Wraz ze Scottem weszliśmy do szpitala. Nie chciałam tam iść, ale ten się uparł, żebym pojechała z nim zawieźć kolacje jego mamie. Na dworze szalała burza, a korytarz szpitalny był zawalony pacjentami. Ledwo weszliśmy, gdy pani McCall nas zobaczyła i z uśmiechem do nas podeszła.
- Bogu dzięki. Umieram z głodu.- powiedziała zabierając od syna paczkę z jedzeniem, po czym obróciła się do nas i rzuciła nam przepraszające spojrzenie.- Przepraszam. Dzięki za kolacje.- powiedziała przytulając syna.
- Niezły tu tłok.- stwierdziłam rozglądając się po korytarzu.
- Owszem, przywożą nam ofiary karambolu, a dyżurny lekarz nie odpowiada na wezwania.- wyjaśniła kobieta.
- Jak to?- spytał Scott.
- Nie możemy go znaleźć. Czekamy na lekarza zastępczego.- dodała, gdy podeszła do nas kobieta, która trzymała się za ranną rękę.
- Przepraszam, mogę dostać coś przeciwbólowego?- spytała pacjentka pielęgniarkę.
- To mogłoby skomplikować sytuację.- wyjaśniła jej mama Scotta, po czym zaprowadziła ją na siedzenie.- Proszę poczekać na lekarza. Kiedy dojedzie doktor Hilliard?
- Za dziesięć minut.- odpowiedziała jej recepcjonistka.
- Scott, jedzmy.- wyszeptałam łapiąc chłopaka za ramie.- Nie róbmy tłoku.
- Zaraz.- rzucił, po czym usiadł obok kobiety z ranną ręką, która płakała z bólu. Oparłam się o recepcję przyglądając się poczynaniom chłopaka.- Czasami kontakt z drugim człowiekiem pomaga uśmierzyć ból.- powiedział do pacjentki, na co ta przytaknęła gestem głowy. Wtedy Scott złapał ją za rękę, a na jego nadgarstku pojawiły się czarne żyły. Z kolei kobieta odetchnęła z ulgą. Gdy ten spojrzał w moją stronę, ja uśmiechnęłam się do niego dumna, że pomógł kobiecie. Nagle do szpitala wszedł Ethan niosący na ramieniu Danny'ego.
- Pomocy!- krzyknął, a ja i Scott spoważnieliśmy. Podbiegła do niego pani McCall, a następnie wszyscy pomogliśmy Danny'emu sadzając go w poczekalni. Po chwili mój chłopak złapał alfę i pociągnął go na bok.
- Co mu zrobiłeś?- spytał bliźniaka Aidena.
- Bolała go klatka. Miał problemy z oddychaniem.- wyjaśnił przerażony chłopak.
- Nie dobrze.- wyszeptała pielęgniarka.- Kiedy przyjedzie lekarz?!- spytała, ale nikt nie znał odpowiedzi.- Krtań się przesunęła. To odma opłucna.- stwierdziła, po czym Danny zwymiotował jasną cieczą z kawałkami jemioły. To zaskoczyło całą naszą trójkę, która wiedziała dokładnie, że jest to trująca dla nas roślina. Pielęgniarze przewieźli chłopaka do sali, gdzie mieli zamiar udzielić mu pomocy, a my poszliśmy z nimi.- Idźcie do poczekalni.- powiedziała nam pani McCall.
- Gdzie są pielęgniarki i lekarze?- spytał Ethan.
- Mamy pełny oddział.
- Jak możemy pomóc?- odezwał się Scott.
- Ma zapadnięte płuco. Serce jest przyciśnięte do klatki.
- Umrze?- spytałam, na co wszyscy głęboko odetchnęli.
- Nie.- stwierdziła po chwili pielęgniarka.- Scott weź taśmę, a ty przetnij jego koszulkę.- nakazała, na co chłopaki to zrobili. Z kolei kobieta wyciągnęła z szuflady dużą strzykawkę. Widziałam jak Danny się dusił, a wszyscy oprócz niej byliśmy spanikowani.
- Mamo, nie oddycha.- wypalił Scott.
- Wiem.- odpowiedziała kobieta. Schowałam usta w dłoniach modląc się, by mama Scotta coś zrobiła. Po chwili ta z rozmachem wbiła w klatkę piersiową Danny'ego strzykawkę, po czym pociągnęła za nią, a przedmiot wypełnił się płynem z płuc chłopaka. Wtedy chory zaczął powoli i głęboko oddychać, co oznaczało, że się udało.
- Dziękuję.- powiedział wzruszony Danny, na co pielęgniarka uśmiechnęła się szeroko.
- Nie ma za co.- odpowiedziała. Staliśmy zszokowani tym, co właśnie zrobiła.- Co?
- Byłaś wspaniała.- stwierdził Scott, na co ja i Ethan przyznaliśmy mu rację.
- Nie przesadzaj. To nic takiego.
- Uratowała mu pani życie.- odezwałam się patrząc na oddychającego już spokojnie chłopaka.
- To moja praca.- stwierdziła.
Wyszliśmy ze szpitala, a za nami wyszedł Ethan.
- Wiem, że mi nie wierzycie, ale nic mu nie zrobiłem.- wypalił podnosząc ręce.
- Owszem, nie wierzymy.- stwierdziłam siadając na motor Scotta.
- Od razu poderwałeś Danny'ego, a twój brat Lydie.- wyjaśnił dokładniej Scott.
- Nie zrobię mu krzywdy.
- Dlaczego mamy ci wierzyć?
- Wiedzieliśmy, że jedno z nich jest dla ciebie ważne.- wyjaśnił Ethan.- Odkryliśmy, że chodzi o Lydie.
- Czyli Aiden umawia się z nią, żeby działać nam na nerwach?- spytałam zdziwiona, jednak wzrok Scotta powędrowała za nami.- Scott?- rzuciłam, na co ten odłożył kask i poszedł w stronę parkującego samochodu, który uderzył o inny stojący pojazd. Wtedy rzuciliśmy się biegiem, by sprawdzić czy nic się nie stało kierowcy, jednak gdy otworzyliśmy drzwi zobaczyliśmy, że w samochodzie nikogo nie ma, a na siedzeniu leży ćma.
- Co to?- spytał Ethan, na co Scott podniósł motyla.
- Porwał ją.- rzuciłam.- Darah porwał kolejną osobę.
Po kilku minutach na miejsce przyjechała policja oraz Stiles.
- Swoje zaginionych.- podsumował chłopak.
- Byli w aucie?- spytał jego ojciec.
- Doszło do dwóch oddzielnych porwań. Zaginęło dwóch lekarzy.
- Czyj to wóz?
- Doktor Hilliard.- odpowiedziała mama Scotta.- Doktor dyżurny nie przyjechał.
- Najpierw przyjmę zeznania od ciebie. Dajcie nam chwilkę.- rzucił do nas szeryf, po czym odeszli z kobietą na bok.
- To na pewno kolejne ofiary.- stwierdził Scott.
- Tak jak przewidział Deaton.- dodał Stiles.- Uzdrowiciele.
- Danny zwymiotował jemiołę, to nie przypadek. Umarłby, gdyby nie Ethan, a Danny nie jest lekarzem.
- Może miał odwrócić naszą uwagę?- spekulowałam, jednak żadne z nas nie znali odpowiedzi. Po chwili Stiles spojrzał na rozmawiającego przez telefon ojca.
- Słyszycie ich?- spytał, na co my ze Scottem skupiliśmy się na rozmowie mężczyzny.
- Znaleźli ciało.- odpowiedział zszokowany Scott.
- Lekarza dyżurnego.- dodałam, po czym złapałam się za głowę.
- Odwiozę cię do domu.- zaproponował Scott, na co ja się zgodziłam. Pożegnaliśmy się z przyjacielem, po czym pojechaliśmy motorem Scotta pod loft.
- Szalony wieczór.- stwierdziłam podając mu kask.
- Jak zwykle.- powiedział z uśmiechem biorąc ode mnie przedmiot.- Szkoda, że nie mieliśmy czasu pogadać.
- Pogadać?
- Wiesz, o nas.- odpowiedział, po czym zapanowała dziwna cisza, którą przerwał jego nerwowy śmiech.- Nie to miałem na myśli.- stwierdził widząc moją przerażoną minę.- Po prostu zastanawiałem się, czy nie chciałbyś przywieźć kilka swoich rzeczy do mnie.
- Do ciebie?- spytałam udając zdziwioną.
- Tak...bo często u mnie nocujesz, a mam dużą szafę i pomyślałem, że...- urwał pocierając ręką oczy.
- Derekowi się to nie spodoba.- powiedziałam.- Ale przemyśle sprawę.- dodałam, na co ten widocznie odżył.
- Świetnie. Jak coś postanowisz, to daj mi znać.
- Jasne.- wyszeptałam obejmując jego kark i bawiąc się jedną ręką jego włosami.- Dobranoc.- po tych słowach cmoknęłam go w usta, a ten pogłębił pocałunek łapiąc mnie w biodrach. Po chwili puścił mnie, a ja uśmiechnęłam się i poszłam w stronę domu.
- Pa!- zawołał, na co ja się obróciłam machając mu delikatnie. Gdy weszłam do domu zobaczyłam Dereka siedzącego na łóżku i czytającego książkę.
- Hej.- powiedziałam szczęśliwa rozmową ze Scottem.
- Hej.- odpowiedział obojętnie, po czym odłożył książkę i rzucił mi pytające spojrzenie.
- Co?- spytałam siadając na przeciwko niego na kanapie.
- Jesteś dziwnie wesoła.- stwierdził, na co ja przygryzłam wargę, a po chwili uśmiechnęłam się do siebie.- Scott?- spytał, na co ja przytaknęłam gestem głowy. Już chciałam coś powiedzieć, gdy rozległ się alarm, a Derek wyskoczył z łóżka jak poparzony, by go wyłączyć. Po chwili obok nas pojawiła się Cora.
- Co to znaczy?- spytała zerkając na okno nad biurkiem, na którym widniał symbol stada alf.
- Przyjdą po nas.- wyjaśnił, na co ja wróciłam na ziemię.- Dziś wieczorem.Siemanko♥️
Jak wam się podoba rozdziałek?
Jest uroczy, prawda?Tak poza książką, to właśnie dodałam prolog mojej nowej książki o córce Tonego Starka, więc jeśli jeszcze tam nie zajrzeliście to serdecznie zapraszam ♥️😱♥️
CZYTASZ
Live to be with you | Scott McCall
Manusia Serigala𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑢𝑧̇𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜𝑠́ 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝑊 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖 𝐶𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑒 𝐻𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝑅𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑒̨...