Talk Talk - It's my life

187 14 7
                                    

Moje niedawne odkrycie (zaledwie sprzed tygodnia), za które przez następne 3 lata będę dziękować algorytmowi YouTube'a, bo ta piosenka to jest po prostu złoto i kocham ją całym serduszkiem! Dzięki niej powoli zaczynam się wkręcać w świat twórczości zespołu Talk Talk i Marka Hollisa (on tu śpiewa). Od razu przepraszam jak się za bardzo rozpiszę, postaram się streszczać, chociaż będzie ciężko :D

Można tu zauważyć zbieżność tytułów, ale niech Was to nie zmyli, It's my life  zespołu Talk Talk w żadnym wypadku nie jest coverem piosenki Bona Joviego. Za to znalazł się ktoś, kto postanowił nagrać własną wersję powyższego utworu i to właśnie ją prawdopodobnie będziesz kojarzyć lepiej. Tym kimś była Gwen Stefani, wokalistka zespołu No Doubt.

No nieźle jej wyszło, muszę przyznać. Cover ma zupełne inny wydźwięk niż oryginał, jednak absolutnie nie jest to wada.

Ale wróćmy do Talk Talk. Nie za bardzo interesuje mnie, o czym Mark śpiewa w It's my life- na pewno coś tam o miłości, że to jego życie, bla bla bla... Tak to już ze mną jest, że bardziej niż tekst (chyba, że jest naprawdę wybitny) zajmują mnie teledyski. A tu, no muszę przyznać, że teledysk jest... zwyczajny. Na pierwszy rzut oka. Bo cóż jest takiego ciekawego w przeplatających się ujęciach uciekającej antylopy, ławicy ryb, oka sowy i Marka stojącego w zoo? No właśnie, nic. 

Na szczęście istnieje coś takiego jak wujek Google. Można tam przeczytać, że Talk Talk w teledysku do It's my life nabijają się z artystów, którzy śpiewają w swoich mjuzik wideo z playbacku. Albo ogólnie śpiewają z playbacku. Chodzi o to, że Mark w tym teledysku nic nie robi- nie tańczy, nie gestykuluje i, przede wszystkim, nie rusza ustami. 

Nie spodobało się to MTV, które kazało chłopakom z Talk Talk zrobić drugi teledysk, na którym ma być widać grający zespół. No to zrobili. 

Widać, że ewidentnie mieli wymagania MTV głęboko w dupie, bo w drugim teledysku również robią sobie jaja. Po prostu nagrali na greenscreenie śpiewającego Marka i spółkę, następnie nieudolnie nałożyli jego twarz na stary teledysk (tak, że zajmowała 3/4 ekranu), po czym zaserwowali takie cudo MTV. Nie ma co, mieli niezły tupet...

Strasznie to dziwne, że ja, osoba, którą wszelkie syntezatory, elektroniczne perkusje i inne najnowsze cuda techniki irytują do granic możliwości, pokochała Talk Talk. Chociaż myślę, że to raczej zasługa niezwykłego głosu i charyzmy Marka Hollisa oraz ich niesamowitego poczucia humoru. Uwielbiam w nich to, że gdy napiszą jakąś smutną piosenkę z głębi duszy, to w teledysku odwracają kota ogonem i robią z całej sytuacji komedię.

Jakimś cudem Talk Talk skłonił mnie do kupienia ich dwóch albumów po 3 dniach słuchania ich utworów. Magia.








ROZPISAŁAM SIĘ PRZEPRASZAM

Gdzieś to już słyszałem!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz