Igor
11.02 – 15:18
Za wszelką cenę próbowałem wymazać z głowy wspomnienie, które wkradło się wraz ze słowem – korepetycje. Pomimo tego, że Dawid był dla mnie już dawno wypalonym jointem, wciąż jednak odczuwałem po nim ostrą i nieprzyjemną gastofaze. Czasami były takie momenty, w których włączało się moje człowieczeństwo i uświadamiałem sobie ile z nim przeszedłem, ile zadałem mu bólu. Momentami poczucie winy, że zniszczyłem życie kolejnej niewinnej osoby, było tak silne, że znów miałem ochotę polecieć do najbliższego dilera i kupić od niego te pierdolone pięć gram czystej amfetaminy. Wiedziałem jednak, że nie mogę, bo ta koleżanka, to tylko kolejna fałszywa suka, która świeci cyckami, po bo, aby mnie wykorzystać. Nie obchodzi ją mój los oraz cała strefa odpowiedzialna za uczucia. Takie dziewczyny interesują się jedynie sobą i tym, żeby ich cel został zrealizowany.
–Igor? – zapytał Paweł, wpatrując się we mnie niepewnie i wybijając mnie z myśli, które i tak próbowałem stłumić.
–Wybacz, zamyśliłem się – przemówiłem wreszcie.
–Mówiłeś coś o korepetycjach – przypomniał.
–Tak, że dzięki nim przeszedłem do klasy maturalnej – dokończyłem.
–W maturalnej też je brałeś? – zaciekawił się.
–Nie. Szczerze mówiąc mój ostatni rok w tej szkole był dość chaotyczny i nie wiele w nim uczestniczyłem, a tak właściwie to on wciąż trwa – zauważyłem. Paweł popatrzył na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
–Nie skończyłeś szkoły? – zdziwił się.
–Przestroga żeby nie ćpać – uśmiechnąłem się ponuro, bo co innego w tej sytuacji można było zrobić.
–Nie mam zamiaru – zapewniał. – A więc? Co z tą biologią?–
–Pokaż – westchnąłem niechętny do pomocy. Chłopak podał mi swój podręcznik do biologi, taki sam, który ja miałem w pierwszej klasie liceum. Otworzyłem go na stronie, którą wskazał mi ciemnooki i zacząłem czytać pogrubiony tekst napisany na samej górze. Budowa i działanie enzymów - ujrzały moje oczy. Później zagłębiłem się w informacje zawarte pod tematem. – I co masz zrobić? – wymówiłem w końcu, na co chłopak podsunął swój zeszyt. Jak na faceta pisał naprawdę starannie i czytelnie. Pierwsze polecenie brzmiało : Określ, na czym polega swoistość amylazy ślinowej względem reakcji, którą ona przeprowadza. Podsunąłem notes z powrotem do jego właściciela i ruchem głowy pokazałem mu, że ma zacząć pisać. Ja w tym czasie wziąłem podręcznik i zacząłem dyktować słowa, które były w nim napisane. – Amylaza ślinowa rozcina wyłącznie wiązania 1,4-α-glikozydowe.–
Nasza dalsza współpraca wyglądała dość dobrze, dzięki książce od biologii, bez której wiedziałbym jeszcze mniej niż wiedział Paweł. Po około pół godziny skończyliśmy robić wszystkie zadania, które były w jego zeszycie.
–Wszystko? – przetarłem oczy ze zmęczenia.
–Wszystko – potwierdził, na co odetchnąłem z ulgą.
–Za wszelkie błędy nie odpowiadam – przypomniałem mu, przez co obydwoje zaczęliśmy się głośno śmiać. Naszą mini głupawkę przerwał dźwięk otwierających się drzwi. Obydwoje skierowaliśmy swój wzrok w ich stronę. Ujrzeliśmy w nich Mirka, który nie krył szoku i patrzył po nas obu na zmianę, nie wiedząc co powiedzieć.
–Hej? – zaczął niepewnie, odkładając spluwę na szafkę na buty.
–Hej – uśmiechnął się ciepło najmłodszy z nas, który po chwili podniósł się z krzesła i podbiegł do Mirka, uciskając go.
–Tęskniłem – objął go dookoła i położył czoło na jego ramieniu.
–Ja też – odpowiedział. W tym czasie ja siedziałem przy stole i obserwowałem jakże wzruszającą scenę, czekając, aż Mirek zacznie mi wszystko wyjaśniać. Po chwili obydwoje zwolnili uścisk i popatrzyli po sobie, a potem wrócili wzrokiem na mnie.
–Ja też – wymówiłem do Mirka z wyrzutem i udawanym fochem, czym wywołałem u niego uśmiech.
–Już pewnie się poznaliście, ale dla pewności i świętego spokoju - to jest mój brat – wskazał Pawła, zajmując krzesło obok mnie. Nastolatek również wrócił na swoje wcześniej zajmowane miejsce.
–Czemu nigdy nie mówiłeś, że masz brata? – zdziwiłem się.
–Bo to jedyna rodzina jaka mi została. Nie mogę go narażać na to, że jakiś śmieć, któremu zalazłem za skórę, go skrzywdzi, porwie albo zabije – wyjaśnił.
–Jestem śmieciem, któremu zalazłeś za skórę? – poszedłem drogą dedukcji.
–Śmieciem nie, ale kimś komu zalazłem za skórę? Owszem – zauważył.
–Mimo to miesza z tobą – wtrącił się jego brat.
–Bo mu ufam – powiedział starszy.
–Ufasz mu na tyle, żeby z tobą mieszał i znał ostatnie miejsce, w którym możesz się ukryć, ale nie ufasz na tyle, by powiedzieć, że masz brata? – nie rozumiał.
–Jesteś dla mnie ważniejszy niż jakieś głupie mieszkanie, zawsze mogę znaleźć nowe, umiem o siebie zadbać – zapewniał.
–Dobrze, a jest coś jeszcze czego nie wiem, a dobrze by było abym wiedział? – popatrzyłem na Mirka.
–No wiesz – zaczął – coś około miliona rzeczy – uśmiechnął się rozbawiony.
–Mam rozumieć, że i tak dowiem się w swoim czasie, albo w ogóle? – uniosłem swoje brwi w górę.
–Si – puścił do mnie oczko. – Swoją drogą to jak Ci minęły ferie? – zapytał młodszego.
–Cały listopad przeleżałem w łóżku, bo byłem chory, w grudniu miałem dużo nauki i pracowałem, a potem zabrali mnie do ''babci'' – zrobił cudzysłów palcami – wróciłem dopiero w ostatni dzień przerwy świątecznej. Strasznie się tam wynudziłem. Potem od razu szkoła, w której zasypali mnie materiałem, bo byłem nowy, no i ferie, na które znów mnie wywieźli - tym razem do Zakopanego – zrekonstruował nam.
–Widzisz Igor? Nie tylko ty miałeś zajebanie przez ostatnie miesiące – zaśmiał się Mirek. – A jak powrót do szkoły? –
–Jak zwykle dużo zadań – westchnął.
–Zrobiłeś? – wymówił poważnym tonem, jakby był jego ojcem albo profesorem na uczelni wyższej.
–Ta, Igor mi pomógł – popatrzył na mnie.
–Poprosiłeś Igora o pomoc w lekcjach? – nie dowierzał niebieskooki.
–Tak? – potwierdził, zdziwiony jego pytaniem. Mirek nie powiedział nic, a jedynie roześmiał się wniebogłosy.
–I z czego się śmiejesz? – uderzyłem go w bark.
–Młody, wyrzuć to zadanie, bo, jak któryś nauczyciel przeczyta te głupoty, to od razu się kapną, że to zadanie robił Igor Wierzbicki – zapewniał.
–Niby czemu? – dziwiłem się.
–Bo ten rodzaj głupoty posiadasz tylko ty – zasłonił twarz rękoma, wciąż dusząc się własnym śmiechem.
–Odezwał się drugi Mickiewicz – dołączyłem do niego i także zacząłem się śmiać.
–Litwo! Ojczyzno moja! Ty jesteś jak zdrowie, ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie – przytoczył inwokacje z Pana Tadeusza, którego autorem był wyżej wspominany Adam Mickiewicz.
–Tyle to przeciętny człowiek po szkole umie – wyśmiałem go.
–Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem! Jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem. Gdy od płaczącej matki pod Twoją opiekę ofiarowany, martwą podniosłem powiekę i zaraz mogłem pieszo do Twych świątyń progu iść za wrócone życie podziękować Bogu – kontynuował, zaskakując mnie, ponieważ nie spodziewałem się, że zna dalszą część. – Zdziwko? – uśmiechnął się triumfalnie. Odpowiedziałem mu jedynie nadąsanym uśmiechem.---------------------------------------------------------
Hejoo
Ostatnio uczyliśmy się biologi, to dziś powtórzyliśmy sobie materiał z języka ojczystego :D
W mediach znów macie Pana Pawła :}
~DCW
CZYTASZ
υzależnιony na zawѕze ⁄ тnnѕ 3
RomanceKontynuacja ,,тego narĸoтyĸυ nιe ѕprzedaм" oraz ,,ѕeĸυndy υĸojenιa". Nikt nie zwrócił uwagi na brudną, naderwaną i lekko spraną, powieszoną na lampie kartkę. Widniał na niej napis : zaginął. Powyżej było zdjęcie młodego chłopaka. Miał zniszczone wło...