71. Wydarzyło się tu coś, o czym musisz sobie przypomnieć

34 4 2
                                    

–Mam pytanie – zacząłem, na co Marika odwróciła głowę w moim kierunku. – Dlaczego znajdujemy się w windzie i każde piętro jest jako wspomnie, do którego muszę zjechać?–
–Nie mam pojęcia, w końcu jesteśmy w twojej głowie – odparła, wcale mnie nie zaskakując. – Choć mam pewną teorię.–
–Jaką? – zaciekawiłem się.
–Każde ze wspomnień wytwarza w tobie coraz więcej nowych informacji oraz uczuć, wszystko staje się wyraźniejsze, bo wszystko przeżywasz od nowa. Możliwe, że twój mózg oddziela wszystkie te wydarzenia i odtwarza Ci je stopniowo, bo nie poradziłbyś sobie ze wszystkimi naraz? – snuła.
–W zasadzie ma to sens, ale i zarazem go nie ma – stwierdziłem. – Dlaczego miałbym sobie z nimi nie poradzić jeżeli już je kiedyś przeżyłem?–
–Niektóre z nich mogły być dla ciebie bardzo bolesne, jak te przed chwilą – nawiązała. – Nie wiemy czy przeżyłeś takich chwil więcej, ale prawdopodobnie tak. Gdyby nałożyły się one na siebie, mogłoby być to niebezpieczne – wyjaśniła.
–Niebezpieczne? Czemu? – wciąż jednak nie rozumiałem.
–Bo to tak jakbyś w wieku siedmiu lat złamał nogę, a w wieku dziesięciu rękę. W jednym i drugim czasie doświadczyłeś bólu. A teraz wyobraź sobie, że później musisz mieć złamane te kończyny jeszcze raz, z tym, że naraz – porównała. – To podwójny ból.–
–Okej, już rozumiem – potwierdziłem, kiwając głową. – Ale.. czemu założyłaś, że przeżyłem więcej bólu?–
–Wydaje mi się, że to, w jakiej kolejności są ustawione piętra, nie jest przypadkowe, a właśnie związane z ilością emocji i ich natężeniem – twierdziła. – Pierwsze wspomnienie było delikatne i wesołe, drugie nieco mroczniejsze, byłeś zły, kiedy się skończyło, kolejne cie wzruszyło, następne także wywołało radość i przypomniało zauroczenie, a ostatnie sprawiło ci ból. To wygląda trochę jak przeplatanka.–
–Więc teraz powinno być coś radosnego, na moje szczęście – powiedziałem.
–Niekoniecznie – sprzeczała się.
–Przed chwilą powiedziałaś, że wygląda jak przeplatanka? – wypomniałem jej.
–Trochę, jak przeplatanka – poprawiła mnie. – Było pozytywne, negatywne, później nastąpiły dwa pozytywne po sobie i dopiero wtedy znów negatywne. Być może teraz znów pojawi się negatywne?–
–Jak ty na to wpadłaś? – dziwiłem się.
–Twój mózg najwidoczniej zapamiętał mnie jako bystrą – odparła obojętnie.
–Byłaś bystra – potwierdziłem, lekko się do niej uśmiechając. W międzyczasie winda dojechała na kolejne piętro. Ku naszemu zdziwieniu ponownie znajdowaliśmy się w tym samym miejscu, które już raz odwiedziliśmy, czyli w moim domu. – Chyba się zepsuła – osądziłem, rozglądając się.
–Myślę, że po prostu wydarzyło się tu coś, o czym musisz sobie przypomnieć – odrzekła.
Bez słowa wyszedłem i znalazłem się wewnątrz domu.
Tym razem był to środek dnia, gdyż przez okna wpadało światło dzienne. Dziwne było jednak to, że panowała grobowa cisza. Postanowiłem się rozejrzeć. Wszedłem do przestrzennego salonu, a tam pierwsze co dostrzegłem to walające się na stole puste, szklane butelki i równie puste puszki, po różnych alkoholach. Niedaleko była też popielniczka i wypalone papierosy. Z wpatrywania się, wyrwał mnie odgłos otwieranych drzwi wejściowych. Wszedł przez nie mały chłopczyk z plecaczkiem na plecach, co mogło sugerować, że wrócił ze szkoły. Niepewnie rozejrzał się po domu i krzyknął.
–Mamo? Tato?
– zawołał. Odpowiedziała mu jednak ta sama cisza, którą zastałem i ja. On też zaczął się rozglądać, szukając swoich rodziców. – Mamo? – powtórzył, lecz z tym samym skutkiem. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że cisza panująca w środku domu, nie jest zwykłą ciszą, a ciszą przed burzą, a bynajmniej tak czułem w kościach. Chłopiec poszedł w stronę zamkniętych drzwi, przez które dało się dostrzec zapalone światło i nacisnął na klamkę, ukazując nam obu klęczącą przy kiblu kobietę. Była ubrudzona swoimi wymiocinami, które w chwili obecnej lądowały już w środku kibla, ale jakaś ich część wylądowała też na podłodze wokół. – Mamo? Wszystko dobrze? – martwił się jej syn, za którym stałem. Ta jednak nie odpowiedziała i dopiero po chwili odwróciła głowę w naszą stronę. Twarz była zasłonięta jej włosami, które także były brudne, a ponadto poniszczone i lekko przetłuszczone.
Nic nie jest dobrze. Nic kurwa nie jest dobrze. NIC! NIC! Nic odkąd się kurwa mać urodziłeś! Wszystko niszczysz! Wszystko psujesz! To wszystko przez Ciebie! Widzisz do czego mnie zmuszasz?! Widzisz jak przez Ciebie wyglądam!? Widzisz!? - krzyczała bez zahamowania, lekko niewyraźnie, czasami zająkując się wpół słowa. Obszedłem go wokół, pojawiając się wewnątrz łazienki, aby móc obserwować jego reakcje. W oczach dziecka pojawiły się niewielkie łzy.
Mamusiu, ale ja nie chciałem. Przepraszam – załkał. Widać było, że bardzo przejął się ową przemową, w czym nie było nic dziwnego.
Mamusiu, ale ja nie chciałempowtórzyła prześmiewczo. - Chuj mnie to! Dlaczego istniejesz?! - spojrzała gniewnie na chłopca, który już nawet nie ukrywał tego, że płacze. Kiedy łza dotarła aż do brody, poczułem, jak z moich oczu także płynie przeźroczysta ciecz. Niepewnie ją przetarłem, lecz z tym działaniem poczułem przerażenie, rozpacz, ból, poczucie słabości, zagubienia i winy oraz strach. Dotarło do mnie, że chłopcem byłem ja za młodu, a kobietą, która mnie krzywdziła, była moja matka. Kiedy mrugnąłem cała scena zniknęła, a postaci, przeniosły się do salonu, co oznaczało zmianę czasu i miejsca. Wybiegłem więc z łazienki i pojawiłem się tam, gdzie rozgrywała się scena.
Mamusiu proszę – mówił do kobiety, próbując zabrać jej z ręki butelkę wina.
Zostaw – odtrącała mnie, chcąc w spokoju dopić resztę alkoholu, którego intensywny zapach unosił się wokół nas.
Nie chce żebyś piła, potem nie jesteś sobą – tłumaczył jej, dalej nie ustępując.
Odsuń się ode mnie – rozkazała mu. Ten wciąż jednak usiłował wytrącić jej trunek z dłoni. Kobieta w końcu nie wytrzymała i dopiła resztę, rozbijając butelkę tuż pod stopami chłopca. Szybko odskoczył, nie spodziewając się takiego ruchu z jej strony. Ta jednak jedyne co zrobiła, to zaśmiała się w głos.
Mamusiu? – spytał niewiedzącym głosem.
Nawet nie wiesz, jak bardzo Cie nienawidzę – wyjawiła – Igorku – dodała, ponownie się śmiejąc. Brunet uciekł do swojego pokoju. Pobiegłem za nim, jednak ten zamknął mi drzwi przed oczami. Wokół mnie światło dzienne wpadające przez szyby, zostało zastąpione mrokiem i oświetleniem z salonu. Zrozumiałem, że to znów zmiana czasu. Drzwi, które poprzednio się zamknęły, ponownie zostały otwarte, lecz tym razem nie wybiegł przez nie mały chłopczyk, a nastolatek, jakiego obserwowałem we wcześniejszych wspomnieniach. Wyruszył do salonu, w którym to brązowowłosa kobieta znów sączyła alkohol.
Nie będziesz pić – oznajmił jej tym razem skutecznie wyrywając jej butelkę z ręki i idąc z nią w stronę kuchni, gdzie to wylał zawartość do zlewu.
Co ty robisz – zapytała go niewyraźnie. – Co ty robisz! – krzyknęła, widząc, jak wyciąga niedopity alkohol z szafek i robi z nim to samo, co z tym zabranym. Próbując go powstrzymać, zaczęła nim szarpać, a ten nie dając za wygraną, dalej skutecznie pozbywał się różnobarwnej cieczy. Rozzłoszczona kobieta szarpnęła go mocniej, zmuszając go do spojrzenia w jej oczy, po czym spoliczkowała go. Zapadła przerażająca cisza, w trakcie której nastolatek popatrzył na nią z szokiem wypisanym na twarzy, a później odszedł, kierując się do drzwi wyjściowych. – Igor, kochanie. Przepraszam! – wybełkotała, idąc za nim. – Przepraszam, słyszysz? Przepraszam – mówiła, na co ten długo nie reagował.
Nie chce twojego przepraszam! – odkrzyknął jej, kiedy wreszcie wybuchł. Jego twarz ze wściekłej i stanowczej, zmieniła się na bardziej smutną i rozżaloną. – Jesteś jeszcze gorsza niż [...] – słowa zamazały się na chwilę, tak, że nie dosłyszałem, co zostało powiedziane. – Nie dość, że chlasz, nie pracujesz, ledwo przez ciebie wiążemy koniec z końcem, to jeszcze teraz będziesz mnie tłuc?! – pytał z histerią w głosie, który powrócił na chwilę do stanu sprzed mutacji.
Przepraszam, jestem okropną matką – przejęła się, przykładając dłoń do twarzy.
Nie nazywaj się tak rozumiesz! – zabronił jej. – Nie chce takiej matki, nienawidzę Cie! – wykrzyczał w złości, po czym szybko czmychnął z domu, trzaskając drzwiami.
Usiadłem roztrzęsiony przy ścianie, przyciągając kolana do klatki piersiowej i chowając w nich swoją twarz, po czym zacząłem płakać, przejmując cały ból od każdej mojej wersji. Był jak ogromne, niekończące się jezioro do którego ktoś wrzucił mnie siłą, widząc, że nie umiem pływać. Topiłem się w nim bez końca, aż do ostatniego tchu, a gdy już go wykorzystałem i umierałem z powodu uduszenia się, budziłem się i ponownie całość się powtarzała.
Trwało to bez końca i za każdym razem było gorsze niż poprzednie.

------------------------------------------------------------
Dobry wieczór :3
Dzisiaj rozdział po godzinie 00:00 :p
Znów smutny i wywlekający wspomnienia :<
Ciekawi co będzie dalej? :>
~DCW

υzależnιony na zawѕze ⁄ тnnѕ 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz