Wiedziałem już, że we wspomnieniu będę ja, lecz nie miałem pojęcia z kim. Drzwi uchyliły się, a do środka wszedł człowiek wyglądający, jak gorsza wersja tego, który oznajmił Dawidowi, że go zostawia. Prawdę mówiąc gdybym spotkał go na ulicy, w życiu nie powiedziałbym, że to mogę być ja. On też tak samo, jak ja parę chwil wcześniej zawahał się przed wejściem do środka, jednak kiedy już to zrobił, szybko zamknął się we wnętrzu domu. Tam też chwiejnym krokiem dotarł do salonu, w którym to oparł się o jedną ze ścian, starając się uspokoić swoje z jakiegoś powodu drżące ciało. Chciał iść dalej, lecz niestety runął jak długi na ziemie. Widać było, że nawet jeżeli chciałby się podnieść, to nie miałby na to wystarczającej siły; jedyne co zrobił to wyciągnął swoją wychudzoną rękę do przodu i z wbitym w podłogę wzrokiem zaczął gładzić jeden jej fragment, jakby widział lub wiedział coś poza zasięgiem mojej wyobraźni. Po kilku sekundach jego powieki całkowicie się zamknęły, sprawiając, że leżał bezwładnie na środku pokoju. Mrok który był rozprzestrzeniony wokół zniknął błyskawicznie, co oznaczało zmianę linii czasowej.
Obydwoje słysząc dźwięk tłuczonego szkła w kuchni, skierowaliśmy wzrok w tamtą stronę. On podniósł się do siadu i rozejrzał się po pomieszczeniu. Widząc jednak, że nie ma tu nic wartego uwagi, wstał i wyszedł do miejsca, z którego dobiegł dźwięk, a w międzyczasie z kieszeni wyjął scyzoryk. Ja poszedłem za nim. Szybko wyjaśniło się, że sprawcą naszego zamieszania była niewielka mysz, która ulokowała się w opustoszałym domu. Brązowowłosy schowawszy nożyk do kieszeni, podszedł do blatu i ujął mysi ogon między kciuk i palec wskazujący, unosząc bezbronnie wijące się zwierze w górę.
–Mała, co tu robisz? – wycharczał, kładąc ją na otwartej dłoni, a po chwili dodał – Już wystarczająco dużo istnień dziś skrzywdziłem – po czym otworzył okno i wypuścił przez nie szkodnika. Później poszedł do łazienki i wziął zimny prysznic. Nie chcąc patrzeć na jego prawie anorektycznie, a bynajmniej za cholerę nie wyglądające zdrowo ciało, odwróciłem swój wzrok, a wtedy dzień ponownie zamienił się w noc. Z jakiegoś powodu coś pokierowało mnie do salonu, w którym to na kanapie zastałem tego samego gościa, ze wzrokiem wbitym w wypełnioną czymś strzykawkę. Co jakiś czas nerwowo trzepał głową, jakby próbował wypędzić z niej natrętne myśli, lecz po niezadowolonym grymasie można było osądzić, że ten ruch nie przynosił oczekiwanych efektów. Chłopak uniósł przedmiot w górę i podciągnąwszy rękaw swojej znoszonej bluzy wbił się w żyłę, aplikując substancje ze środka do swojej krwi. Dało się po nim zobaczyć, że odleciał i był w innej, błogiej rzeczywistości. Dookoła mnie znów przeskoczył czas, zalewając pomieszczenie światłem dziennym, wkradającym się przez okno. –Zamknij się! – krzyknął nagle, zaciskając swoje pięści na głowie. Z jego oczu swobodnie spływały łzy. – Przestań – powiedział, jakgdyby chciał by było to rozkazem, jednak przez ton głosu zabrzmiało bardziej jak błaganie, tym bardziej, że zwinął się w kulkę. Przez pozycję wyglądał jakby otaczający go świat był dla niego zbyt trudny, a wręcz jakby przeraźliwie się go bał. Jego ciało znów zaczęło drżeć, a on sam zaczął głośno oddychać, jakby miał stan przedzawałowy. Cały czas patrzył na stół, na którym znajdowały się kolejne takie same strzykawki. Jego wzrok był dziki, wyglądał jak zwierze skryte w krzakach, polujące na swoją ofiarę i czekające na właściwy moment, a gdy ten wreszcie nadszedł, podbiegł do mebla i jednym ruchem ręki zgarnął z niego swoją odsiecz. Później upadł w kąt pokoju i niczym rytułał; podciągnął rękaw ubrania i bez chwili zastanowienia wbił się w żyłę. W trakcie zauważyłem, że na jego ręcę jest więcej małych dziurek, co oznaczało, że proces ten powtarza się nagminnie. Byłem tym zaniepokojony, jednak cała historia zaczynała być spójna, gdyż Dawid mówił o tym, że domyślił się, że ćpam, co sam mu przecież potwierdziłem. A propos wcześniej wspomnianego – sceneria znów się zmieniła, tym razem na nieznaną mi łazienkę, w której to znajdowałem się razem z nim. Co prawda nie wyglądałem tam jeszcze tak, jak przed paroma chwilami dane było mi widzieć jednakże nie było ze mną najciekawiej. Świadczyło o tym między innymi to, że krzyczałem do lustra.
–Kim ty jesteś? Kim kurwa!–
Wtedy też pojawił się mój ówczesny chłopak i zapytał czy wszystko dobrze, odparłem mu że tak, jednak byłem przy tym równie wiarygodny co dziecko zapewniające, że nie zjadło czekolady, wówczas gdy na twarzy ma wymalowane dowody swojej dosłownie słodkiej zbrodni. W czasie moich rozmyślań dwójka bohaterów zaczęła się kłócić.
–O co Ci chodzi? – nie rozumiał.
–O co mi chodzi? – powtórzył po nim, po czym zacisnął dłoń na nadgarstku swojego chłopaka i podciągnąwszy mu rękaw odsłonił ślady nakłuć. – Nie wiem, na przykład o to. Co to kurwa jest?–Wymiana zdań trwała w najlepsze, lecz w końcu złość, którą do ostatniej sekundy starałem się ukryć wylała się ze mnie niczym woda z maksymalnie odkręconego kranu i uderzyła ogromną falą w lichego bruneta, kiedy w szale bezlitośnie zacząłem okładać go pięściami, krzycząc przy tym, że nie jestem słaby. Wreszcie jednak mój wycieńczony organizm poddał się i wypadł z gry, dzięki czemu położyłem się na kafelkach obok zmasakrowanego rówieśnika i po wymianie z nim kilku niewyraźnych dla mnie zdań, opadłem z sił, zamykając oczy.
W ostatniej części wspomnienie przeniosło mnie do mojego rodzinnego domu, w którym to rozzłoszczony biłem w ścianę do tego stopnia, że moje kostki zaczęły się zdzierać, a ja pomimo plamienia krwią powierzchni, nie przestawałem uderzać. Wreszcie jednak poddałem się.
–Kurwa jego jebana mać! – wyrzucił z siebie, ostatni raz uderzając w ścianę, aby później odwrócić się do niej plecami i zsunąć aż do samej podłogi, w międzyczasie zaczynając płakać, zamieniając złość na bezsilność. Moja głowa zwisała swobodnie w dół przez co lecące z oczu łzy bez problemu kapały na spodnie. – Czemu mnie zostawiłeś? – spytał nie wiadomo do kogo, bo był sam w pomieszczeniu. – Czemu zostawiłeś mnie w tym koszmarze sam – mówił, co słowo pociągając nosem. Dopiero kiedy na chwilę zamilknął, usłyszałem, że w tle leci piosenka, którą doskonale znałem. Ku mojemu zaskoczeniu, kiedy zwróciłem na nią uwagę, ja ze wspomnienia także to zrobił, wcześniej wycierając nos dłonią. – Kiedyś przeleciałem jakąś laskę.. teraz nawet nie wiem jak miała na imię.. w każdym bądź razie któryś z moich znajomych podesłał mi screeny jej tablicy na Facebooku, która była wypełniona takimi miłosnymi pierdołami o złamanym sercu.. postanowiłem sam sprawdzić ile tego faktycznie jest i przez czysty przypadek kliknąłem w link, który przekierował mnie na YouTubie. Mój telefon działał powoli, więc klikanie milion razy cofnij jeszcze bardziej go zmuliło, a piosenka w tym czasie zaczęła grać. Wiedząc, że nic nie da jeszcze częstsze klikanie w strzałkę, zacząłem wsłuchiwać się w tę piosenkę i nawet mi się spodobała, ale dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że jest o nas – przemawiał ze smutkiem, odgrzebując tę historię w pamięci. – And there's no remedy for memory your face is like a melody.It won't leave my head.Your soul is haunting me and telling me that everything is fine.But I wish I was dead dead like you – zaczął podśpiewywać razem z piosenkarką. – Every time I close my eyes, it's like a dark paradise. No one compares to you. But there's no you, except in my dreams tonight – kontynuował na przemian ze skręcaniem blanta, którego po chwili włożył do ust i odpalił, zaciągając się nim oraz nucąc po cichu. – Oh-oh-oh-oh-hah-hah-hah-hah. I don't want to wake up from this tonight. Oh-oh-oh-oh-hah-hah-hah-hah. I don't want to wake up from this tonight – skończył razem z wykonawczynią, gdyż był to ostatni wers piosenki, jednakże jego głos zaciął się, bo gardło poza dymem ponownie napełniło się łzami, a wielka gula w nim, uniemożliwiała nawet oddychanie. Prawdopodobnie nawet gdyby nie był to koniec utworu, ja i tak przestałbym śpiewać, gdyż każdy kolejny wers, słowo, sylaba czy litera sprawiały tak niewyobrażalnie duże ilości bólu, że nawet ja sam, choć tylko obserwowałem to z boku, czułem się pokrzywdzony.
Zasiadłem obok tego zniszczonego przez życie człowieka, kompletnie wypranego ze wszelkich dobrych emocji, który nacierpiał się w życiu tyle, że nawet zrobienie dla niego czegoś dobrego jest jak dobicie go, a jedyne co mogłoby uśmierzyć jego ból, to śmierć.
–Przykro mi, że świat Cie tak potraktował – wymówiłem, bo to jedyne co przyszło mi na myśl, a później już siedzieliśmy przy tej zakrwawionej ścianie, on płacząc i jarając zioło, a ja starając się sobie przypomnieć co mnie doprowadziło do takiego staniu i jakim cudem jeszcze w ogóle żyje.. a bynajmniej w tamtym momencie żyłem.-------------------------------------------------
Tak bardzo kocham tę piosenkę, którą śpiewał Igor i którą macie w mediach ;-; <3
Poza tym zostało 9 rozdziałów i.. koniec :(
~DCW
CZYTASZ
υzależnιony na zawѕze ⁄ тnnѕ 3
RomanceKontynuacja ,,тego narĸoтyĸυ nιe ѕprzedaм" oraz ,,ѕeĸυndy υĸojenιa". Nikt nie zwrócił uwagi na brudną, naderwaną i lekko spraną, powieszoną na lampie kartkę. Widniał na niej napis : zaginął. Powyżej było zdjęcie młodego chłopaka. Miał zniszczone wło...