53. Wiem gdzie on jest

31 4 4
                                    

Miro
07.03 – 14:12
Siedziałem samotnie w mieszkaniu, gdyż Majka postanowiła pójść na zakupy, a Igor wyszedł na siłownie i wtedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
–Stary, wiem gdzie on jest – do wewnątrz wszedł Ster.
–Co? – zdziwiłem się, wstając od stołu.
–No – potwierdził i zamilkł.
–No kurwa, gdzie? – ponagliłem, gdy cisza zaczęła być dołująca.
–W Kołbielu, to takie małe zadupie niedaleko nas, może wiesz – poinformował mnie.
–Wiem – potwierdziłem, idąc po spluwę.
–Jedziemy tam teraz? – spytał.
–Tak, ale zanim to – spojrzałem na niego. – Masz wolną chatę?–
–Co? – nie rozumiał.
–Gadaliśmy o tym przecież – przypomniałem.
–Aaa, faktycznie – oświeciło go. – To mam.. tylko kurwa, nie wiem co ja powiem Adzie – zmartwił się.
–Nie wiem, że to dziecko kolegi, który trafił do szpitala, cokolwiek, albo po prostu prawdę – rzuciłem, szukając butelki z denaturatem i rozdzierając swoje stare ubranie na małe szmatki co miało stworzyć koktajl Mołotowa.
–W sumie to dość mądre – przyznał mi. – Po co go robisz? –
–No przecież on nie siedzi tam sam co nie? – zapytałem, na co napakowany pokiwał głową. – No właśnie, pewnie jest z nim ten facet, ten cały ojczym czy ktoś taki, a to właśnie przez niego ruda jest u nas i dzieje się to wszystko, więc muszę się jakoś ładnie odpłacić – pokazałem na gotowy granat.
–Rozumiem – zamyślił się.
–To lecimy – ponagliłem go.
Gdy wsiedliśmy do auta napisałem Igorowi o całej sprawie i zakazałem mu, aby mówił o tym dziewczynie. Bez zbędnych pytań przystał na moją propozycję. Jakiś czas później byliśmy w małej wsi, o której mówił Ster, w której miał znajdować się brat Mai – Julian.
–To tu – poinformował mnie łysy, pokazując palcem na mały domek, który zlewał się zresztą znajdujących się w miejscowości.
–Jak to zrobimy? – spytałem, bawiąc się swoimi sznurkami od bluzy.
–Klasyczny włam? – zasugerował.
–A może jakoś z kulturą? – wyszedłem naprzeciw. – Albo to połączymy.–
–O czym ty mówisz? – nie rozumiał.
–Zobaczysz – powiedziałem. – Ty też będziesz potrzebny, staniesz gdzieś w bezpiecznym miejscu i na znak rzucisz Mołotowem – wyjaśniłem. Facet przytaknął, więc wyszliśmy z samochodu i ruszyliśmy w kierunku domu. Stanąłem przed drzwiami i rytmicznie w nie zapukałem, lecz odpowiedziała mi jedynie głucha cisza, dlatego ponownie zrobiłem to samo z podobnym skutkiem. Dopiero za trzecim razem drzwi otworzyły się, a po ich drugiej stronie stanął wychudzony, siwawy facet ubrany w gruby, granatowy, wełniany sweter i dresy. – Dzień dobry – przywitałem się.
–Dobry – wymówił, patrząc po mnie całym. – Kim pan jest?–
–To nie jest istotne – powiedziałem. – Mogę wejść?–
–Słucham? – nie rozumiał. – Proszę dać mi spokój i stąd odejść – rozkazał, próbując zamknąć drzwi, jednak włożyłem pomiędzy nie, a futrynę swoją nogę, dlatego nie zostały one zamknięte. Facet zrozumiał, że nie odpuszczę i że robi się coraz dziwniej, więc powoli rozchylił drzwi i ponownie na mnie spojrzał, jednak tym razem z większą podejrzliwością niż poprzednio.
–Nie chcemy żeby było nie miło prawda? – zapytałem ze spokojem, wysuwając broń z kieszeni tak, że tylko dla nas była ona widoczna, bo z boku widok zasłaniała moja kurtka.
–Nie chcemy – potwierdził już wyraźnie poirytowany i wpuścił mnie do wewnątrz.
–Mądrze – pochwaliłem, wchodząc do środka i rozglądając się dookoła siebie. Wewnątrz także nie zauważyłem nic dziwnego, komody, kredensy, wykładziny, boazeria, a nawet matrioszki czy dywany na ścianach, co mogło sugerować, że mieszkańcy mają powiązania z Rosją. Miałoby to sens, bo ojczym rodzeństwa nazywał się Jewgienij Bykow. Jednakże nie przyszedłem tu, by oceniać czyjeś wnętrze, a po dziecko, którego jak dotąd nigdzie nie ujrzałem.
–Czego chcesz? – usłyszałem za swoimi plecami ociężały głos starszego mężczyzny, który zmierzał w głąb domu.
–Mam parę pytań, ale proszę się nie obawiać, bez powodu nie zrobię panu krzywdy – zapewniłem idąc za nim. Dotarliśmy do kuchni, w której to facet rozsiadł się na krześle i spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
–Nie zrobisz mi krzywdy? Zabawne – zaśmiał się pod nosem. – Więc po co masz gnata?–
–Nie wiedziałem kogo tu zastanę, zresztą czy w innym przypadku byśmy teraz rozmawiali? – snułem, na co facet nie odpowiedział. – No właśnie – dosiadłem się do niego.
–Jakie masz pytania – ponaglił mnie.
–Jak się pan nazywa – zapytałem na początek.
–Adrian Terlecki – wypowiedział, jednak już wiedziałem, że to kłamstwo.
–Czy to pański dom? – zapytałem jako drugie.
–Tak – potwierdził, w co byłem wstanie uwierzyć.
–Mieszka pan tu sam? – pytałem dalej.
–Tak – kiwnął głową.
–Ma pan jakąś rodzinę?–
–Jestem kawalerem – wyznał. – Czy to wszystko?–
–Tak – potwierdziłem. – A teraz zacznijmy od początku, tylko tym razem proszę mówić prawdę – wyjąłem broń i zacząłem ją oglądać, co jakiś czas przerzucając wzrok na faceta.
–Powiedziałem prawdę – spierał się ze mną.
–Nie nazywa się pan Adrian Terlecki, a Jewgienij Bykow, słychać to w akcencie – obaliłem jako pierwsze. – Ten dom nie jest pański, bo w pańskim domu groziłoby panu niebezpieczeństwo. Nie mieszka pan tu sam, w korytarzu stoją damskie buty i w całym domu unosi się kobiecy zapach, a kwiaty są świeże – spojrzałem na rośliny w wazonie, stojące na stole. – Ma pan rodzinę, nie jest pan kawalerem. Pańska żona to Monika Frączkowska, wdowa z dwójką dzieci, córką i synem, ma na imię Julian prawda? – spytałem. – Proszę więc nie kłamać i powiedzieć gdzie Julian jest, bo on tu jest i to właśnie po niego przyjechałem – poinformowałem go.
–Nie ma go tu, a z żoną się rozstałem – wyjaśnił.
–Więc nie będzie pan miał nic przeciwko jeżeli się tu rozejrzę? – zapytałem, choć jego opinia była dla mnie całkowicie zbędna.
–Po co? – nie rozumiał.
–Jestem nieufny – wyznałem wstając od stołu i wycelowałem w faceta, karząc mu zrobić to samo. Nie protestował. Przeszliśmy po całym domu jednak dziecka nigdzie nie było. Stanąłem na środku salonu i zacząłem się zastanawiać czy razem ze Sterem zrobiliśmy wtopę czy jednak dzieciak jest gdzieś ukryty. Wsłuchałem się więc w odgłosy domu.
–Co robisz? – przerwał mi ''właściciel domu'', jednak go zignorowałem, bo usłyszałem cichuteńkie pociągnięcie nosa, dochodzące z szafy. Spojrzałem w tym kierunku, a później ponownie wróciłem wzrokiem na postarzałego gościa.
–Otwórz ją – pokazałem na drzwiczki bronią. Łysawy długo stał w miejscu ignorując to co mówię i obliczając w głowie jaka jest szansa na zabranie mi broni i zastrzelenie mnie nią. – Pospiesz się – ponagliłem go. Za drugim razem, choć bardzo niechętnie, podszedł do szafy i powoli rozchylając jej drzwiczki, ukazał mi zawartość. W środku poza powieszonymi na wieszakach ubraniami znajdował się mały, rudy chłopczyk siedzący w kącie i tulący swoje nogi. Popatrzył po naszej dwójce błądzącym wzrokiem, lecz wciąż nic nie powiedział.
–Ubiegaj!* – krzyknął do niego jego ojczym, na co ten szybkim i zwinnym ruchem przecisnął się pod jego nogami i co sił w nogach ruszył z domu. Skrzywiłem się na ten widok i próbowałem pobiec za chłopcem, jednak facet nie ustępował i złapał mnie w talii, a później powalił na ziemie. Nim zdążył zablokować mi ręce, mocnym machnięciem ręki, która trzymała broń uderzyłem go w głowę, na co ten zsunął się jak długi, a ja prędko wstałem na równe nogi i prawie w podskokach wyleciałem z budynku mieszkalnego. Julian nie uciekł daleko, wystarczyło chwile przebiec i złapać go za kaptur bluzy.
–Ostaw ty minie!** – wypuścił cienkim głosem, jednak nie posłuchałem go i pociągnąłem w kierunku naszego samochodu.
–JUŻ! – wydarłem się, tym samym dając Sterowi znak, aby wrzucił koktajl do wnętrza domu. Nie trzeba było długo czekać, a dźwięk rozbijanego szkła i wzniecającego się ognia dotarł do naszych uszu. Spakowałem młodszego na tylne siedzenie, a sam usiadłem z przodu. Przez szybę spostrzegłem uciekającego napakowanego gościa, a w tle płomienie wydobywające się z domu, w którym wcześniej byliśmy.
–Kurwa, ładnie się zajarało – stwierdził, wsiadając do samochodu i prawie że od razu odjeżdżając z miejsca zbrodni.
–Wypuścini minie!*** – dotarło do nas z tyłu pojazdu.
–Spokojna**** – powiedziałem do niego po rosyjsku, zadziwiając obu podróżników.
–Po jakiemu on napierdala? – popatrzył na mnie mój wspólnik.
–Rosyjski – wyznałem.
–Skąd znasz ruski? – zastanawiał się.
–Długa historia – westchnąłem, patrząc przez okno w lusterko, w którym to odbijał się palący się dom. W mojej głowie miałem jedynie obraz płonącego ciała starszego faceta, który został wewnątrz.

----------------------------------------------
*Uciekaj
**Zostaw mnie
***Wypuść mnie
****Spokojnie
Hejo!
Dzisiaj jak widzicie uczę was nowego języka więc przyjemnie z pożytecznym xD
Miłego dnia wam życzę, a ja jem śniadanie i zbieram się do szkółki :c
Pa!
~DCW

υzależnιony na zawѕze ⁄ тnnѕ 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz