Igor
13.02 - 13:27
Siedziałem w ciszy popijając swoją ulubioną kawę i skupiając się na wspomnieniach, aż nagle drzwi mieszkania otworzyły się. Byłem zdziwiony, bo mężczyźni wyszli z domu niecałe dziesięć minut temu, więc pewnie nawet nie zdążyli dojechać do miejsca umówionej transakcji, a jednak nie byłem w mieszkaniu sam. Były więc dwie opcje; zapomnieli o czymś, albo odwiedził mnie Paweł. Znając zorganizowanie Mirka przy tak ważnej sprawie nie zapomniał by nawet wziąć ze sobą paczki gum do żucia, więc idąc drogą eliminacji - to mój szwagier (przyszły).
–A kogo to moje oczy widzą – rozłożyłem szeroko ręce – hej.–
–Hej – przywitał się Paweł.
–Jak zwykle zły timing – uprzedziłem go.
–Serio? – westchnął.
–Yup – potwierdziłem. – Zostajesz czy jednak po ostatnim wspólnym spędzaniu czasu za bardzo cię do siebie zniechęciłem?–
–Jeżeli nie masz nic przeciw – popatrzył na mnie błagalnym wręcz wzrokiem.
–Co ty, przyda mi się towarzystwo. W końcu siedzę tu od czterech miesięcy i jedyną gębę jaką widzę to swoją, twojego brata i Stera. Ile można? – zapytałem sam siebie.
–W sumie – przyznał mi rację. – Pomyślałem, że wpadnę dzisiaj, bo jutro są walentynki i pewnie chcielibyście trochę prywaty.–
–Co? – zakrztusiłem się kawą, co spotkało się z zdezorientowanym wzrokiem młodszego. – Jak to jutro są walentynki? –
–No.. normalnie? – wyjął swój telefon i pokazał mi na wyświetlaczu dzisiejszą datę.
–Kurwa mać – zakląłem.
–Zapomniałeś? – domyślił się.
–Tak, a teraz jestem już udupiony, bo na kuriera w jeden dzień nie ma co liczyć – pomasowałem swoje czoło, co przyniosło dobry skutek, bo do głowy wpadł mi pewien pomysł. – Ale markety są pewnie wypełnione tymi walentynkowymi rzeczami.–
–Tak, ale mówiłeś, że nie możesz wychodzić – przypomniał.
–Igor Wierzbicki nie może, ale Konrad Dworski a i owszem – pokazałem mu sfałszowany dowód osobisty. Chłopak popatrzył na mnie niepewnie. – Jakby co nie mów nic bratu.–
Po tych słowach poszedłem po zieloną koszule Brandit – Checkshirt z EMP, do której dobrałem jeansy z Lee Brooklyn. Wisienką na torcie były moje prostokątne okulary. Ubrany jak informatyk zarzuciłem na siebie jeszcze jakąś pierwszą lepszą kurtkę i swoją ulubioną czapkę.
–Czapkę zostaw – wypalił Paweł.
–Lubie ją? – protestowałem.
–Ale kiedyś już w niej chodziłeś, no wiesz kiedy.. – zaciął się.
–Kiedy jeszcze nie uznawano mnie za zaginionego? – dokończyłem. Chłopak potwierdził jednie wzrokiem. – Masz rację – potwierdziłem, rozbijając trochę niezręczną ciszę.
–Idziemy? – zaproponował.
–Jedziemy – poprawiłem go, wymachując mu kluczykami do auta przed oczami.
Mój cudowny samochodzik przeszedł mniej więcej tak samo wielką metamorfozę, jak ja. Zmienili mu blachy, tapicerkę, a nawet kolor, dzięki czemu nikt miał mnie z nim nie powiązać.
Wraz ze swoim towarzyszem pojechaliśmy do pobliskiego marketu i to tam zaczęliśmy szukać prezentu dla Mirka na walentynki. Wybór był dość duży, ale ja szukałem czegoś niekonwencjonalnego. Nie chciałem dać mu jakieś pierwszej lepszej poduszki, czy kubka, choć i jedno i drugie nie jest najgorszym pomysłem. Chciałem go po prostu zaskoczyć.
–Młody, a jakbyś był mną, to co byś kupił? – zapytałem, przekładając towar z jednej półki na drugą.
–Nie wiem, nie obchodzę walentynek. To święto jest głupie – stwierdził.
–Z takim podejściem to nie zaruchasz – pouczałem go.
–Nie zależy mi na tym – odparł beznamiętnie.
–Szesnastolatek, któremu nie zależy na tym, żeby zamoczyć? – zdziwiłem się. – Niepokojące. –
–Nie wiem, nie zastanawiałem się – burknął, poprawiając ręce, które trzymał w kieszeni bluzy.
–Mnie w twoim wieku, to aż nosiło. Stąd też spora sumka na koncie – zaśmiałem się nostalgicznie.
–Nie chciałem wiedzieć – speszył się. Naszą specyficzną rozmowę przerwało to, że spostrzegłem ciekawy przedmiot. Była to karafka z wygrawerowanym białym sercem i napisem "razem do ostatniej kropli". Do niej można było dobrać sobie dwa kieliszki z takim samym sercem i własnym imieniem.
–Mam cię – uśmiechnąłem się chytrze i podszedłem do półki, na której znajdowały się owe przedmioty.
–Razem do ostatniej kropli – przeczytał. – Pasuje do was.–
–Coś sugerujesz? – spojrzałem na niego podejrzliwie.
–Nie śmiałbym – uniósł ręce w geście obronnym.
–Lepiej zacznij szukać twojego brata – zaradziłem, mając na myśli kieliszek z jego imieniem. Nie było to łatwe zadanie ze względu na to, że Miro miał dość tradycyjne imię, a te już powoli wypadały z obiegu.
–Jak tam? – zwróciłem się do Pawła, chcąc wiedzieć, czy już znalazł to, czego szukaliśmy.
–Mam – odpowiedział po kilku sekundach i pokazał przedmiot, który trzymał.
–Ja też – uniosłem kieliszek w górę. – Skoro mamy już to – pokazałem na cały zestaw, który włożyliśmy do koszyka – no to przydałoby się jeszcze coś do skucia się – miałem na myśli wysokoprocentowy alkohol.
–Do karafki zazwyczaj wlewa się wino, tak samo z kieliszkami, a więc napis mało adekwatny – zasugerował brunet, bijąc do tego, że obydwoje z Mirkiem mamy na tyle przepłukane mózgi przez alkohol, że byle wino nas nie powali.
–Jakieś dwunastu-procentowe szczyny nie, ale zawsze może być to jakiś jabol – snułem.
–Weź cokolwiek i znikajmy – uśmiechnął się, idąc do działu z winem. Poszedłem za nim i zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu ulubionego wina Mirka czyli Amarone della Valpolicella.
–Spinelli Montepuliciano nie, Tenuta valleselle ripasso nie, Amat tannat też nie – wymieniałem, wciąż poszukując. – No hej słońce – przywitałem się, zgarniając obiekt poszukiwań z półki.
–To wszystko? – zapytał chłopak zerkający na swój zegarek.
–Ta – przytaknąłem, wkładając alkohol do koszyka z zakupami. Przy kasie przypomniałem sobie jeszcze o papierze do pakowania. Na szczęście był tuż obok nas więc wystarczyło zrobić dwa kroki.
–Dzień dobry – przemówił kasjer, gdy przyszła nasza kolej.
–Dzień dobry – powiedział Paweł.
–Dobry – burknąłem niechętnie.
Kiedy kasjer zobaczył imiona na kieliszkach, zmieszał się.
–To przeznaczone dla par – zaczął ostrożnie.
–Umiem czytać – zabiłem go wzrokiem.
–Dla normalnych par – wykłócał się.
–Straszne, czy to już przestępstwo? – ironizowałem, wkładając swoje zakupy do reklamówki.
–Igor – szepnął do mnie brązowooki, co miało znaczyć, że mam się zamknąć.
–No dobra, już – przekręciłem oczami i spojrzałem na kasjera, chcąc znać łączną cenę towaru.
–Trzysta sześć złoty i trzydzieści groszy – zażądał, wprawiając nas w lekkie osłupienie.
–No cóż, przynajmniej masz dowód, że nie oszczędzam na chłopaku – zaśmiałem się do Pawła i zacząłem płacić kartą.
–Powinno się was palić na stosie, pedały jedne – warczał pracownik.
–Na stosie paliło się czarownicę, ja osobiście też lubię ogień i perspektywę zostania spalonym żywcem, jednak jestem bardziej wymagający i jak już ktoś miałby mnie gdzieś palić to sam diabeł i to w piekle – puściłem do niego oczko i wyruszyłem w stronę wyjścia.
Kiedy wróciliśmy do mieszkania Mirka ani Stera wciąż w nim nie było. Zajęliśmy się więc pakowaniem mojego podarku.-------------------------------------------------------
Hej!
U mnie na zegarku 00:02, a jutro szkoła na 08:00, ale trudno, rozdział najważniejszy xD
Do soboty!
~DCW
CZYTASZ
υzależnιony na zawѕze ⁄ тnnѕ 3
RomanceKontynuacja ,,тego narĸoтyĸυ nιe ѕprzedaм" oraz ,,ѕeĸυndy υĸojenιa". Nikt nie zwrócił uwagi na brudną, naderwaną i lekko spraną, powieszoną na lampie kartkę. Widniał na niej napis : zaginął. Powyżej było zdjęcie młodego chłopaka. Miał zniszczone wło...