Zgodnie z prośbą brata, obserwowałam Jacksona, który niespodziewanie zwolnił się z lekcji. Nie chcąc zawieźć Dereka postanowiłam za nim pójść i sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. W końcu zbliżała się pełnia.
- Jackson!- zawołałam za nim schodząc po schodach przed wejściem do szkoły. Chłopak zatrzymał się w groźnym wyrazem twarzy.
- Czego?- warknął.
- Wszystko gra?
- A jak myślisz? Od jakiś dwóch godzin wydzielam...to coś.- rzucił pokazując mu chusteczkę pokrytą czarną mazią.- A twój brat nic nie mówił, że coś takiego będzie mieć miejsce.
- Bo nie wiedział. Też pierwszy raz to widzę.
- A jak to się normalnie objawia?
- Umierasz, albo rana po ugryzieniu się goi i...już.- wyjaśniłam, a ten podniósł koszulkę pokazując idealny tors.
- Widzisz? Zagoiło się. Ale co z tego skoro rzygam tym czymś.- mówił wściekły idąc w stronę swojego Porshe.
- Chce ci pomóc, a ty traktujesz mnie jak popychadło. Może w szkole jest królem, ale w tym drugim świecie jesteś zielony. W przeciwieństwie do mnie.- wypaliłam.
- Racja, chciałaś mnie przed tym uchronić. Wtedy w waszym domu.- powiedział patrząc mi w oczy.- Powiedziałaś, żebym się nie zgadzał. Niestety, kretyni już tak mają, że słuchają tylko siebie.- rzucił, po czym wszedł do auta i odjechał spod szkoły. Przewróciłam oczami, po czym wróciłam na lekcje. Po nich razem ze Stilesem i Scottem pojechaliśmy na pogrzeb Kate Argent. Dziwnie się czułam idąc tam. W końcu idę żegnać osobę, która zniszczyła mi życie. Mimo wszystko zgodziłam się. Dla Allison. Przecież wiem, co ta czuję. Też żegnałam bliską mi osobę, która uczyniła wiele zła. Ale mój wuj robił to wszystko w zemście, a Kate z czystej nienawiści. Schowani za pomnikiem obserwowaliśmy jak rodzina Argentów przy pomocy policji przeciska się między tłumem fotografów i dziennikarzów. Allison wraz z rodzicami usiadła przed grobem, a obok nich po chwili pojawił się starszy mężczyzna otoczony ochroniarzami.
- Kto to jest?- spytał Scott, a ja wzruszyłam ramionami.
- Może ktoś z rodziny.- stwierdziłam. Próbując przysłuchać się ich rozmowom.
- Kolejny łowca?- rzucił Stiles, po czym ktoś pociągnął go za bluzę.
- Co wy tu robicie?- spytał szeryf, który trzymał wciąż syna za kaptur.
- My tylko...
- Już. Do samochodu.- przerwał Stilesowi wskazując na policyjne auto. Bez słowa wsiedliśmy do środka zostając samymi sobie. Nagle odezwał się głos w radiowozie, który prosił o wsparcie w ramach napadu na karetkę.
- Chłopaki...- zaczęłam, gdy policjant w krótkofalowce ucichł.
- Ja jadę sprawdzić teren, a wy szukajcie Lydii w lesie.- rzucił Stiles i zanim zdążyłam coś powiedzieć ten wyszedł z radiowozu, po czym odjechał swoim jeepem.
- To nie może być Lydia, prawda?- spytał Scott, na co ja się zastanowiłam. Nie wiedzieliśmy czym jest dziewczyna, ale jedno było pewne. Ktoś ukradł w nocy wątrobę, a teraz napadł na karetkę. Ewidentnie tą osobą jest wilkołak lub inny zmiennokształtny.
- Lepiej znajdźmy ją przed policją.- odpowiedziałam idąc w ślady Stilesa. Wraz ze Scottem przeszliśmy cały rezerwat w poszukiwaniu rudowłosej, jednak nie było po niej żadnego śladu. Nawet jej zapach, który wyczuwał Scott ukrywał się pośród drzew. Było już późno, a słońce schowało się za horyzontem lasu.- To bez sensu. Nie znajdziemy jej.
- Słyszałaś kiedyś o czymś innym niż wilkołak?- spytał nagle Scott.
- To znaczy?
- O czymś, czym jest Lydia. Jeśli jej rana się nie zagoiła, a jednocześnie nie umarła to znaczy, że przyjęła ugryzienie, czy nie?
- Nie wiem.- stwierdziłam krótko.- Od pożaru Derek i Laura nie mówili mi za dużo o innych zmiennokształtnych. A wcześniej byłam za mała by interesować się takimi sprawami. Chociaż raz usłyszałam rozmowę mamy z Laurą. Mówiły coś o kojotołakach.
- O czym?
- Kojotołakach. Coś jak wilkołak, ale w połowie kojot, a nie wilk.- wyjaśniłam, na co ten westchnął.
- Ten świat jest...
- Skomplikowany.- dokończyłam za niego. Scott uśmiechnął się lekko słysząc moją odpowiedź.
- Miałem trochę inny pomysł na ten wieczór.
- A mianowicie jaki?- spytałam wciąż idąc w wolnym spacerze.
- Zabrałbym cię na kolacje. Później byśmy poszli na spacer po okolicy trzymając się za ręce.- tłumaczył, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.- Może nawet udałoby mi się ciebie pocałować. Jutro poszlibyśmy do szkoły jako para, a Derek przeszedł by ze mną poważną rozmowę, w której ochrzaniłby mnie za związek z jego siostrą.
- Lubi cię.
- Jako nowego wilkołaka, który ratuje mu tyłek, czy jako zakochanego w jego siostrze chłopaka?- spytał, a ja wzruszyłam ramionami.
- Kto to wie? Ale przyznam, że twój pomysł na wieczór był o wiele ciekawszy niż to, co teraz robimy.
- Fakt. Wracamy? Odprowadzę cię do domu.- zaproponował.
- Okej.- rzuciłam obracając się w stronę, z której przyszliśmy.
- Carol?- zatrzymał mnie głos Scotta.- Kim dla siebie jesteśmy? Podobasz mi się, spędzamy razem czas i w ogóle, ale nie wiem, co ty czujesz. Nie chcę ci się narzucać.- wyjaśnił, na co ja westchnęłam, podeszłam bliżej łapiąc go za policzki i łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku. Chłopak wydawał się być zdziwiony moim ruchem.
- Też mi się podobasz.- wyszeptałam gładząc jego policzek. Scott uśmiechnął się, po czym znów się pocałowaliśmy, tym razem długo i namiętnie. Czułam jak jego ręce błądzą po moich plecach, podczas gdy ja jedną ręką obejmowałam jego szyję, a drugą gładziłam bok jego twarzy. Nagle oderwaliśmy się od siebie słysząc wycie jakiegoś wilkołaka znajdującego się zaledwie kilkanaście metrów od nas. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia, po czym ruszyliśmy w tamtą stronę. Naszym oczom ukazał się zaniedbany i brudny wilkołak, który wpadł w pułapkę łowców. Był zawieszony za ręce do drzewa wisząc bezwładnie nad ziemią.
- Pomóżcie mi.- wyszeptał, a w okolicy rozległy się kroki. Zrobiłam krok, by go uwolnić, gdy ktoś złapał mnie w pasie ciągnąć za drzewa.
- Puść mnie.- zaczęłam się szarpać.
- Cicho.- uciszył mnie Derek. Dopiero teraz rozpoczynałam brata, który jednocześnie pociągnął za sobą Scotta. Schowaliśmy się za drzewem kilka metrów od wiszącego wilkołaka. Po chwili obok niego pojawiła się grupa ludzi, wśród których rozpoczynałam Chrisa Argenta oraz starszego mężczyznę z cmentarza.
- Panowie!- odezwał się starzec.- Spójrzcie na ten zadki widok. Chcesz im powiedzieć, co złapaliśmy?- zwrócił się do Chrisa.
- Omegę.
- Samotny wilk! być może wyrzucony z własnej paczki lub jako jedyny ocalał ze stada. A może odszedł sam z własnego wyboru. z pewnością nie był to mądry wybór... ponieważ, jak mam zamiar zademonstrować... omega rzadko przeżywa samodzielnie.- po tych słowach starszy mężczyzna wyciągnął miecz i jednym zamachem przeciął Omegę w połowie. Odwróciłam wzrok nie chcąc oglądać tego mrożącego krew w żyłach momentu. Gdy mężczyźni odeszli, Derek złapał mnie za szczękę bym spojrzała na martwego wilkołaka.
- Patrzcie.- rzucił do nas gniewnym głosem.- To właśnie robią Argentowie. To wojna, którą ci rozpoczęli. Sam ich nie pokonam. Potrzebuje stada.- wyjaśnił, a ja patrzyłam w puste oczy omegi.
- Jestem z tobą.- odezwał się Scott, na co ja rzuciłam mu pytajcie spojrzenie.
- Caroline?- naciskał mój brat. Spojrzałam mi w oczy, z który ten wyczytał odpowiedź.Heeejka
Czwartkowy rozdziałek frunie do was♥️ koniecznie zostawcie gwiazdkę oraz komentarz na temat treści oraz własnych propozycji, odczuć ♥️♥️ dobranoc
![](https://img.wattpad.com/cover/233861156-288-k768747.jpg)
CZYTASZ
Live to be with you | Scott McCall
Werewolf𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑢𝑧̇𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜𝑠́ 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝑊 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖 𝐶𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑒 𝐻𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝑅𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑒̨...