Igor
24.12 – 13:56
Wigilia jest jedynym dniem w roku, w którym szczerze ciesze się z życia, zapominam o problemach jakie mam ja, oraz jak wadliwy jest ten świat. W tym dniu po prostu ciesze się z tego, że otworzyłem oczy i mogę przeżyć te dwadzieścia cztery godziny w przyjemny sposób. Fakt, jest to tradycja przypisana typowo do chrześcijaństwa, jednak nawet ja jako osoba niewierząca czuje tę przysłowiową magię świąt i cisze się jak dziecko, kiedy tylko widzę śnieg. Na moje szczęście w tym roku pojawił się, dzięki czemu pod pretekstem zabawy z młodszą siostrą, sam mogłem się wybawić no i odpocząć od stresu z którym wiązał się dzisiejszy dzień, w którym chciałem zrobić coś, co miało odmienić nie tylko moje życie.Miro
24.12 – 14:02
–Pomóc Pani? – zapytałem, wchodząc do kuchni, w której to mama Igora przygotowywała się do pieczenia pierników.
–Chętnie, dziękuje – powiedziała, robiąc mi trochę miejsca. – Wiesz jak zrobić pierniki?–
–Jasne, że tak – potwierdziłem, zdejmując bluzę.
–Chłopak marzenie – zaśmiała się. – Poza tym gdzie Igor i Ola? Coś za cicho.. – zmartwiła się.
–Igor powiedział, że idą ulepić bałwana – wyznałem, a potem spojrzałem przez okno, w którym to można było ujrzeć wspomnianą dwójkę, lepiącą wielkie kule ze śniegu.
–Igor sam to zaproponował? – zdziwiła się, miksując ciasto, które następnie trafiło na stolnice.
–Też byłem zdziwiony – przyznałem, posypując je mąką.
–Magia Świąt – zażartowała.
–Tak, chyba tak – zacząłem je wałkować na grubość około trzech minimetrów.
–Coś nie tak? – zagaiła, wpatrując się we mnie.
–Dlaczego? – zaskoczyłem się.
–Wyglądasz jakby coś więcej było dziwnego w zachowaniu Igora – powiedziała.
–W zasadzie to od jakiegoś czasu dziwnie się zachowuje – potwierdziłem, wykrawając z nią pierniczki o różnych kształtach.
–To znaczy? – dopytała.
–Jakby coś ukrywał albo kombinował – sprecyzowałem, przekładając ciasto na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. – Ucieka wzrokiem, jest zamyślony, a kiedy przez przypadek go zaskoczę to nienaturalnie się stresuje, jakby bał się, że mogę go na czymś przyłapać – tłumaczyłem.
–Może po prostu ma dla ciebie jakąś fajną niespodziankę? – snuła.
–Nie wiem – skrzywiłem się – Igora ciężko rozgryźć – westchnąłem.
–Co to to wiem, mieszkałam z nim osiemnaście lat – przypomniała lekko roześmiana. – Igor ma swoje dziwactwa, których nawet on sam nie rozumie, ale myślę, że nie masz się czym martwić – uspokajała mnie.
–Tak Pani sądzi? – zwróciłem się do niej.
–Tak – posłała mi miły uśmiech, wkładając pełną różnorodnych kształtów blachę do piekarnika ustawionego na osiem minut i temperaturę stu osiemdziesięciu stopni.
Później zajęliśmy się też innymi daniami, przy których pomagał nam Robert. W międzyczasie Igor i Ola wrócili do domu, w którym to zaczęli oglądać bajki lecące w telewizji. Obydwoje byli przylepieni do ekranu z taką samą fascynacją, że różnica wieku wynosząca prawie dziewiętnaście lat praktycznie stała się niewidoczna.
–Śmieszny ten osioł – osądziło dziecko.
–Mówiłem Ci – wypomniał, wyciągając rękę po ostatniego piernika na talerzu, który podstępnie podwędził gdy wszyscy inni byli zajęci. – Chcesz? – zapytał przed tym zanim wpakował go sobie do buzi, co było dziwne, bo zazwyczaj nawet ze mną nie dzielił się kawałkiem jakiegokolwiek jedzenia, a jeżeli już to robił to z ogromną niechęcią.
–Tak – potwierdziła rozradowana, przyjmując ówcześnie przełamanego na pół pierniczka. Oboje w tym samym momencie zaczęli go zajadać.
–Nie ładnie podkradać wiecie? – rzuciłem, kierując na siebie dwie równie zaskoczone miny, na tyle do siebie podobne, że nie byliby w stanie się siebie wyprzeć.
–Niczego nie żałuje – powiedział z pełnymi ustami.
–I ja teź – dodała zadowolona z siebie Ola, czerpiąca przykład ze starszego brata.
–Są na święta – przypomniałem z ręką założoną na drugą rękę.
–Są święta? – wykłócał się.
–Wiesz co mam na myśli – odparłem.
–Być może – zaczął niepewnie – ale i tak niczego nie żałuje! – przypomniał zadowolony z siebie.
–Lepiej opowiedzcie, jak się bawiliście – zmieniłem temat, zasiadając obok nich.
–Ulepiliśmy rodzinkę bałwanów – wyznał, popijając gorącą kawę z kubka.
–Tak? – spojrzałem na Olę, czekając aby potwierdziła słowa mojego chłopaka.
–Tak i dwa są takie duuuże – przeciągnęła, unosząc ręce ku górze chcąc pokazać mi wielkość bałwanów – a jeden jest taki mały – tłumaczyła z podekscytowaniem.
–I jak je nazwaliście? – spytałem z uśmiechem.
–W sumie to nie nazwaliśmy – wtrącił się Igor.
–Nie prawda! – zaprotestowała jego siostra, wstając i łapiąc nas za dłonie, ciągnąc w stronę przeźroczystych, szklanych drzwi, prowadzących do ogrodu, przez które to można było zauważyć owe śnieżne rzeźby. – To jest Gabryś – wskazała na pierwszego – to Dorian – przerzuciła palca na drugiego – a to Hania – wyznała, pokazując najmniejszego pośrodku. Wymieniliśmy z Igorem porozumiewawcze spojrzenia.
–Hania to ich..? – zacząłem niepewnie.
–Córka – odparła szczerze bez żadnego skrępowania, a nasza dwójka poczuła się dziwnie nieswojo.
–Idź do mamy, za niedługo kolacja, trzeba się ubrać – zbył ją Igor. Ta jednak nie protestowała i posłusznie pobiegła do swojej rodzicielki. – Nie wiem skąd ona sobie to wymyśliła – wymówił, gdy zostaliśmy sami.
–Dzieci wcale nie są takie głupie jak myślisz – odparłem.
–Są, bo to pokraczne postrzeganie świata – wykłócał się.
–Może trochę, ale z drugiej czego wymagasz od trzylatki? – spytałem, zerkając na niego.
–Niewiele – przyznał zamyślony, wpatrując się na dzieło stworzone wspólnie z siostrą.
–Może pójdźmy za twoją radą i też chodźmy powoli się szykować – zaproponowałem, przywracając go do rzeczywistości.
–Tak, dobry pomysł – przyznał, po czym odwrócił się i zaczął zmierzać w kierunku swojego dawnego pokoju. Dołączyłem do niego i zamknąłem nas wewnątrz. Obydwoje zaczęliśmy się rozbierać i wyjmować ubrania z szafy. Chcąc dobrać swój ulubiony pasek do reszty ubrań na mnie, zacząłem go szukać. W tym celu chciałem otworzyć jedną z szafek, ale wtedy Igor błyskawicznie mnie od tego powstrzymał. –Czego szukasz? – spytał wciąż uniemożliwiając mi otwarcie szafki.
–Paska? – odparłem zaskoczony jego reakcją.
–Jest tam – kiwnął głową, wskazując na krzesło, na którym wisiał.
–Okej – przeciągnąłem, odchodząc od niego. – Coś ukrywasz?–
–Tak, ale nie jest to nic, czym powinieneś się martwić – zapewnił, gdy ubierałem pasek.
–Na pewno? – dopytałem, lekko zmartwiony.
–Więcej zaufania – puścił do mnie oczko i poprawił swe włosy. – Możemy już iść?–
–Tak – potwierdziłem, poprawiając koszulę i otwierając mu drzwi.
–Dziękuje dżentelmenie – ukłonił się, jak kobieta.
–Proszę bardzo królewno – odpowiedziałem uśmiechnięty. Następnie wspólnie wyruszyliśmy do salonu, w którym to matka Igora oraz Robert ustawiali dania na stół.
–Ale pięknie wyglądacie – skomentowała, widząc nas stojących u progu.
–Ty też – przyznał Igor.
–A ja, a ja! – skakała Ola, chcąca nieco więcej atencji niż dotychczas.
–Ty najpiękniej, istna gwiazda – pochwaliłem, a ta słysząc moje słowa zaśmiała się szczęśliwie.
Później już podzieliliśmy się opłatkiem, złożyliśmy sobie życzenia i zasiedliśmy do bogato zastawionego wigilijnego stołu. W domu pojawił się typowo świąteczny nastrój spowodowany przyjemnym aromatem cynamonu, pierników i barszczu z uszkami, który dodatkowo był podkręcony szumem radosnych rozmów. Patrząc na to z boku nie dało się dostrzec tajemnic jakie strzegł ten dom i wszystkich traum płynących w prawie każdym z biesiadników. Właśnie za to lubiłem święta, bo chociaż kiedy moi rodzice żyli zazwyczaj nie robili kompletnie nic w tym kierunku, to jednak przedstawienie tego okresu przez świat motywowało mnie do tego, aby nie zrobić sobie krzywdy. Gdzieś w głębi duszy wierzyłem, że kiedyś naprawdę będę miał okazje zaznać takich świąt i o dziwo udało się to.
Po kolacji wręczyliśmy sobie prezenty. Igor jak zwykle nie oszczędzał i tym razem zaskoczył mnie jednym z obrazów Zdzisława Beksińskiego, którego zakup miałem w planach, lecz mój partner mnie uprzedził. Jego mama widząc to, podeszła i szepnęła krótkie acz dumne ''a nie mówiłam?'' na co posłałem jej pół uśmiech. Później wszyscy się rozeszli.
–Igor kiedyś Cie uduszę wiesz? – spytałem, odstawiając obraz w kąt.
–A to dlaczego? – dziwił się, choć dobrze wiedział o co mi chodzi.
–Za bardzo mnie rozpieszczasz – wyjaśniłem i tak wiadome.
–No może odrobinkę – przyznał, włączając piosenkę Blinding lights od The Weekend, w czasie gdy ja, zacząłem ściągać z siebie odświętny strój.
–Odrobinkę? – powtórzyłem. – Czasami mam wrażenie, ze już niczym mnie nie zaskoczysz – zaśmiałem się.
–Zaskoczę – zapewnił. – Zamknij oczy – poprosił nagle.
–Po co? – nie rozumiałem.
–Po prostu zamknij – unikał odpowiedzi. Spojrzałem na niego dłuższą chwilę i po chwili zrobiłem to, o co prosił. – Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent, ale musisz zgadnąć co to jest.–
–Mam się bać?– zmarszczyłem brwi, wciąż nie otwierając oczu. On już nie odpowiedział, a jedynie wziął moją rękę i włożył do niej niezidentyfikowany przedmiot. Zacząłem go macać dokładnie z każdej możliwej strony, chcąc dowiedzieć się, czym jest. Było to niewielkie pudełeczko całe pokryte przyjemnym w dotyku materiałem, podobnym do aksamitu. Nagle przesunąłem po nim mocniej palcem, co sprawiło, że prawdopodobnie się otworzyło.
–Możesz otworzyć oczy – powiedział prawie szeptem. Bez zawahania to zrobiłem, ale to co ujrzałem przerosło moje wszelkie oczekiwania. Wewnątrz granatowego welurowego pudełeczka w kształcie serca znajdował się niewielki pierścionek z czarnego złota. Po jego bokach znajdowały się srebrne diamenciki, ale to główny połyskujący na niebiesko diament był wzniesiony w centralnej części. Poniżej jego był jeszcze jeden srebrny, wtopiony w czarny materiał, który to nadał mu kształt rombu. Nie miałem pojęcia co mam powiedzieć, a cały świat rzeczywisty zdawał się wirować i być nierealny. Moje nogi stały się podejrzanie miękkie, a oddech zaskakująco szybki.
–Igorze Wierzbicki, czy właśnie mi się oświadczasz? – zapytałem prawie szeptem.
–Oświadczam – potwierdził z uśmiechem od ucha do ucha. – Teraz pozostaje tylko pytanie czy się zgadasz aby mieć mnie za męża. – Przeniosłem swój wzrok z pierścionka na Igora i już wtedy wiedziałem, co mam powiedzieć.
–Jasne, że się zgadzam – odparłem, wbijając wzrok w jego piękne oczy, które dzisiejszego dnia przy ciepłym świetle żółtawych lampek świątecznych nie wydawały się już jak ogień. Wtedy pierwszy raz ujrzałem w nich bursztyn, który zbiera się na plaży w ciepłe dni, który naprawdę bardzo lubiłem. Igor przysunął się do mnie i złożył czuły pocałunek na moich ustach, który szybko odwzajemniłem. – Wybór piosenki chyba nie przypadkowy – zaśmiałem się pod nosem, słysząc słowa padające w utworze.
–Kiedy pierwszy raz ją usłyszałem, miałem wrażenie jakby została napisana o nas – wyznał, wpatrując się we mnie.
–Nie możesz spać dopóki nie poczujesz mojego dotyku? – zacytowałem.
–Nie mogę – pocałował mnie na potwierdzenie – kocham Cie.–
–Też Cie kocham, Igor – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.Igor
24.12 – 22:11
Poczułem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, kiedy Mirek zgodził się przyjąć moje oświadczyny. Było to naprawdę ważne wydarzenie, gdyż w końcu po latach znajomości udało nam się dość wspólnie do szczęścia. Nasza miłość choć była bardzo trudna, była też i bardzo piękna. Zdarzały się chwilę, że się nienawidziliśmy, oraz te, w których tęskniliśmy za sobą do tego stopnia, że czuliśmy jakbyśmy umierali. Nasza droga do osiągniętego obecnie celu nie była usłana różami, lecz kolcami, które bardzo bolały, gdy wbijały się w stopy. Problematyczne było to, że były na każdym kroku, więc nie dało się nimi nie skaleczyć. Większość ludzi poddałaby się, cofnęła gdzieś w połowie, albo nawet nie próbowała iść tą drogą, jednak my byliśmy naprawdę uparci, bo gdzieś w głębi duszy czuliśmy, że to co czeka na końcu drogi jest warte takiego poświęcenia. W trakcie zdarzały się chwilę słabości, bywaliśmy bliscy odpuszczenia sobie, jednakże finalnie osiągnęliśmy to co chcieliśmy. Obydwoje szukaliśmy siebie samych, po drodze znajdując jedynie rozczarowania, żal i cierpienie. Minęło naprawdę sporo czasu zanim dotarło do mnie, że to właśnie owy niebieskooki mężczyzna, w którego oczach widziałem więcej niż w jakichkolwiek innych, jest tym czego pragnę, jest niczym moja druga połówka, bez której czuje się niepełny, niekompletny niczym alfabet z którego ktoś zabrał parę liter.
Choć wiele razy się myliłem i błędnie przypisywałem niektóre określenia, to dziś jestem pewien, że miłość w życiu nie jest potrzebna, a najpotrzebniejsza, jest niczym narkotyk, lecz z tą różnicą, że da się go zdobyć jedynie staraniami.
Choć wiele ich w życiu sprzedałem, wiedziałem, że tego narkotyku nie sprzedam, bo jest on dla mnie jak sekundy ukojenia i pogodziłem się z tym, że będę uzależniony na zawsze.
--------------------------------------------------------------17.01.2021r – 02:00 (data zakończenia książki)
No tak, 04.08.20201 i najebana ja, która własnie dodaje wam ostatni rozdział najważniejszej książki w moim życiu.
Miłego czytania kochani, a zaraz niespodzianka 😊💗
~DCW
CZYTASZ
υzależnιony na zawѕze ⁄ тnnѕ 3
RomantizmKontynuacja ,,тego narĸoтyĸυ nιe ѕprzedaм" oraz ,,ѕeĸυndy υĸojenιa". Nikt nie zwrócił uwagi na brudną, naderwaną i lekko spraną, powieszoną na lampie kartkę. Widniał na niej napis : zaginął. Powyżej było zdjęcie młodego chłopaka. Miał zniszczone wło...