34. Posłałam triumfalny uśmiech wiedząc, że już wygrałam

40 5 2
                                    

3 lata wcześniej
Obudziłam się z bólem głowy naciskającym na moje skronie. Czułam jakby mój łeb był wielkim arbuzem, a ktoś - najprawdopodobniej jakiś idiota - ściskałby go z obu stron, próbując tym sposobem go roztrzaskać. Był już tego bliski, jednak w ostatniej chwili znalazłam tabletkę i kran. Byłam na tyle leniwa, że napiłam się prosto z niego, nie wysilając się na szukanie szklanki, bo tak właściwie wolałam się skupić na odnalezieniu siebie, a konkretniej to informacji o tym, gdzie jestem. Rozejrzałam się wokół. Nic specjalnego. Przestronne mieszkanie w centrum, z widokiem na całe miasto przez ogromną szybę. Na oko miało mniej więcej sto metrów, może więcej, może mniej. Stało w nim dużo różnych potrzebnych i mniej potrzebnych przedmiotów, jakieś rośliny, obrazy, półki na książki, na których osiadł kurz. Właścicielem mógł być facet po trzydziestce, czterdziestce albo biurowa lafirynda, sekretarka, która ma romans z własnym szefem, kobieta biznesu, urodzona tylko po to by pracować. Znając mnie i moje otoczenie, obstawiałam to pierwsze.
Usiadłam przy kuchennym stole, na krześle wartym więcej niż telefon przeciętej szesnastoletniej dupy i zaczęłam się zastanawiać, sklejać do kupy wydarzenia z wczorajszej nocy.
Błyski, światła, drinki, dragi, suki, rzygi, faceci, pieniądze.
Pieniądze i dragi, to na tym widziałam, że muszę się skupić, że muszę wysilić szare komórki i wygrzebać wspomnienie o tym, gdzie jest ten durny hajs i parę tabletek, które zostały, gdzie moja portmonetka, w której zamiast pudru za sto dwadzieścia złoty trzymam narkotyki o podobnej wartości.
Zaczęłam się miotać i szukać wszystkich tych rzeczy po mieszkaniu, ale zamiast tego znalazłam coś, czego nie szukałam nigdy, nawet gdyby świat się walił, zostawiłabym to na pastwę losu, nie ratowała, gdyby tonęło, a wręcz bym to utopiła.
Te żywe gówno, ta żelatyna na dwóch nogach na co dzień odzianych w dresy z Adidasa i Air Maxy. Narzucał na siebie czarną kurtkę i szarą bluzę z młodzieżowym, adekwatnym do jego wieku nadrukiem. Choć zawsze kiedy z nim gadałam miałam wrażenie, że rozmawiam ze zasmarkanym dzieciakiem, któremu ktoś zabrał lizaka. Kretyn z kolczykami, które robił sobie sam, lub po znajomości w mało sterylnych warunkach. Z platynową grzywką narzuconą na jedną połowę czoła, niepasującą ani trochę do jego ciemnych brwi i naturalnie brązowych włosów. Typowy sportowiec - wielkie mięśnie, mały mózg. Zaliczył więcej lasek niż sprawdzianów w szkole, wszystkie traktował, jak szmaty, z takim samym poniżeniem. Czuł się przy nich jak Bóg, kiedy rozkładały nogi i potulnie czekały aż wejdzie im między nie.
–Co ty tu robisz, ty – zaczęłam z obrzydzeniem, patrząc na jego nagie ciało okryte lekko prześcieradłem.
–Zamknij się ruda, próbuje spać – wymamrotał, drapiąc się po prawym pośladku.
–Nie uciszaj mnie – ostrzegłam. Chłopak podniósł się do siadu i pomasował po głowie.
–To już? Mam zacząć się bać? – kpił, czyli popełnił jeden z grzechów głównych. Moich grzechów głównych. Nie miałam zamiaru tego tolerować. Usiadłam obok niego na łóżku i zaczęłam się w niego wpatrywać, mając przyklejony uśmiech do twarzy. Zdezorientowany spojrzał na mnie, nie wiedząc co zrobić, a ja wykorzystałam moment jego zawahania i szybkim ruchem sprzedałam mu cios prosto z główki, co wywołało u niego krwawienie z nosa.
–Frajer – parsknęłam śmiechem i wstałam z łóżka w celu dalszych poszukiwań swoich rzeczy osobistych.
–Wczoraj, jak skakałaś mi na chuju to Ci to wcale nie przeszkadzało – krzyknął za mną. Na jego słowa aż skręciło mnie w środku.
–Co? – wykrztusiłam z siebie.
–No co, co? Dałaś dupy niewydymko – poinformował. – Jest za to jakiś specjalny tytuł albo odznaczenie? W końcu ty ponoć się "szanujesz" – zrobił cudzysłów palcami.
–Żałosny jesteś – przekręciłam oczami.
–Może, ale co poruchałem to moje – uśmiechnął się triumfalnie i wstał z łóżka, nie przejmując się ani odrobinę, że ukazuje mi się "w pełni okazałości".
–Wierzba! – krzyknęłam, zasłaniając sobie oczy.
–Co? Nie mów, że nigdy w życiu fujary na oczy nie widziałaś, bo Ci nie uwierzę, z wiadomych powodów. No chyba, że chodzi o jej wielkość, wtedy rozumiem skąd twoje przerażenie – przemawiał, szukając swoich ubrań.
–Po pierwsze, to nie twoja sprawa co widziałam, a czego nie widziałam, po drugie to nie było przerażenie, tylko obrzydzenie, a po trzecie nie przesadzaj z tą wielkością – odgryzłam się.
–Ja nigdy nie przesadzam maleńka – puścił do mnie oczko, ubierając spodnie.
–Powiedz komuś słowo o tym co między nami zaszło, a zapiszemy się na kartach historii. Ty jako pierwszy wypchany człowiek, a ja jako twój twórca – zagroziłam.
–Mam mętlik w głowie. Już nie wiem czy jesteś bardziej ostra w gadce, czy w łóżku – wyznał roześmiany.
–Ja też, nie wiem czy jesteś bardziej odrażający, czy tępy – odpowiedziałam, zmęczona jego zachowaniem.
–Prawidłowa odpowiedź to seksowny – poprawił mnie. – A teraz zbieraj siano i lecimy do Miro się rozliczyć. Pisał mi, że czeka w muzeum. –

20 minut później
Kiedy dotarliśmy na miejsce Miro już na nas czekał.
–Cześć – przywitał się Wierzba.
–Siemasz – burknął znudzony, co mogło oznaczać, że miał dziś zapracowany dzień, lub ktoś go mocno wkurwił. Miro wtedy wycisza się i zamyka w sobie.
–Trzy – wyjaśniłam mu, pomijając zbędne przywitania.
–Jeden osiemset – wyciągnął dłoń w moim kierunku. Wręczyłam mu jego pieniądze. Z szesnastolatkiem obok mnie, zrobił to samo.
–Coś taki ucha-chany? – zapytał Miro, nie rozumiejąc dobrego humoru idioty Wierzbickiego.
–Poruchałem – uśmiechnął się triumfalnie. Starałam się nie okazywać żadnych emocji, choć w środku mi się gotowało, i o dziwo - nie tylko mi. Widziałam, że na twarzy naszego szefa zarysował się lekki grymas niezadowolenia, może zawodu. Nie miałam jednak pomysłu dlaczego.
–Yhm – mruknął.
–Lece – poinformował nas i odszedł w kierunku, z którego przybyliśmy.
–Czemu jesteś wkurwiony? – odważyłam się. Szybko popatrzył na mnie, nie spodziewając się, że o to zapytam.
–Nie ważne – unikał odpowiedzi.
–Pytam poważnie, widzę przecież, że coś nie gra – ciągnęłam dalej.
–Nie gra i co w związku z tym? – odgryzł się.
–Może jakoś pomogę. Wiesz, że mam wiele talentów – lekko przekręciłam swoją głowę, zaczesując część moich bujnych rudych włosów za ucho. To zawsze działało. Zaczął się głębiej zastanawiać, wpatrując się w moje oczy.
–Ktoś mnie rucha na hajs. Zniknęło mi trzy koła – wyznał wreszcie. Nie zaskoczył mnie tym ani trochę, ale musiałam udawać zaskoczoną.
–Masz jakieś podejrzenia? – dopytywałam.
–A ty byś miała? Nie da się tak po prostu wytypować. Wiesz ile mam ludzi na głowie? – irytował się.
–Możemy to obgadać, może razem coś wymyślimy – zaproponowałam.
–Nie wiem czy to dobry pomysł – burknął.
–Co to znaczy? Nie ufasz mi? – ''przejęłam się''.
–Nie wiem czy teraz komukolwiek można ufać – westchnął.
–Mi możesz – zapewniłam go, dotykając jego ramienia i spoglądając mu głęboko w oczy, a przez nie, wnikałam do jego umysłu.
–Niech Ci będzie, chodźmy – nakazał i odwrócił się plecami, odchodząc ode mnie.
Posłałam triumfalny uśmiech wiedząc, że już wygrałam i że mam go w kieszeni.

--------------------------------------------------------------
Hejka!
Prawie zapomniałam o dzisiejszym rozdziale przez te święta, bo dni jeszcze bardziej mi się rozmyły niż zazwyczaj 🥴
Podoba wam się ten rozdział? 😏
Do zobaczenia w sobotę!
~DCW

υzależnιony na zawѕze ⁄ тnnѕ 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz