Myśli. Złe myśli, które wywoływały u mnie wściekłość. Siedziałam na zamkniętej toalecie powtarzając mantrę, aby zachować czysty umysł. Jednak to nie było takie łatwe, gdy jedynie księżyc oświetlał inne pomieszczenia, a ja przez otwarte drzwi łazienki mogłam dostrzec jego blask. Tak zrobiłam i tym razem. Spojrzałam tam, a widząc jego światło wpadłam w furię. Złapałam się za głowę, która wymuszała na mnie przemianę.
- Alfa, beta, omega...- powtarzałam. Miałam mokre policzki, ale nie od łez, a z potu, który pokrył całe moje ciało. Myśl kotwice. Pomyślałam o Dereku...nie, nie o Dereku. Pomyślałam o Scott'cie, na którego dziś naskoczyłam. Zła myśl, jeszcze większą chęć przemiany. Krzyknęłam wyładowując się. Gdy się uspokoiłam, a oddech zaczął się regulować zadzwonił mój telefon. Było bardzo późno, ale wiedziałam co to znaczy.- Halo?- spytałam ochrypniętym głosem.
- Potrzebujemy cię. Stiles pojechal na komisariat, gdzie jest Isaac. Jeden z łowców ma go zabić. Muszę mu pomóc. Ty udaj się na adres, który ci wyśle. Wejdź do piwnicy i wszystko zrozumiesz.- wyjaśnił mi brat.
- Derek...- zaczęłam, po czym pulsowanie w głowie przybrało na sile.
- Gdzie jesteś?- spytał szeptem.
- W łazience. Nie mogę chwycić kotwicy, a mantra nie pomaga.- wyjaśniłam przez zaciśnięte zęby.
- Tak czasem jest. Oddychaj głęboko i nie myśl o niczym, co dzisiaj zrobiłaś. Nie byłaś sobą.
- A może właśnie taką jestem? Może jestem potworem?
- Carol, wiesz dobrze, że wilkołak to tylko połowa ciebie. Poza nią jesteś moją siostrą. Skup się na tej połowie. Nie myśl o pełni i morderstwach.- Morderstwach. Kolejny przypływ emocji, na to słowo. Krzyk Petera, krew Kate wylewająca się z jej szyi i ogień...- Potrzebujemy Caroline. Nie wilka. Rozumiesz?
- Zrób to, co robiłeś gdy po pożarze nie mogłam panować nad sobą nie tylko podczas pełni. Proszę, Derek, zrób to.- rzuciłam, na co ten zrobił kilka kroków i zaczął mówić łagodnym, nostalgicznym głosem.
- Nazywasz się Caroline Hale. Twoi rodzice to Talia i Steven Hale. Masz trójkę rodzeństwa. Najstarszą Laurę, Dereka i Core. Mieszkamy w Hale House, gdzie się wychowywaliśmy. W weekendy jeździmy na ryby lub w góry. W tygodniu chodzimy do szkoły.- mówił, a ja z zamkniętymi oczami przetwarzałam jego słowa. Ta pewnego rodzaju mantra powstała tuż po pożarze. Miałam wtedy koło 10 lat i bałam się tego, co się stało. Nie rozumiałam słów policji, rodzeństwa, że już nigdy nie zobaczę mamy, taty i Cory. Wtedy Derek wymyśli sposób, by utrzymać mnie w ludzkiej postaci. Mówił wszystko, co mnie dotyczyło...tej ludzkiej natury. Mówił też o rodzicach, ale pomijając temat pożaru. Robił to tak, jakby wcale nie zginęli. W końcu w to wierzyłam i odzyskiwałam kontrolę. Na drugi dzień przypominałam sobie prawdę, ale przez noc mogłam spokojniej spać bez napadów przemian. Tylko Derek tak robił. Nagle dostałam smsa z adresem.
- Będę tam za pięć minut.- powiedziałam po chwili ciszy. Wyłączyłam telefon i wybiegłam z mieszkania zamykając oczywiście drzwi wejściowe na klucz. Na miejsce dotarłam po niecałych pięciu minutach. Było to dosyć bogate osiedle, a u jego stół stał mały domek z adresem, pod który miałam się udać. Otworzyłam drzwi, a w środku dostrzegłam tylko ciemność. Zaświeciłam latarkę w telefonie i weszłam do piwnicy, do której prowadziły wąskie schody. Na ścianach były ślady pazurów, a pomieszczenie wyglądało jak sala tortur. Były tam różne pasy, liny i ostre narzędzia, od których mroziła się krew w żyłach. Nagle ktoś złapał mnie za ramię, a ja krzyknęłam obracając się w tamtą stronę.
- To ja.- powiedział spokojnie Scott.
- Co...co to za miejsce?- spytałam rozglądając się wokół.
- Do Isaaca. Jego ojciec go tu przetrzymywał, bił i wiązał. Nic dziwnego, że zgodził się zmienić swoje życie.- stwierdził, a ja przytaknęłam.
- Co tu robię?
- Musisz mi pomóc.
- Z czym?- na to pytanie spojrzał w stronę leżącej lodówki, która miała na sobie łańcuchy i kłódki.- Nie.- rzuciłam krótko domyślając się jego planu.
- Sam siebie nie zamknę. Proszę.- wyszeptał patrząc mi w oczy. Po chwili przytaknęłam, a Scott wyszedł do środka. Już chciałam zamknąć lodówkę, gdy ten mnie powstrzymał.- To co mówiłaś na boisku...
- Nie myślę tak. Po prostu to wina pełni.
- Na pewno? Wiesz, że ja i Allison jesteśmy tylko przyjaciółmi?
- Wiem. I ufam ci.- powiedziałam z pocieszającym uśmiechem. Ten przytaknął, a ja zamknęłam drzwi lodówki. Następnie zatrzasnęłam kłódki i zapukałam w przedmiot.- Wszystko dobrze?- spytałam.
- Idź stąd.- warknął, na co ja oparłam się o przeciwną ścianę siadając na podłodze.
- Nigdzie się nie wybieram.- wyszeptałam. Oparłam głowę o ścianę i myślałam nad słowami Dereka, w które naiwnie próbowałam wierzyć. Nagle coś uderzyło, a domu rozległ się huk.- Scott?- spytałam upewniając się, że też to słyszał.
- Co to było?- odpowiedział pytaniem, a ja wstałam z podłogi patrząc na sufit piwnicy.
- Nie wiem, ale się dowiem.- wypaliłam idąc w stronę schodów.
- Nie, zostań tu.
- Nic mi nie będzie. Może to kot.- stwierdziłam wchodząc szybkim tempem po schodach. Gdy weszłam na parter zwolniłam kroku i ruszyłam korytarzem zaglądając do każdego z pomieszczeń. Weszłam do kuchni, która była na końcu korytarza. Nasłuchiwałam bicia serca głośniejszego z każdym moim krokiem. Podniosłam głowę i dostrzegłam wężowe oczy patrzące na mnie. Cofnęłam się wystraszona, a gdy wpadłam na stół jeden z wazonów z hukiem rozbił się na podłodze. Księżyc oświetlił poruszające się w moją stronę ciało istoty. Miała na sobie skórę podobną do jaszczurki, długie pazury i ogon, który wił się to w jedną, to w drugą stronę.
- No chodź.- wyszeptałam wyciągając w górę swoje pazury.- Na dalej!- krzyknęłam, a do kuchni w jego Scott, który stanął obok mnie. Wtedy bestia zawinęła ogon i wystrzeliła przez okno znikając nam z oczu.
- Co to było?- spytał zszokowany Scott patrząc dalej w tamtym kierunku.
- Nie wiem.- odpowiedziałam równie zdziwiona incydentem.- Chyba jakiś zmiennokształtny, ale...nie wiem jaki.
- Nic ci nie zrobił?- wyszeptał oglądając mnie, a ja szybko potrząsnęłam głową.
- Jak się uwolnileś z lodówki?- spytałam, gdy ta myśl do mnie dotarła. Chłopak prychnął z uśmiechem.
- Miałaś rację, że podczas pełni wilkołak rozwali wszystko. Zwłaszcza, gdy ktoś, kogo kocha jest w niebezpieczeństwie.- wyjaśnił, a ja objęłam go za szyję.
- Tak powiedziałam?
- Mniej więcej. To o niebezpieczeństwie dodałem ja.- stwierdził, a ja się zaśmiałam.
- No tak. Ja bym takiego zdania nie powiedziała.
- Kocham cię Caroline.- wypalił patrząc mi w oczy.
- Ja ciebie też Scott.- wyszeptałam, na co ten przegładził mnie po policzku.
- Jesteśmy więc parą?
- A nie jesteśmy?
- Nie wiem. Kochamy się, ale żadne z nas wprost tego nie powiedziało.
- Okej. Więc mów.- rzuciłam, a ten się zaśmiał ukazując swoje boskie dołeczki w policzkach.
- Czy moja dziewczyna zechce, bym odprowadził ją do domu?- spytał oficjalnym tonem.
- Jeśli mój chłopak mnie pocałuje...to tak. Zechce.- odgryzłam się. Scottowi nie trzeba było drugi raz powtarzać. Złączył nasze usta w namiętnym choć nie nachalnym pocałunku. Niestety przerwał nam jego telefon, który ten odebrał.
- Tak?... okej....tak, u nas jest wszystko dobrze...ale musicie o czymś się dowiedzieć... do zobaczenia.- dodał wyłączając telefon.
- Kto to?
- Stiles. Uwolnili Isaaca, a łowca jest nieprzytomny, więc na razie nam nie zagraża.
- To świetnie. A co do tego czegoś to powiem o tym Derekowi.
- Ja powiem Stilesowi i Allison.
- Dobrze.- rzuciłam kierując się do wyjścia, ale ten mnie zatrzymał.
- Gdzie idziesz?
- Do domu.
- Miałem cię odprowadzić.- upierał się, a ja uśmiechnęłam się i złapałam go za rękę, po czym razem udaliśmy się w stronę mojego domu. Pod nim rozstaliśmy się, a w środku opowiedziałam Derekowi o zmiennokrztałtnym, którego spotkaliśmy. Wkrótce wszystko miało się znów posypać.♥️♥️♥️♥️
CZYTASZ
Live to be with you | Scott McCall
Hombres Lobo𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑢𝑧̇𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜𝑠́ 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝑊 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖 𝐶𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑒 𝐻𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝑅𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑒̨...