Po całym dniu drogi zatrzymaliśmy się przy motelu, w którym mieliśmy spędzić noc. Po wyjściu z autobusu zdaliśmy sobie sprawę, że budynek ten jest pusty i...stary.
- Widywałem gorsze.- stwierdził optymistycznie Scott.
- Niby gdzie?- spytał sarkastycznie Stiles, po czym rozległ się gwizdek trenera.
- Bieg przełożono na jutro. To najbliższy motel, który ma wolne pokoje i chce przyjąć bandę degeneratów.- wyjaśnił, po czym pokazał garść kluczyków do pokoi.- Będzie spać dwójkami.- dodał, na co ludzie złączyli się w pary i zabrali kluczyki od mężczyzny.- Nie życzę sobie żadnych seksualnych perwersji. Trzymajcie lepkie rączki przy sobie.
Autobus odjechał, a my z dziewczynami stałyśmy dalej przy ulicy.
- Nie podoba mi się to miejsce.- stwierdziła Lydia.
- Właściwie pewnie też go nie kochają.- zażartowała Allison.- To tylko na jedną noc.
- W jedną noc może się wiele wydarzyć.- wyszeptała, jednak ja zignorowałam jej uwagę.
- Dobrze słyszałam, że pokoje są dwuosobowe?- spytałam zdezorientowana.
- Chyba zmieścimy się w trójkę na dwóch łóżkach, nie?- rzuciła Allison biorąc mnie pod ramię. Ruszyłyśmy w stronę schodów, a następnie do naszego pokoju, który wyglądał jak sprzed kilkudziesięciu lat. Złączyłyśmy łóżka, po czym usiadłam na ich brzegu.
- Nie wiem jak wy, ale ja jestem wykończona.- powiedziałam poprawiając włosy.
- Ja też.- odparła Allison.- Pójdę wziąć prysznic.
- Ja pójdę do kierownika po świeże ręczniki. Te śmierdzą papierosami.- rzuciła Lydia wychodząc z naszego pokoju. Allison z kolei zdjęła kurtkę i udała się do łazienki. Ja chwyciłam za telefon licząc na wiadomość od Cory w sprawie ciała Dereka, jednak nie dostałam żadnej informacji. Położyłam się więc na boku, a czując zmęczenie szybko usnęłam. Po pewnym czasie ktoś zaczął mnie budzić. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam brunetkę, która była widocznie zdenerwowana.
- Co jest?- spytałam pocierając oczy.
- Spałaś bardzo twardo.- wyjaśniła.- Nie słyszałaś jak wołałam?
- Nie.- odpowiedziałam czując dalej ciężkie powieki.
- Wszystko w porządku?
- Tak, jestem po prostu bardzo zmęczona. - wyjaśniłam, ale ta złączyła tylko usta w linie, po czym westchnęła ciężko.
- Scott tu był. Coś się z nim dzieje. Był... dziwny.
- Pewnie też jest skołowany po podróży.
- Może masz rację. Pójdę poszukać Lydii.
- Okej.- wyszeptałam zamykając znów oczy. Nie wiem ile spałam, ale sny były bardzo męczące. Słyszałam krzyki, widziałam płomienie i mój stary dom. Znowu to wróciło. Gdy się obudziłam, byłam roztrzęsiona. Rozejrzałam się, jednak nikogo w pokoju nie było. Usłyszałam głos w mojej głowie, hipnotyzujący głos każący mi przeszukać torebkę. Szukałam w niej nerwowo, aż wyjęłam z niej zapalniczkę. Wzięłam też koc i ubrania Allison. Usiadłam na podłodze zapalając ogień. Obserwowałam jak mój oddech lekko kołysze płomieniem. Po chwili przyłożyłam go do materiałów, które zaczęły się palić. Siedziałam przy nich obserwując jak z płomienia przeistaczają ssie w pożar.
- Talia Hale, Laura Hale, Peter Hale, Kate Argent...Derek Hale.- mówiłam, choć słowa same ze mnie płynęły, jakbym tylko była ustami, a nie głosem.
Wyciągnęłam rękę do ognia, gdy drzwi się otworzyły z hukiem i usłyszałam głosu moich przyjaciół. Byłam jednak w transie, z którego nie mogłam się wybudzić. Ogień przyciągał mnie, a moja ręka niebezpiecznie zbliżała się do niego. Nagle ktoś złapał mnie za ramię i zaczął mną trząść. Słyszałam jak przez mgłę czyjś głos. Gdy moja ręka dotknęła ognia otrząsnęłam się o cofnęłam do tyłu unikając płomienia. Stiles wyciągnął gaśnice i ugasił pożar, a ja patrzyłam przerażona na spalone przede mną rzeczy.
- Caroline?- spytała Allison klęczącą obok mnie.
- Ja...- zaczęłam, po czym rozejrzałam się nerwowo po pokoju.- Nie wiem. Nic nie pamiętam. Spałam i...- przerwałam znów, oddychając ciężko.
- Już dobrze. Nic nie pamiętasz?
- Nie.- wyjaśniłam, po czym chwyciłam za zapalniczkę, która leżała obok mnie.
- Użyłaś jej do podpalenia ubrań.- wyjaśnił Stiles.
- Ale to nie moje. Przecież nie palę.- stwierdziłam, a wszyscy wymienili między sobą spojrzenia.
- Coś się tu dzieję.- odezwała się dotąd milcząca Lydia.- W tym motelu zabiło się łącznie 198 osób. Boyd, Ethan i Isaac również chcieli się zabić. Ty chyba też.
- Musimy się stąd wynosić.- wypaliła Allison.
- Same wilkołaki.- wyszeptałam, co zwróciło uwagę moich towarzyszy.- Gdzie jest Scott?- spytałam przerażona.
- Nie wiemy...- zaczął Stiles, ale ja wstałam i wybiegłam z pomieszczenia kierując się na plac przed motelem. Za mną pobiegli moi przyjaciele.
- W autobusie jest jeszcze jedna flara?- spytała Lydia.
- Pójdę po nią.- powiedział Stiles, jednak ja zatrzymałam się gwałtownie, a ci zrobili to samo. Kilka metrów dalej stał Scott pokryty jakaś cieczą i trzymający w dłoni paląca się flarę. Podeszliśmy powoli do niego. Płakał, a obok niego leżał pusty pojemnik po benzynie, więc domyślaliśmy się, że tym właśnie się oblał.
- Scott?- spytałam patrząc na niego. Ten spojrzał mi w oczy, ale nie był sobą. Kierował nim Darah tak, jak mną chwilę wcześniej.- Scott, odłóż to.- mówiłam wyciągając w jego stronę ręce.- Proszę cię.
- Nie ma żadnej nadziei.- oparł, na co ja pokręciłam głową.
- O czym ty mówisz? Zawsze jest nadzieja.
- Nie dla mnie. I nie dla Dereka.- wyjaśnił, a ja wzięłam głęboki oddech.
- To nie była twoja wina. Nie mogłeś nic zrobić.
- Próbuje z tym walczyć, ale jest coraz gorzej.
- Wiem, też się ledwo trzymam.- powiedziałam załamana.- Ale Derek nie chciałby, żebyśmy zginęli. Ani ty, ani ja.
- Scott, nie jesteś sobą.- przemówił Stiles podchodząc bliżej.- Ktoś mówi ci, co masz robić.
- A może właśnie taki jestem? Może wszyscy na tym zyskają?
- Kto na tym zyska?- spytałam zalewając się łzami.
- Wszyscy. Nawet ty. Będziesz szczęśliwsza beze mnie.- stwierdził również płacząc.
- Nie prawda. Kocham cię.
- Nie wiem jak. Byłem nikim, gdy mnie poznałaś. Pamiętasz Stiles jacy wtedy byliśmy? Zaczęło się tamtej nocy, gdy zostałem ugryziony. A wcześniej? Byliśmy zerami. Nie byliśmy lubiani. Nie umieliśmy grać w lacrosse. Nic nie znaczyliśmy. Może znów powinienem być nikim? Zniknąć?- spytał unosząc flarę bliżej swojego ramienia.
- Posłuchaj mnie.- odezwał się Stiles robiąc krok do przodu.- Nie jesteś nikim. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Potrzebuję cię. Scott, jesteś moim bratem.- wyjaśnił, po czym wszedł w kałuże benzyny, a ja wstrzymałam oddech widząc, co ten robi.- Jeżeli chcesz się zabić, to zrobimy to razem.- stwierdził łapiąc za flarę. Wyjął ja z ręki Scotta, po czym wyrzucił kilka metrów dalej. Nagle zawiał wiatr, a flara przeturlała się do kałuży. Lydia zobaczyła to i krzyknęła pchając chłopaków do tyłu poza rozlaną benzynę. Z kolei ja i Allison przebiegłyśmy kucając przy nich. Benzyna się podpaliła, a ogień uniósł się w górę. W tym oto płomieniu zobaczyłyśmy zakapturzoną postać, której twarz była pokiereszowana. Gdy ogień zgasł, wstaliśmy z ziemi.
- Co teraz?- spytała Allison.- Nie możemy tam wrócić.- stwierdziła patrząc na motel. Przygryzłam wargę, po czym spojrzałam na nasz autobus, który był zaparkowany na placu. Wróciliśmy do motelu, by zabrać się rzeczy, a następnie weszliśmy do pustego autobusu. Wzięliśmy też ze sobą Boyda i Isaac, którzy rozłożyli się na tylnych siedzeniach. Usiadłam w połowie, a obok mnie usiadł Scott. Lydia i Allison usiadły naprzeciwko nas. Z kolei Stiles rozłożył się przed nami prawie z marszu zasypiając.
Chłopak złapał mnie za rękę, na co ja spojrzałam w jego oczy, chcąc sprawdzić jego stan. Scott odetchnął spokojnie, więc ja oparłam głowę o jego ramie, a on przyciągnął mnie do siebie i tak usnęliśmy. Rano obudził nas trener, który wraz z resztą uczniów wrócił do autobusu.
- Nie chce o niczym wiedzieć.- rzucił.- Bieg został odwołany. Wracamy do domu. Ładujcie się!- wrzasnął, na co nastolatkowie zaczęli zajmować miejsca. Z kolei ja przetarłam zmęczone oczy i spojrzałam na Scotta, który również nie wyglądał na zbytnio wyspanego. Nagle przed nami usiadł Ethan, a na jego widok wzięłam głęboki oddech.
- Spokojnie.- powiedział widząc moją reakcję.- Nie wiem, co się wczoraj stało, ale zawdzięczam wam życie.
- Właściwie to mi.- odezwał się Stiles, na co Ethan przewrócił oczami.- Ale wszystko jedno.
- Chce się odwdzięczyć.- kontynuował jeden z bliźniaków.
- Ty?- spytałam.- Zabiliście mojego brata.
- Derek żyje.- powiedział, a mnie zamurowało.
- C..co?- wyjąkałam mając nadzieję, że się nie przesłyszałam. Scott też wyglądał na zszokowanego.
- Derek żyje.- powtórzył Ethan, na co ja przyłożyłam dłoń do ust nie dowierzając w jego słowa.- Ale zabił jednego z nas, więc są dwa rozwiązania. Albo przyłączy się do nas...
- I zabije kogoś z nas.- dokończył za niego Scott.
- Albo Kali go wykończy.- stwierdził chłopak.- Tak to działa.
- Wasz kodeks jest nieco barbarzyński.- wypalił Stiles, jednak ten zdążył już wstać i pójść na tyły autobusu. Po chwili Lydia wstała łapiąc za gwizdek trenera.
- Mogę pożyczyć gwizdek?- spytała szybko.
- Ale oddaj.- powiedział trener, na co ta usiadła na miejsce, przyłożyła dłoń do końca przedmiotu i dmuchnęła w niego. Gdy pokazała swoją dłoń, widniał na niej proszek.
- Wilcze ziele.- wyjaśniła rudowłosa.
- Za każdym gdy trener gwiżdże Caroline, Scott, Isaac, Boyd oraz Ethan...- zaczął zszokowany Stiles.
- Wszyscy je wdychamy.- dokończył jego przyjaciel.
- Otruliśmy się.- stwierdziła Allison.
- W ten sposób Darah wdał się w ich umysły.- zakończył myśl Stiles, po czym chwycił przedmiot i wyrzucił go za okno odjeżdżającego już autobusu.
- Stylinski!- krzyknął trener, ale było już za późno. Wracaliśmy do domu.Heeejka
Wow, zmieściłam cały odcinek w jednym rozdziale 😂😂😂 może dlatego, że Caroline większość akcji przespała xd ale myślę, że dobrze ukazałam jej szaleństwo kierowane przez Daraha. Przykre, że gdy ta chciała się spalić, Derek zabawiał się z Jennifer 😂 ale cóż, nie ma to jak rodzina Hale'ów 😉 napiszcie koniecznie, co myślicie o tym rozdziale i zostawcie gwiazdkę jeśli wam się podobał, a jutro pojawi się dalszy ciąg opowiadania ♥️ dobranoc
![](https://img.wattpad.com/cover/233861156-288-k768747.jpg)
CZYTASZ
Live to be with you | Scott McCall
Werewolf𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎. 𝐶𝑧𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑎 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑑𝑢𝑧̇𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝐶𝑧𝑦 𝑚𝑜𝑧̇𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜𝑠́ 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐́? 𝑊 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖 𝐶𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑒 𝐻𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝑅𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑒̨...