79. Odejdę i już nigdy więcej nie powrócę

28 6 2
                                    

Leżałem beznamiętnie na ziemi, wpatrując się w faceta, który uderzał coraz mocniej moją twarz, ogłupiając mnie do tego stanu, że nie byłem pewien, czy na pewno wciąż jeszcze żyje.
–Jesteś taki słaby – parsknął, unosząc mnie i odrzucając na kilka metrów od siebie z taką siłą, że wgniotłem się w jedną z niewidzialnych ścian, które pojawiały się w losowych momentach.
–Nie jestem słaby – wymruczałem bezsilnie, odpluwając ślinę pomieszaną z krwią, a później upadłem na twarz, ciężko wzdychając. Leżałem tak przez chwilę, aż wreszcie nabrałem trochę więcej sił i podpierając się rękami, wstałem, szukając wzrokiem swojego złego klona. Jedyne jednak co ukazało się moim oczom to lustra, rozprzestrzeniające się wszędzie wokół mnie. Nie rozumiałem dlaczego się tak stało, jednak postanowiłem ruszyć przed siebie i w ten oto sposób trafiłem do labiryntu w całości złożonego z luster. Błądziłem po nim, biegając bezsensownie w każdą możliwą stronę, skręcając na oślep, jakbym uciekał przez własnym odbiciem. Co dziwne miałem racje, bo z czasem moje odbicie zaczęło zanikać. Przystanąłem więc na chwilę i okręciłem się wokół z każdym ruchem tracąc kolejne odbicie z lustra. Kiedy zostało już ostatnie, kontrolnie uniosłem swą dłoń w górę. Odetchnąłem z ulgą widząc, że wszystko jest w normie, jednak zbyt szybko się ucieszyłem, bo uniesiona dłoń zaczęła do mnie machać, a mą twarz przyzdobił psychodeliczny uśmiech. Osunąłem się, opierając swoje plecy o lustro za sobą, wciąż nawet nie oddychając ze strachu.
–Tobie naprawdę wydaje się, że możesz tak po prostu się mnie pozbyć? – nie dowierzał roześmiany.
–Ty nie jesteś prawdziwy – wpatrywałem się w niego z przerażeniem. Jego twarz oświetlona była przez białą lampę zwisającą z nieba na niekończonym się wręcz gumowym sznurze. Wyglądał przez to jeszcze bardziej niepokojąco. Ułożył swoje dłonie na płasko i lekko przekrzywił swą głowę.
–Skoro tak to dlaczego tak bardzo się mnie boisz? – zapytał. – Hm? Igor? Dlaczego tak bardzo boisz się nieistniejących rzeczy?–
–Nie boje się – zaprzeczyłem niepewnie.
–Srasz pod siebie – wyśmiał mnie.
–Nie boje się – powtórzyłem już nieco pewniej.
–Myślisz, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy stanie się prawdą? – parsknął.
–Nie kłamie, nie boje się ciebie – zapewniłem, przestając opierać plecy o gładką powierzchnie i stając delikatnie bliżej niego.
–Już Ci przecież mówiłem, że jestem tobą tylko lepszym. Wiem przecież co czujesz, a najzabawniejsze jest to, że mogę też sprawić, że będziesz czuć co tylko zechce – powiadomił mnie z wyraźną radością.
–To nie prawda – zaprzeczyłem, choć nie wiedziałem czyje słowa są jej bliższe.
–Przekonajmy się – zaproponował, a później pstryknął palcami sprawiając, że stałem się smutny. Smutek był ogromny jak tsunami, pojawił się nagle rozlewając się na każdą możliwą stronę i siał po drodze gigantyczne spustoszenie, nie oszczędzając we mnie niczego co dobre i wylewając z moich oczu obfite łzy. – Ojej, czemu płaczesz? Smutno Ci z jakieś powodu? – udawał przejętego, by później zaśmiać się kpiąco. Ja natomiast nie chcąc dawać mu jeszcze większej satysfakcji postanowiłem przełamać się i wyprzeć z siebie to uczucie. Zacząłem wygrzebywać z zakamarków mojej głowy wszystkie wesołe wspomnienia jakie miałem, co przyniosło efekt, bo smutek minął. Jego twarz zaś przyzdobiło zaciekawienia pomieszane z niezadowoleniem.
–Nie jest mi smutno – odpowiedziałem, wycierając pozostałe na moich policzkach łzy.
–Nieźle, uczysz się – pochwalił, choć w rzeczywistości był niepocieszony tym faktem. – Rzucam Ci wyzwanie.–
–Jakie wyzwanie? – zainteresowałem się.
–Wywołam u ciebie jeszcze jedno uczucie, jeżeli z nim przegrasz, to pozwolisz mi przejąć nad sobą władzę, jeżeli jednak jakimś cudem, w co bardzo wątpię – wtrącił – wygrasz, odejdę i już nigdy więcej nie powrócę – stawiał warunki.
–Jakie uczucie? – dopytałem.
–Idziesz na to czy nie? – zignorował moje pytanie.
–Tak – zgodziłem się po chwilowej analizie sytuacji. Kiedy usłyszał moją odpowiedź posłał mi triumfalny uśmiech, unosząc swoją brew z wygolonym łukiem nadającą mu zawadiackiego wyglądu, przybierając pozę typowego cwaniaczka. Zmartwiło mnie to, bo mogło oznaczać, że wie coś, czego nie wiem ja, lub, że naprawdę jest pewien swojej wygranej, co tym bardziej nie było motywujące.
Nagle trafiło do mnie uczucie, które zapowiedział mi mój zły klon, ogarniające wszystko. Uczuciem tym był strach, który przebił mnie niczym strzała. Znów przybrał formę humanoidalną, choć miał też abstrakcyjne elementy takie jak macki, którymi to obłapywał mnie zewsząd. Wchodziły w każdy mój najmniejszy zakamarek i zaciskały się na poszczególnych częściach mojego ciała. Wszystko było już zależne od nich, gdyż każdy najmniejszy ruch tylko wzmacniał ucisk, co w konsekwencji mogło prowadzić do pęknięcia jakiegoś z narządów. Jego wielkie szpony wżynały się w mą skórę, a ogromne oczy sprawiały iż czułem się zaledwie jakbym miał minimetr wzrostu. Wszystko wydawało się takie nierzeczywiste a kiedy on do mnie dotarł przywrócił mojemu małemu światu realność. Jego olbrzymie ilości stawały się nie do wytrzymania, gdyż wyławiał ze mnie moje największe lęki nadając im drugie życie.
–I jak Igor? Jak się bawisz? – powiedział mój uzewnętrzniony głos wewnętrzny, wyraźnie rozbawiony całą sytuacją, kiedy zaś ja leżałem na ziemi i zwijałem się przez strach, otoczony lękami z każdej strony. Poza napięciem czułem też bezsilność gdyż nie potrafiłem się obronić i pozwalałem własnym emocjom przejąć nade mną kontrolę, jakbym był za słaby nawet na bycie sobą.
–Przestań, proszę! – krzyknąłem rozpaczliwie, próbując ukryć się przed swoimi słabościami, przybierając skuloną pozycję.
–Przestań, proszę – przedrzeźniał mnie, bliski płaczu ze swej radości.
–Proszę – błagałem o litość, jakbym bym skaleczonym zwierzęciem, które trzeba dobić by mniej cierpiało. Moje prośby zostały spełnione, bo strach przeminął, a po nim pozostało tylko żałosne uczucie nieporadności, którą przejawiałem parę chwil wcześniej. Powstałem z podłogi i stanąłem na równe nogi, patrząc w odbicie, jak spłoszony pies na swojego pana. Facet po drugiej stronie spojrzał na mnie z pogardą niczym na robaka, jakbym był dla niego jedynie małą mróweczką, którą można zgnieść dwoma palcami nie używając nawet zbyt wiele siły. Najbardziej jednak dobijającym faktem było to, że miał wiele racji.
–A więc przegrałeś – zauważył ze spokojem, choć w środku był rozradowany moją porażką. Odwróciłem od niego wzrok, lecz nie na długo bo ten jednym ruchem ręki przywrócił moją poprzednią pozę, zmuszając mnie do skupienia wzroku na sobie. – Patrz na mnie, ty miernoto – skrzywił się zawistnie, a z moich oczu popłynęły delikatne łzy, na które zareagował wyśmiewającym, a zarazem zimnym jak lód spojrzeniem. – Jesteś taki słaby – razem z tymi słowami gdzieś we mnie narodziło się nowe uczucie, które rozsypało się po moim wnętrzu, jak szkło ze szklanki rzuconej o ścianę.
Tym uczuciem był gniew.

------------------------------
Hejo!
W mediach Igor przez ten filtr wygląda trochę jak rzeźba xDD
Jakby takie rzeźby były w muzeach to jeszcze bardziej bym kochała sztukę ;3
~DCW

υzależnιony na zawѕze ⁄ тnnѕ 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz