Obudziłam się w szpitalu spocona od gorączki i zmęczona przez walkę organizmu. Po chwili dopiero poczułam czyjąś dłoń trzymającą moją. Otworzyłam oczy, a przy moim łóżku zobaczyłam zamyślonego i widocznie zmartwionego Dereka.
- Derek?- spytałam słabym głosem, na co ten wrócił do rzeczywiści i podniósł się z krzesła.
- Hej.- powiedział.- Jestem przy tobie.
- Co się ze mną dzieje?
- Nie wiem. Ale więcej was nie zostawię.- wyszeptał, a moich oczach pojawiły się łzy. Po chwili mój brat zbliżył się, aby pocałować mnie w zabandażowane czoło. Następnie wrócił na krzesło, a ja zamknęłam spokojnie oczy zmęczona rozmową z nim. Słyszałam czyjąś rozmowę i kroki, jednak nie miałam siły, żeby sprawdzić z nim rozmawia Derek.
Po kilku godzinach usłyszałam krzyk, który odbił się w mojej głowie, a ja od razu się wybudziłam rozpoznając owy krzyk. Zobaczyłam, że Derek też słyszy ten krzyk, bo widocznie się zaniepokoiłam. Przy oknie stała też moja siostra.
- Lydia.- wyszeptałam, na co oboje na mnie spojrzeli.- Mają kłopoty.
- Nie myśl o tym.- powiedział gładząc moją głowę.
- Ale Scott...
- Na pewno coś wymyśli. Jak zawsze.- powiedziała Cora podchodząc do mojego łóżka.- Teraz ty jesteś najważniejsza.
- Cora ma rację. Choć raz skup sie na sobie.- nakazał łagodnym głosem, na co ja przytaknęłam i mimo poczucia, że muszę pomóc przyjaciołom zamknęłam znów zmęczone oczy. Jednak tym razem nie było dane mi zasnąć, bo do pokoju weszła mama Scotta, która najwidoczniej kontrolowała mój stan. Podeszła do monitora, do którego byłam podłączona i zapisała coś na kartce.- Co z nią?- spytał mój brat.
- Jak już mówiłam. Wygląda na to, że jej organizm przeżył wstrząs. Nie wiemy od czego.- wyjaśniła, po czym spojrzała na mnie, a jej dłoń dotknęła mojego rozpalonego policzka.- Gorączka nie spada. Niedobrze.
- Nie możecie jej czegoś podać?- spytała zdenerwowana Cora.
- Niestety, ale nie nie wiem jak mogę pomóc, a wiem najwięcej z całego personelu o takich jak ona. Jej organizm sam musi to zwalczyć. Mogę co najwyżej monitorować jej stan, podawać płyny oraz zwalczać gorączkę. Ale jest silna i młoda.
- Zwalczy to?- dopytywał Derek, jednak kobieta się zawahała.
- Musimy na to liczyć.- odpowiedziała w końcu, po czym uśmiechnęła się do mnie i opuściła pomieszczenie. Po chwili ciszy rozległ się dźwięk otrzymanego smsa. Derek spojrzał na swój telefon odczytując wiadomość.
- Muszę wracać do loftu.- powiedział wstając nerwowo, na co Cora się zdenerwowała.
- Co się stało?
- Mam nadzieję, że nic. Zostań z Carol.
- Dobrze.- rzuciła zajmując miejsce Dereka. Ten z kolei wyszedł szybko ze szpitala, a ja zaczęłam układać w głowie możliwe scenariusze.- To moja wina. Ja powinnam oberwać tym ciężarkiem i leżeć na twoim miejscu.- mówiła, a ja nie byłam w stanie nic powiedzieć. Czułam, jak moje ciało przechodzą dreszcze, a widząca to Cora przykryła mnie szczelnie kołdrą.- Śpij, musisz wypocząć.- zgodnie z jej prośba zamknęłam oczy oddając się regeneracji. Jednak nie było to łatwe. Cała się trzęsłam z zimna mimo grubej osłony z pościeli. Dodatkowo czułam jak się pocę, co przy wysokiej gorączce było normalne. Po pewnym czasie poczułam, jak ktoś kładzie zimny okład na moje czoło, by schodzić rozpalone ciało. Odetchnęłam z ulgą otwierając lekko oczy. Nade mną stał zdenerwowany Peter, który jak się okazało przykładał mi chłodny okład.
- Kiedy ktoś zabierze moją siostrzenicę?!- spytał oglądając się na korytarz.
- Przepraszamy...- zaczęła matka Scotta, która widząc wuja zatrzymała się rozliczając widocznie jego osobę.- Przecież nie żyjesz.
- Często to słyszę.- rzucił, a ja poczułam silny napływ cieczy do mojego gardła. Obróciłam się na bok, po czym zwymiotowałam czarnym płynem z jemiołą na podłogę. Następnie opadłam wykończona na łóżko tracąc przytomność. Odzyskując przytomność usłyszałam oznaki walki, a po chwili ktoś wziął mnie na ręce i zaczął biec. Po chwili położyli mnie na czymś zimnym, a ja znów odpłynęłam.*Scott
Patrzyłem jak Peter niesie nieprzytomną Caroline, a następnie kładzie ją na stole. Była rozpalona i pokryta potem. Widząc ją w takim stanie, byłem przerażony.
- Czy ona umiera?- spytałem Petera, który sprawdzał stan siostrzenicy.
- Nie zdrowieje.- wyjaśnił krótko, gdy ta zaczęła majaczyć z powodu gorączki. Stałem nad nią modląc się, by wytrzymała w tym stanie, aż opuścimy jakoś szpital. Wtedy dopiero mogliśmy się nią zająć.
- Scott.- wyszeptała niewyraźnie.- Scott...- powtórzyła, na co ja złapałem jej rękę.
- Jestem tu.- powiedziałem, a Peter się odsunął dając mi dostęp do dziewczyny.
- Scott.- powtórzyła znów, a mi krajało się serce.
- Musimy ją stąd wyciągnąć. I to jak najszybciej.- stwierdziłem.
- Było zabić tą sukę.- wypaliła Cora równie przejęta. Nagle drzwi do sali się otworzyły i stanęła w nich pani Blake.
- Tylko ja mogę ją uratować.- stwierdziła pewna siebie.- Tylko ja wiem, gdzie jest szeryf Stylinski. W szpitalu są alfy, które chcą mnie zabić. Pomogę wam, jeśli wyprowadzicie mnie stąd żywą. Tylko wtedy.- zaznaczyła. Miałem ochotę poderżnąć jej gardło, ale miała rację. Musiała żyć, żebyśmy mogli znaleźć ojca Stilesa i uratować Caroli. Niestety Derek jej nie uwierzył i w pierwszym odruchu rzucił się do niej, a ja go powstrzymałem.
- Chciała uciec.- wypalił wściekły.
- Próbowałam się ratować.
- Jeśli jesteś po naszej stronie, ulecz ją.- nakazał Stiles, ale ta tylko się powtórzyła.
- Kiedy będę bezpieczna.
- Proponuje inną metodę.- odezwał się Peter.- Tortury.
- Jestem za.- wypalił Derek.
- Jeśli mamy pomóc Caroline, to musimy się jej słuchać.- wyjaśniłem powstrzymując alfę, wtedy rozległ się głos mojej mamy z głośnika.
- Pan Deucalion...po prostu Deucalion prosi panią Blake, żeby zgłosiła się do recepcji. Jeśli się zjawisz, reszta będzie mogła wyjść. Masz dziesięć minut.- powiedziała.
- Nie zrobi jej krzywdy.- odezwała się kobietą czytając w nich myślach.
- Zamknij się.- uciszył ją Derek.
- Scott, ty wiesz dlaczego. Powiedz, że mówię prawdę.
- O co chodzi?
- Zależy mu nie tylko na tobie.- wyjaśniła Jennifer.- Deucalion dąży do perfekcji, a do tego potrzebny jest mu rzadki alfa.
- Prawdziwy alfa.- dodał Peter zerkając na mnie. Czułem na sobie wzrok wszystkich.
- Co to?- spytał Stiles.
- Prawdziwy alfa nie musi kraść nich od innych. Polega na sile własnej woli. Jak nasze Scott.- wyjaśnił mężczyzna, a Derek spojrzał mi w oczy.
- To bez znaczenia.- rzuciłem kończąc temat.- Musimy zabrać stąd Caroline.
- Scott, a twoja mama?- spytał mój przyjaciel.
- Powiedziała, że za dwadzieścia minut wróci karetką. Chyba jeszcze zdążymy. Musimy zejść do garażu i wynieść się stąd.- wyjaśniłem.
- Bliźniacy nas nie wypuszczą.- stwierdził Peter.
- Odwrócę ich uwagę.
- Walką?- spytała Cora.
- Jeśli będzie trzeba.
- Pomogę ci.- rzucił brat mojej dziewczyny.
- Nigdzie się nie wybieram bez Dereka.- odezwała się Jennifer.
- Ja zostanę.- powiedział Peter.- Ale wolałbym mieć przewagę.
- Czyli broń?- dopytywał Stiles.
- Lepszą niż kij baseballowy.Na prośbę misiek1345 oraz Arabella_479 ♥️♥️♥️miłego dnia
CZYTASZ
Live to be with you | Scott McCall
Werewolf𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑢𝑧̇𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜𝑠́ 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝑊 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖 𝐶𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑒 𝐻𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝑅𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑒̨...