś innego.- wyjaśniłam, na co Scott przytaknął gestem głowy.
- Jasne, ale nie możesz po prostu pójść do domu Argentów i wypytać ich o pożar.- upierał się McCall.
- Pewnie, że nie. Ale z Allison u boku nic mi nie zrobią. W końcu nie chcą by ta się dowiedziała o wilkołakach, więc nie poruszą tego tematu przy niej.
- Jesteś mistrzem zbrodni, co jest dobre, ale i przerażające.- rzucił Stiles, a ja wzruszyłam ramionami.
- Może mam to po Peterze.- powiedziałam sarkastycznie ruszając do wyjścia. Czułam na sobie przenikliwy wzrok chłopaków, ale wyminęłam ich i udałam się do kliniki, gdzie przespałam połowę nocy, a resztę spędziłam na planowaniu akcji w domu łowców.
Ponieważ wszyscy żyli balem, który miał się odbyć w najbliższym czasie wykorzystałam ten fakt i podeszłam do stojących obok toalety dziewczyn.
- Cześć.- powiedziała w moją stronę Allison widocznie ciesząc się z mojego widoku. Lydia z kolei wyglądała na trochę zdziwioną.
- Hej. Wybieracie się może na zakupy przed balem?- spytałam niewinnie, na co Allison się uśmiechnęła.
- W sumie to po szkole jedziemy do galerii. Chcesz iść z nami?
- Chętnie. Przydałaby mi się pomoc w wyborze sukienki.
- W tej sprawie dobrze trafiłaś.- odezwała się w końcu rudowłosa.- Może uda się wybrać dla ciebie coś... znośnego.- rzuciła, po czym ruszyła do sali. Na korytarzu rozległy się odgłosy jej szpilek, które uderzały z hukiem o podłogę. Spojrzałam zdziwiona na Allison, która tylko wzruszyła ramionami.
- Może wpadniesz do mnie po zakupach? Chciałabym z tobą porozmawiać.- zaproponowała brunetka wyprzedzając moje pytanie. Stałam tam mocno zdziwiona, bo w końcu tego chciałam...pójść do jej domu i rozpocząć mój plan. Jednak nie spodziewałam się, że Allison sama to zaproponuję.
- Jasne.- wyrzuciłam z siebie w końcu, na co ta się uśmiechnęła. Po lekcjach udałyśmy się w trójkę na zakupy. W między czasie dostałam od Scotta wiadomość, że trener zabronił mu uczestniczyć w balu, ponieważ ten ma złe oceny. Ja niestety musiałam tam być, choć nienawidzę balów.
Kilka godzin spędziłyśmy na wybieraniu sukienek, jednak według Lydii jedna była piękniejsza od drugiej.
- Z kim idziesz?- spytała mnie Allison.
- Z nikim. Muszę tam iść, bo wszyscy idą, ale nie zamierzam tańczyć, albo się upijać.- wyjaśniłam oglądając czarną sukienkę z rozkloszowanym dołem.
- To błąd. Bale są od tego, żeby tańczyć, jeść i pić.- rzuciła Lydią nawet na nas nie spoglądając, a przeglądając kolejne sukienki.
- A wy? Z kim idziecie?- spytałam obracając się w ich stronę.
- Jackson mnie zaprosił.- odpowiedziała Allison, a po twarzy i przyspieszonym tętnie Lydii wyczułam, że ją to boli.
- A ty Lydia?
- Nie wiem jeszcze, ale każdy chciałby ze mną pójść.- wyjaśniła wzruszając ramionami.
- Na przykład Stiles.- odezwała się Allison z jednoznacznym uśmiechem.
- Właśnie, Stiles też idzie sam.- poparłam myśl dziewczyny.- Może pójdziesz z nim?
- Pod warunkiem, że ty też z kimś pójdziesz.- rzuciła rudowłosa w moją stronę.
- Niby z kim?
- Może ze Scottem?- spytała Allison.
- Chętnie bym z nim poszła, ale nie może tam iść. Oblał ekonomię.- wyjaśniłam udając rozczarowanie. W sumie to się cieszyłam, że nie zobaczy mnie w jakiejś ohydnej kiecce.
- Szkoda.- stwierdziła Lydia.
- Ale ty umów się ze Stilesem. Bardzo się ucieszy. I ty nie pójdziesz sama, a taka laska nie powinna iść sama, bo to siara.- powiedziałam, na co ta zrobiła minę, która oznaczała, że myśli nad tym.
- Okej.- rzuciła obojętnie i udała się do przebieralni. Uśmiechnęłam się słysząc jej odpowiedź. Po chwili jednak zmieniłam wyraz twarzy, gdy moim oczom ukazał się Peter. Rzucił mi krótkie spojrzenie, po czym podszedł do Allison pokazując jej jasną sukienkę, która według niego pasowała do karnacji dziewczyny. Bez zastanowienia podeszłam do nich i złapałam Argentówne za nadgarstek.
- Idziemy mierzyć?- spytałam przerywając ich dialog.
- Jasne...- powiedziała zdezorientowana dziewczyna. Zrobiłyśmy kilka kroków, po czym się zatrzymałam.
- Wzięłam za mały rozmiar...- rzuciłam oczywiście kłamiąc.- Idź, dojdę zaraz do was.
- Okej.- odpowiedziała ruszając do przebieralni. Oczywiście zamiast do sukienek podeszłam do wuja, który przyglądał się mi.
- Czarna? Chcesz wyglądać jak na pogrzebie?- spytał z pokerową twarzą.
- Daj jej spokój.- wyszeptałam olewając jego uwagę.
- Jej rodzina zabiła naszych bliskich. Spaliła ich żywcem. A ty stoisz po jej stronie?
- A po czyjej mam stać? Po twojej? Po tym co zrobiłeś Laurze i po tym, jak wraz z Derekiem chcieliście mnie kontrolować?- spytałam, a ten przewrócił oczami.- Nie będę zabijać. Nie będę taką jak oni.
- A gdzie twoim zdaniem jest Derek? Łowcy go mają. A jeśli go zabili?- mówił, a ja miałam ochotę krzyknąć, że to nie prawda. Ale w rzeczywistości to mogła być prawda. Mógł już dawno nie żyć.- Dalej będziesz ich bronić?
- Allison nie jest winna czynom bliskich. Nie jest jak oni.
- To powiedz jej kim jesteś. Ciekawe, czy cię przytuli, czy zabije.- rzucił obracając się na pięcie, po czym znów na mnie spojrzał.- Weź inną. Ta jest za smutna.- dodał i wyszedł ze sklepu.




Live to be with you | Scott McCall Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz