13. Sapere aude

44 4 13
                                    

Dawid
13.02 – 10:04
–Myślisz, że to dobry pomysł? – niepokoiła się blondynka, notując zadanie, które wyznaczyła nam polonistka.
–Co mamy do stracenia? – pytałem.
–Właściwie to nic – przyznała – ale w sumie po co chcesz tam pojechać?–
–Może znajdziemy jakieś rzeczy, które pominęła policja? –gdybałem.
–Chociażby? – dopytała.
–Nie mam pojęcia no? Cokolwiek – westchnąłem.
–Ale na pewno kogoś tam posłali na wypadek, gdyby Igor miał tam wrócić – przemawiała.
–Fakt, tego nie przemyślałem – zmartwiłem się.
–Ej – usłyszeliśmy szept za sobą – co napisaliście w trzecim?–
–Akcja powieści rozgrywa się między styczniem tysiąc osiemset siedemdziesiątym ósmym a październikiem tysiąc osiemset siedemdziesiątym dziewiątym – odpowiedziała ściszonym głosem Agata.
–Tysiąc którym? – popatrzył na nią, prosząc o ponownie powtórzenie swojego zadania.
–Tysiąc osiemset siedemdziesiątym ósmym a październikiem tysiąc osiemset siedemdziesiątym dziewiątym – powtórzyła.
–Okej – przeciągnął Franek – dzięki.–
–Nie ma sprawy – delikatnie się do niego uśmiechnęła.
–Poza tym nie chce być wścibski czy coś, ale słyszałem fragment waszej rozmowy – popatrzył po nas na przemian.
–Co dokładnie? – zainteresowałem się.
–Że chcesz wciągnąć Agatę w kłopoty – stwierdził wymownie.
–Nie mam czasu na słuchanie tego – miałem zamiar odwrócić się przodem do swojej ławki, lecz poczułem ucisk ręki na rękawie swojej bluzy.
–Po prostu jestem szczery – oznajmił – i jako twój dobry kolega mówię, że to nie rozsądne.–
–Bo? – nie ustępowałem.
–Bo tak, jak powiedziała Aga, na pewno ktoś tam jest i monitoruje to miejsce, albo po prostu założyli tam kamerę – tłumaczył – a znając życie i polską policje, pewnie nie zebrali jeszcze wszystkich odcisków, a więc teoretycznie zniszczyłbyś jedynie miejsce, które może Cie do niego doprowadzić – na jego słowa zamilkłem. Nie miałem pojęcia do odpowiedzieć, nie miałem żadnego argumentu obronnego.
–Banasiak – usłyszeliśmy głos naszej polonistki z drugiego końca klasy. – Na randki to po lekcjach się proszę umawiać, a póki co odpowiedz mi, jak skończyła się historia miłosna Izabeli i Stanisława – poprosiła. Po minie Franka można było stwierdzić, że nie czytał Lalki  i był kompletnie niezaznajomiony z jej fabułą.
–Eee – zaczął, choć wiedział, że nic z siebie nie wyduka.
–Skończyła się katastrofą. Stanisław zniknął w tajemniczych okolicznościach, a Izabela wstąpiła do klasztoru – podpowiedziałem mu szepcząc, by nie zostać upomnianym przez panią Czujkowską.
–Źle, on zniknął, a ona dołączyła do klasztoru – odpowiedział Franek. Po minie nauczycielki można było stwierdzić, że nie była do końca usatysfakcjonowana tą odpowiedzią.
–Dobrze, ale postaraj się tą wypowiedź rozbudować, a nie mówić do mnie monosylabami, jesteś maturzystą – wypomniała mu, a później popatrzyła na moją przyjaciółkę z ławki – Makulska, w jakich latach rozgrywa się akcja powieści?–
–Na końcu lat siedemdziesiątych dziewiętnastego wieku – wymówiła spokojnie.
–Dobrze, Domeracki – wywołała mnie, choć w głębi duszy miałem nadzieje, że jakimś cudem uniknę odpowiedzi – jak interpretujesz tytuł tego dzieła?–
–Można go interpretować na kilka sposobów – oznajmiłem.
–Wymienisz? – ciągnęła mnie za język.
–Izabel była piękna, ale pusta, przez co można było określić ją jako salonową lalkę. Drugą możliwością jest metafora, że Stanisław w rękach Izy był jako bezwolna marionetka, a moja trzecia interpretacja to człowiek, jako lalka w teatrze świata, poruszana przez innych ludzi czy też siły wyższe takie jak Bóg – rozwinąłem swoją wcześniejszą wypowiedź.
–Doskonale Dawid – pochwaliła mnie kobieta – bierzcie przykład z kolegi – zaproponowała reszcie klasy, a później powróciła do odpytywania innych uczniów.
–Dawid – zawołał mnie Franek przyciszonym głosem – dzięki.–
–Nie ma sprawy – odpowiedziałem bez emocji.
–Stary, uratowałeś mi dupę, przecież mam lachę na ten semestr – wyznał. – Mogę Ci chociaż piwo postawić? –
–Nie pije – odrzekłem krótko.
–No to może kawę? – zaproponował.
–Może kiedyś, jak znajdę trochę czasu – próbowałem go zbyć.
–A dzisiaj? – nie ustępował.
–Wiesz jakie mam plany – wypomniałem mu wcześniejsze podsłuchiwanie rozmowy mojej i Agaty.
–Naprawdę tam pojedziesz? – nie dowierzał.
–To jedyny znak życia jaki dostaliśmy od niego od czterech miesięcy, naprawdę Cie dziwi, że chce dokładnie przeszukać miejsce, w którym był? – denerwowałem się.
–To, że był tam jego telefon, nie znaczy, że był tam także on – zauważył.
–Wole mieć nadzieje – powiedziałem.
–Nadzieja matką głupich – przytoczył.
–Raczej trzymam się tego, że umiera ostatnia – sprostowałem.
–Podziwiam twoją silną wolę – pochwalił.
–Dzięki – mruknąłem.
–Ale przykro się patrzy na to, jak ta sprawa Cie pochłania – dokończył.
–Chodzi o kogoś kogo kocham, jak ma mnie nie pochłaniać? – popatrzyłem na niego z wyrzutem.
–No właśnie, ty kochasz – zauważył.
–Co ty możesz wiedzieć – złączyłem swoje brwi.
–Igor nie zasłużył na to wszystko, co dla niego zrobiłeś – oświadczył.
–Masz do niego jakiś problem? – zapytałem wprost.
–Taki, że zawsze był, jest i będzie bezdusznym skurwysynem – wykrztusił z siebie.
–Zrobił Ci coś kiedyś, że tak go oceniasz? – nie pojmowałem.
–Jesteś tu dopiero od tamtego roku. Większość zna go od gimnazjum, a więc nie próbuj mówić, że znasz go lepiej niż ja – popatrzył z powagą w moje oczy i wrócił wzrokiem do swojego zeszytu.

Igor
Cztery lata wcześniej:
–Nienawidzę Cie, słyszysz! Nienawidzę! – usłyszałem krzyk z drugiego końca ulicy. Głos brzmiał dość znajomo, ale nim zdążyłem się odwrócić i spostrzec kto jest jego właścicielem, poczułem silny ból nosa, w który dostałem prosto z pięści. Z racji, że był to niespodziewany cios, straciłem równowagę i upadłem na ziemie, wpadając prosto w kałużę. – Wierzbicki, jesteś chujem! – kontynuował, a ja już załapałem, kto jest moim oprawcą.
–Banasiak pokurwiło Cie? – przemówiłem, trzymając się za krwawiący nos.
–Mnie? Mnie? – powtórzył. – To nie ja zabiłem człowieka! – wykrzyknął, a później zacisnął pięści na mojej bluzie, by następnie podnieść mnie z ziemi i przyszpilić do ściany i ponownie wymierzył mi cios prosto w twarz.
–Uspokój się kurwa – rozkazałem mu, odpychając go od siebie. W głębi duszy byłem przerażony, że wie o tym, o czym wiedziałem jedynie ja, dupa Lamparskiego i on sam, z tym, że on nie mógłby puścić pary, bo był trupem. Idąc drogą dedukcji, ta głupia szmata musiała więc mnie wydać.
–Jak mam się uspokoić co?! Zabiłeś mi przyjaciela! – popchnął mnie na ścianę.
–Nie ja tylko ten kretyn, który wsiadł za kółko, a był najebany – sprostowałem, co nie spotkało się z pozytywnym odzewem. Franek ponownie zacisnął pięści na materialne mojego ubrania, a potem uniósł mnie lekko do góry.
–Gdyby nie to, że chciał Cie uratować, żyły dalej i to na twój pogrzeb wszyscy kupowali by garnitury – wycedził.
–Nie kazałem się temu kretynowi rzucać pod auto – broniłem się – ja na jego miejscu nigdy bym się nie ratował.–
–Wykazałbyś choć kurwa trochę skruchy ty jebany psychopato – z jego oczu popłynęły łzy.
–Nie jestem psychopatą do kurwy nędzy, ale nie będę po nim płakać, jego śmieć jest mi obojętna, koło chuja mi lata to czy ten kretyn żyje czy nie – wyznałem, za co ponownie dostałem w dziąsło.
–Nie mów tak o nim! – rozkazał, okładając mnie pięściami – nie mów tak o kimś, kogo kochałem! – po tym zdaniu obydwoje zamilkliśmy, a on zaprzestał swoich czynności, przecierając łzy płynące z jego oczu.
–Jesteś pedałem? – spytałem, prostując się i plując krwią pomieszaną ze śliną. Chłopak milczał. – Nieźle. To co? Który brał w dupę? – uśmiechnąłem się chamsko.
–Zapierdole Cie ty chuju – ruszył do ataku, lecz naszą konfrontacje przerwał znajomy głos.
–Nie próbuj, bo dołączysz do kolegi – przemówił Miro.
–Kim ty jesteś? – zestresował się Franek, patrząc po nas na przemian.
–Kojarzysz tego dzieciaka z filmu Dziecko Rosemary? – spytał. – Trochę mi się urosło co prawda, więc mogę nie być za bardzo podobny do siebie.–
–Wiesz co on zrobił? – zapytał niebieskookiego, wskazując na mnie ręką.
–Wiem – potwierdził.
–Zasłużył na kare – irytował się mój rówieśnik.
–Jak byś go ukarał? – dopytał Miro, czym mnie zdziwił. W jego głosie było słychać jedynie tą samą obojętność i spokój co zwykle.
–Zabiłbym go – przemówił, patrząc na mnie z pogardą i nienawiścią.
–Wiesz, że to wiąże się z wyrzutami sumienia? – rozejrzał się wokół.
–On jakoś żyje, więc nie może być tak źle – odgryzł się.
–Jako syn diabła mogę go zabić jeśli chcesz, dla mnie bez problemu – lekko się uśmiechnął. Ta sytuacja co raz bardziej zaczęła mnie przerażać. – Pytanie tylko, czy jesteś pewien, że chcesz jego śmieci?–
–Jestem – wymówił bez zastanowienia, na co Miro wyciągnął z kieszeni nóż i wyruszył z nim w moją stronę.
–Pamiętaj Igor nil desperandum* – zacytował Horacego, a następnie poczułem przebicie nożem w okolicy biodra. Osunąłem się na ziemie i poczułem ból oraz krew, która zaczęła ze mnie odpływać. Nie miałem pojęcia kto był bardziej w szoku, ja czy Franek, który nie spodziewał się, że starszy naprawdę to zrobi.
–Co ty zrobiłeś? – wykrzyczał do niego.
–Przecież tego chciałeś – zauważył.
–Nie.. ja – zaczął się tłumaczyć.
–Dalej chcesz jego śmieci? – przemówił Mirek.
–Nie! – zaprzeczył.
–Dzwoń na alarmowy i powiedz, że leżał tu w tym stanie, nikogo nie widziałeś – rozkazał – ty z resztą też – popatrzył na mnie.
–Pojebało Cie do reszty? – wysyczałem, trzymając się za krwawiącą ranę.
Sapere aude** – wypowiedział, a później odszedł ze stoickim spokojem.

* - Nie należy rozpaczać
** - Miej odwagę być mądry

-------------------------------------------------------------
Hej!
Dziś długi rozdział, na prawie 1,5K słów :o
Wyjaśniłam w nim dlaczego Franek i Igor za sobą nie przepadają, oraz trochę powtórzyliśmy sobie informacji na temat "Lalki" Bolesława Prusa :)
W mediach macie zdjęcie Franka.
~DCW

υzależnιony na zawѕze ⁄ тnnѕ 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz