11. Wierzba na wierzbie, co za ironia

45 4 6
                                    

Igor
12.02 – 01:02
Wróciliśmy do domu w lepszych nastrojach niż z niego wychodziliśmy. Mirek pomógł mi w ten sposób jeszcze bardziej odciąć się od poprzedniego życia.
Wiedziałem, że Dawid się o mnie martwi, tak samo jak Agata i moja matka, ale jednak wybrałem życie z człowiekiem, którego kocham i który jest dla mnie najważniejszy.
–No to do spania śpiąca królewno – droczył się ze mną, ściągając swoje buty i odzież wierzchnią.
–Mówiłem Ci już żebyś się zamknął? – spojrzałem na niego, ściągając swoją bluzę.
–Tak – potwierdził – i co? Mam się posłuchać?–
–Mógłbyś – zauważyłem, rozpinając spodnie i rzucając je w kąt, co spotkało się z niezadowolonym wzrokiem starszego.
–Kosz na pranie, który jest w łazience, nie stoi tam dla hecy, wiesz? – upomniał, rzucając we mnie spodniami zdjętymi kilka sekund wcześniej.
–Tak? – zapytałem ironicznie, idąc do łazienki. Gdy wróciłem Mirek już leżał w łóżku, przykryty kołdrą.
–Zapraszam – uśmiechnął się, czekając aż dołączę do niego.
–Idę, idę – uspokajałem. Po chwili znalazłem się obok chłopaka. Ten okrył mnie kołdrą i przytulił się. – Dobranoc.–
–Dobranoc – odrzekł.

Dawid
12.02 – 15:02
Cały dzień w szkole dłużył mi się niemiłosiernie. Wciąż przeżywałem wczorajszy poród mamy Igora. Przez tą całą sytuacje pogodziłem się z Agatą, ponieważ poza nią, nie miałem już nikogo. Do tego Franek wciąż mnie podrywał, ale zwinnie go zlewałem. Nie miałem ochoty na żaden głupi romans. Jednak po ostatniej lekcji dostałem telefon, który choć lekko poprawił mi humor. Był od Roberta. Poinformował mnie, że dzisiejszej nocy telefon Igora był aktywny przez kilkanaście minut. Policja go namierzyła i pojechała w miejsce, z którego nadano sygnał. Rzeczywiście znaleźli tam jego telefon. Niestety był roztrzaskany na wiele części, a po jego właścicielu nie było śladu. Cieszyłem się jednak, że szanse na to, że Igor żyje, diametralnie wzrosły. W końcu to pierwszy jakikolwiek trop czy dobra wiadomość od czterech miesięcy.
–Agata – złapałem ją za rękaw jej bluzy i wyciągnąłem z klasy.
–Co się dzieje? – zapytała zdezorientowana.
–Wczoraj w nocy telefon Igora był aktywny – poinformowałem.
–Naprawdę? – nie dowierzała.
–Tak – potwierdziłem.
–Wiedzą już w jakim miejscu? – pytała.
–Gdzieś za miastem, przy jakimś opuszczonym domu lub budynku, ale gdy dojechali na miejsce, leżał na ulicy cały roztrzaskany – posmutniałem.
–Kurde – westchnęła.
–Lepsze to niż nic, prawda? – lekko uniosłem kącik swoich ust.
–Jasne – potwierdziła. – Właściwie skąd o tym wiesz? –
–Robert do mnie dzwonił, w końcu mama Igora jest teraz w szpitalu z Olą – przypomniałem.
–No jasne. Jeśli dowiesz się czegoś jeszcze to dzwoń, albo pisz – poprosiła. Na jej słowa, twierdząco kiwnąłem głową. – Mogę zabrać się z tobą?–
–Wiesz – zacząłem – muszę jeszcze gdzieś pojechać, nie wiem ile mi zejdzie.–
–Spoko, zabiorę się z Ulką – delikatnie się uśmiechnęła i poszła do koleżanki z naszej klasy. Ja zaś udałem się w miejsce, w którym byłem kiedyś wspólnie z Igorem.

Kilka miesięcy wcześniej, czerwiec:
–Pięknie tu – przemówiłem, rozglądając się po parku, gdy szliśmy przez alejkę dębów trzymając się za ręce.
–No – potwierdził beznamiętnie – nie najgorzej.–
–Więcej entuzjazmu – żartobliwie rozkazałem.
–Tak Dawid, masz racje. To miejsce jest jak z bajki – ironizował.
–Igor no – zmartwiłem się.
–No co? To tylko parę drzew i krzaków? Nie ma się czym zachwycać – dziwił się.
–Masz lepszy pomysł gdzie możemy pójść? – zapytałem, lekko wytrącony z równowagi.
–Tak się składa, że mam – popatrzył na mnie, po czym zaciągnął mnie do swojego samochodu.
–Gdzie jedziemy? – dziwiłem się.
–Nad jeziorko – oznajmił, odpalając samochód.
–To, które jest niedaleko domu Agi? – dopytywałem.
–Dokładnie – potwierdził.
Po krótkim czasie znaleźliśmy się we wcześniej wspomnianym miejscu. Wszędzie dookoła dzika roślinność, wysokie drzewa, komary i rzecz jasna – jezioro.
–To tylko parę drzew i krzaków – rozejrzałem się, przedrzeźniając Igora.
–To miejsce ma więcej magii – stwierdził, zasiadając miejsce na małej wysepce.
–Magii? – próbowałem go ciągnąć za język.
–Gdy tu jestem mam wrażenie, że wszystkie moje problemy znikają – wyjaśnił, wpatrując się pustym wzrokiem w tafle jeziora.
–Przychodziliście tu wspólnie? – zapytałem, nie patrząc na chłopaka. Po dłuższej chwili, postanowił udzielić odpowiedzi.
–Czasem – odparł beznamiętnie.
–Kolejny powód dlaczego to miejsce jest ''magiczne'' – wymówiłem z nutką zazdrości, choć miałem świadomość, że ten pieprzony ćpun, jest już martwy.
–Nie, akurat tego miejsca nie ozdobił magią – zmierzył mnie wzrokiem. – Tu jedynie chodziliśmy się zjarać.–
–Przepraszam – westchnąłem. Chcąc wypowiedzieć słowa wyjaśnienia, Igor mi przerwał.
–Zmień temat – rozkazał, wciąż na mnie nie patrząc. Nie miałem pojęcia, jak naprawić atmosferę, którą zepsułem jednym zdaniem. Po chwili myślenia zauważyłem gałęzie wierzby, które zwisały nad nami. Odwróciłem swą głowę i moim oczom ukazało się wcześniej wspomniane drzewo.
–Masz scyzoryk? – przemówiłem, zaskakując Igora.
–Po co Ci? – dziwił się.
–Czy pan Wierzbicki zostawił kiedyś swoje inicjały na wierzbie? – zażartowałem, wstając z ziemi i podchodząc do pnia drzewa.
–Nie jestem pewien – uśmiechnął się, dołączając do mnie.
–A chce? – ciągnąłem dalej.
–Co mi szkodzi – popatrzył na mnie, a następnie wyciągnął z kieszeni nóż motylkowy i zaczął skrobać na drzewie pierwszą literę swojego imienia.
–Dodaj poniżej plusika, a jeszcze później D – instruowałem go.
–Kadr jak z filmu dla dwunastolatek – prychnął.
–Nie – zaprzeczyłem – bo brakuje najważniejszego, czyli serca. – Igor jedynie lekko uniósł swój kącik ust w górę, wciąż skrobiąc na drzewie to, o co go poprosiłem. Po jakimś czasie nasze dzieło było gotowe.
–Wierzba na wierzbie, co za ironia – schował ostrze do kieszeni spodenek.
–Marudzisz – oznajmiłem, robiąc zdjęcie, które miało później trafić na Instagram. – Wrócimy tu zimą. Będzie wyglądało jeszcze bardziej romantycznie na tle śniegu.–
–Mamy czerwiec, do zimy jeszcze bardzo dużo czasu – zauważył.
–Z tobą nie liczę czasu – uśmiechnąłem się do niego, wpatrując się w symbol naszej miłości.

12.02 – 15:32

Gdy dotarłem na miejsce, wszystko wokół było pokryte kropelkami deszczu, nad czym ubolewałem, ponieważ w mojej wyobraźni wszędzie powinno być biało, co dodawało by temu miejscu uroku. Jednak nie miałem mocy by panować nad pogodą.
Stanąłem na wprost legendarnej wierzby, która była oznaczona serduszkiem i pierwszymi literami naszych imion. Wyskrobane miejsca lekko się zatarły, ale dalej były widoczne i czytelne. Czyli dokładnie tak samo, jak moja miłość do chłopaka..
Chwile później poczułem na swoim czole zimną krople, która po sekundzie rozmnożyła się w wiele innych kropel, tym samym wywołując deszcz. Położyłem swą dłoń na symbolu, zupełnie nie przejmując się faktem, że moje ubrania mokną. Mimowolnie z moich oczu wydostały się gorzkie łzy.
–Wierzba na wierzbie – przemówiłem – szkoda, że tylko – dodałem smutno.

-------------------------------------------------------------
Hejka!
Ja wiem, przepraszam za smutne rozdziały :(
W mediach dla odmiany macie zdjęcie drzewka i moich wyrytych inicjałów ^^ Co prawda były robione z osobą, z którą już praktycznie nie mam kontaktu, ale i tak miło wspominam tę fotkę.
A wy? Skrobaliście kiedyś coś po drzewkach?
~DCW

υzależnιony na zawѕze ⁄ тnnѕ 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz