57. Padły dwa krótkie strzały

34 5 6
                                    

Igor
10.03 – 12:30

Obudziłem się w dniu dzisiejszym dość wcześnie, bo o dziewiątej rano przez co zdążyłem jeszcze spotkać Mirka zanim wyszedł nie wiadomo gdzie i zjeść z nim śniadanie. Obiecał, że wróci na czas, kiedy Majka miała dostać film. Postanowiłem więc zostawić dziewczynę samą w domu i pójść na siłownie, rzecz jasna wcześniej ubierając okulary i kraciastą koszulę, którą przebierałem dopiero w miejscu ćwiczeń.
Po jakimś czasie wróciłem do mieszkania, w którym Miro już czekał i zaczynał konsumpcje posiłku.
–Hej – przywitałem go, zdejmując z siebie kurtkę.
–Cześć – odparł. – Nałożysz sobie nie?–
–Nie mam trzech lat – posłałem mu lekki uśmiech biorąc do ręki talerz i ładując sobie na niego jedzenie. Potem dosiadłem się do niego. Kiedy chciałem zapytać czy jest sam, nagle z pokoju wyszła rudowłosa i zmierzyła mnie wzrokiem i także do nas dołączyła.
–Boże Wierzbicki, walisz jak sto pięćdziesiąt – przemówiła, krzywiąc się.
–To zapach prawdziwego mężczyzny – odpowiedziałem, jedząc.
–Prawdziwy mężczyzna nie posuwa chłopców – uśmiechnęła się do mnie wrednie, czując, że wbija mi szpilę.
–Seks gejowski jest najbardziej męskim jaki istnieje, bo bierze w nim udział dwóch mężczyzn – poszedłem drogą pokrętniej logiki, stwarzając na jej twarzy zaskoczenie, a w głowie tworząc jej milion myśli na minutę. Mirek przybrał podobną minę co ona, lecz nic nie odpowiedział.
–Jesteś zjebany – stwierdziła, głośno wzdychając. Potem zapadła cisza, a kilka sekund później poczułem uderzenie w nogę ze strony Mirka. Starał zrobić się to niezauważenie i chyba się udało, bo Majka nie zwróciła na nas uwagi. Chłopak zrobił to, bo jak ustaliliśmy we wczorajszym dniu miał być to znak, na który mam wysłać SMS'a do Stera, aby przesłał dziewczynie film. W tym celu wyjąłem telefon i napisałem krótkie ok, a dłuższy czas później wybrzmiał sygnał przychodzącej wiadomości, pochodzący z telefonu rudej kobiety. Ta wzięła swój telefon w celu sprawdzenia jej, a ja dalej pozostałem na swojej komórce, by nie budzić podejrzeń. W międzyczasie usunąłem krótką rozmowę z napakowanym kolegą. Majka zmarszczyła brwi i zaczęła patrzyć na ekran skupiając sto procent swojej uwagi na tym co w nim widziała. Chwilę później zmarszczyła swoje brwi i odłożyła telefon w złości.
–Coś nie tak? – spytał Mirek.
–Zobacz – posunęła do niego telefon, aby obejrzał to samo co ona. Kiedy to zrobił, udawał zszokowanego.
–Kurwa – zaklął, oddając jej telefon.
–No właśnie.. kurwa – martwiła się. – Skąd ja wezmę sto tysięcy?–
–Okradnij bank, albo kogoś – zaproponowałem.
–Kogo niby? – irytowała się.
–Jest taki jeden gościu, nazywa się Mazak – powiadomiłem ją, na polecenie Mirka.
–Mazak?.. Chyba go kojarzę – usiłowała sobie przypomnieć. – Ale czemu o nim mówisz?–
–Ostatnio nieźle się dorobił, tak słyszałem – mówiłem.
–Od kogo niby?–
–Myślisz, że skoro jestem poszukiwany to znaczy, że nie siedzę w interesie? Laska, chyba mnie nie znasz – parsknąłem śmiechem.
–Nie ważne.. gdzie go znajdę? – spytała.
–Nie wiem, poszukaj sobie, nie chodzę za nim – zjadłem kawałek jedzenia.
–Wierzbicki kiedyś Cie zajebie – zagroziła mi, na co posłałem jej pocałunek. – Miro?–
–Ja nic nie wiem, zresztą my średnio się lubimy – starał się unikać tego tematu.
–Mieliście mi pomagać? – oburzyła się.
–Igor – spojrzał na mnie Miro. – Jedź z nią.–
–Serio kurwa? – zakląłem.
–Serio kurwa – powtórzył po mnie, na co przekręciłem oczami.
–Niech będzie, szykuj gnata mała – popatrzyłem na nią i poszedłem do łazienki by zmyć z siebie pot z siłowni.
–Dłużej się nie dało księżniczko? – uczepiła się.
–Jasne, że się dało – odparłem, ubierając się i chowając do swojej kieszeni kominiarkę.
Rzecz jasna w pierwszy dzień nic nie udało nam się ugrać i choć znałem rzeczywistą siedzibę faceta, nie miałem zamiaru zbyt szybko jej zdradzić, by się nie wydać.

13.03 – 23:20
–Kurwa mać! – zaklęła uciekając z mieszkania.
–Wiej nie pierdol! – rozkazałem jej, biegnąc za nią. Kiedy udało nam się uciec z miejsca strzelaniny i skryć w miarę bezpiecznym miejscu, oparłem swoje plecy o ścianę, przytulając do siebie dziewczynę. Jedna z moich rąk obejmowała jej talię, a druga spoczywała na ustach, sprawiając, że nie mogła mówić.
–Gdzie oni są? Gdzie oni kurwa są! – wybrzmiewały grube, męskie i wściekłe głosy, pomiędzy dźwiękami spadających kropel deszczu uderzających o ziemię i kroków, depczących po kałużach. Jednak nie zmierzały w naszą stronę i wreszcie po prostu ucichły, co mogło sugerować, że nasze ofiary uciekły w przeciwną stronę.
–Blisko było – szepnąłem, puszczając ją z uścisku.
–No – potwierdziła, łapiąc głęboki oddech. – Poza tym nie musiałeś mnie macać – protestowała.
–Wiem – odparłem obojętny, na co ta zaczęła wpatrywać się w moje oczy, tak jakby za chwilę miała się na mnie rzucić i mnie pocałować. – Ale się nie napalaj i choć na chatę zanim ktoś rozwali nam łby – ominąłem ją idąc przed siebie, w stronę naszego samochodu.
–No wiesz? – usłyszałem za sobą, jednak niespecjalnie się tym przejąłem, bo zauważyłem kolesia z gangu Mazaka, biegnącego w naszą stronę.
–Cholera jasna – szepnąłem, kompletnie nie widząc co zrobić, a strach przejął kontrolę i mnie sparaliżował.
–Wy kurwy! – krzyczał co raz głośniej i już wyjął broń, którą zaczął w nas celować. Padły dwa krótkie strzały. Oddała je Mała Majka w stronę napakowanego gościa, od razu powalając go na ziemie. Potem po prostu przeszła obojętnie obok mnie oraz jego ciała i wsiadła w samochód. Jeszcze przez chwilę stałem w niedowierzaniu i przypatrywałem się facetowi wokół którego plama krwi zaczęła się rozrastać.
–Wierzba kurwa, modlisz się tam?! – zapytała rozzłoszczona, krzycząc przez otwarte okno w samochodzie.
–Idę – odpowiedziałem, podbiegając, wsiadając do wewnątrz i odjeżdżając pojazdem z miejsca zbrodni.
–Masz broń to się jej naucz używać, a nie stoisz i się zastanawiasz – przemawiała, zdejmując jasnoróżową kominiarkę z twarzy.
–Umiem jej używać – spierałem się.
–To czemu nawet jej nie wyjąłeś, jak widziałeś, że biegnie? – chciałem odpowiedzieć, lecz tak naprawdę sam nie znałem odpowiedzi na zadane mi pytanie. – No właśnie.–
–Sprawdź czy hajsu jest wystarczająco – powiedziałem, patrząc na drogę. Posłuchała moich słów i otworzyła sportową torbę, w której znajdowały się pliki banknotów, po czym zaczęła je przeliczać.
–Będzie – osądziła. – Podniecająca była ta akcja.–
–Że prawie dostałaś kulkę w łeb? – nie rozumiałem.
–Nie no, ogólnie mówię, ta cała adrenalina jaka towarzyszyła podczas, coś cudownego – westchnęła z zadowoleniem.
–Jesteś psychopatką – stwierdziłem.
–Dziękuje – uśmiechnęła się, poprawiając swoje włosy.
Parę minut później wróciliśmy do domu cali mokrzy. Dziewczyna rzuciła torbę na stół i pisnęła radośnie jak dziecko na widok cukierków.
–No proszę, spisywałem was na straty – wyznał, patrząc na zmianę na mnie, na nią i na pieniądze wypadające z torby.
–Nas? Przecież jesteśmy zawodowcami – pochwaliła ruda.
–Racja – potwierdził, zawieszając wzrok na mnie i czując, że coś poszło nie tak. – Igor?–
–Co? Ma racje, zawodowcy – nawiązałem do wcześniejszych słów dziewczyny, zdejmując z siebie kurtkę i wychodząc z salonu do swego pokoju, w którym to zamknąłem drzwi na klucz i odetchnąłem z ulgą, że przeżyłem.

----------------------------------------------------
Hejo!
Bardzo dziękuje wam za tysiąc wyświetleń pod tą książką oraz za CZTERY TYSIĄCE pod "Tego narkotyku nie sprzedam"! ♥
Jesteście super <3
~DCW

υzależnιony na zawѕze ⁄ тnnѕ 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz