Czuję, że to dobry moment na mój wywód na temat Madonny z 2005 roku. Musicie wiedzieć, że od rozdziałów o La Isla Bonita i... o czymkolwiek jeszcze pisałam sporo się zmieniło- według mnie na plus, ale podejrzewam, że połowa osób poczuje w swoim rockowym sercu ukłucie. Nie odmówię sobie jednak satysfakcji zawiedzenia paru ludzi, więc ogłaszam wszem i wobec, że bardzo, bardzo, bardzo polubiłam Madonnę. Mało tego! Mój szacunek wobec niej wzrasta wprost proporcjonalnie do liczby posiadanych przeze mnie albumów jej a̶u̶t̶o̶r̶s̶t̶w̶a̶ wykonania (stan na 7.12.2020: trzy, słownie: 3). I co, zatkao kakao?
Sorry to bardzo dobry tutorial jak nie zginąć w odmętach przeszłości na rynku muzycznym. Nie można tak po prostu robić w muzyce popularnej i mieć nieustannie ten sam styl, bo w pewnym momencie publika ziewnie i machinalnie zwróci się ku Britney Spears. Madonna to wiedziała, więc z podróbki Marylin Monroe przesiadła się na brokatową półstriptizerkę wyginającą się w rytm disco pop/house. Fajnie, nie?
Tekst oczywiście nie ma znaczenia, bo to Madonna, choć wart zanotowania jest fakt, że wśród bełkotu, który wydobywa się z jej ust podczas bridge'a przewija się polskie "przepraszam"! Jest ono jednak wypowiedziane po amerykańsku, co oznacza, że żaden Polak się nie skapnie, że to w naszym języku. Dla ciekawskich- bridge zaczyna się w 2:47, powodzenia.
Muzycznie i wizualnie (mmm ten seksi-kobietowyzwolony-dwatysiącepiąty teledysk...) Sorry to kontynuacja Hung Up, które po krótce omówiłam przy okazji Gimme Gimme Gimme ABBY. Jest to jedno z niewielu umpa-umpa, które mi się naprawdę podoba! I nie dość, że każdy zna ten kawałek, to jeszcze ta melodia potrafi nieźle zainfekować mózg. A potem rozwiesza się pranie, prasuje, karmi gołębie czy czyta książkę, mając w głowie tylko chwytliwe I don't wanna hear, I don't wanna know/ Please don't say you're sorry
I heard it all before
and I
can't take it anymore
I don't wanna hear...
----------------------------------------------------------------------------
Hej, Czytelnicy!
Zauważyłam, że już dawno odeszłam od pierwotnego założenia, które sobie włożyłam do świadomości, gdy zaczynałam pisać tę książkę. Jej głównym zadaniem miały być krótkie opisy znanych utworów (patrz np.: You Can Call Me Al). Jednak, jak widzicie, niektóre rozdziały są jebutnymi wywodami o wielu różnych albo, o zgrozo, o jednej konkretnej rzeczy. Nie wiem, co mam o tym myśleć!
Powiedzcie mi więc proszę, czy podobają wam się dłuższe rozdziały, czy jednak powinnam starać się je bardziej kondensować?
Potrzebuję świeżego spojrzenia na tę sprawę. Liczę na Was!
Ja
CZYTASZ
Gdzieś to już słyszałem!
Historical FictionOto zbiór piosenek, które gdzieś na pewno słyszałeś, ale zapomniałeś o ich istnieniu. Teraz masz okazję, by sobie je przypomnieć! Wszystkie utwory skrzętnie zbierałam latami t̶y̶l̶k̶o̶ ̶d̶l̶a̶ ̶s̶i̶e̶b̶i̶e̶ specjalnie po to, żeby się nimi podzielić...