XLI

395 17 1
                                    

Balkon nie był za wysoko, ale upadek wydawał się być wieczny. Im bliżej podłoża byłam tym mocniej waliło mi serce.

Kiedy od trawy dzieliły mnie może 2 całe zamknęłam oczy, ale nie poczułam bólu. Wolno je otworzyłam, lewitowałam nad ziemią. Odetchnęłam z ulgą.

Kiedy moja stopa stanęła na ziemi kamień spadł mi z serca.

- Mam niespodziankę - rzucił w moją stronę Arthur. Spojrzałam na Victora, nie wyglądał na zadowolonego.

- Nie wciągaj jej w to - powiedział Victor. Ton miał poważny. Nie do końca rozumiałam co ma na myśli. 

- Nie decyduj za nią - rzucił mugol. Uniosłam wyżej brwi nie rozumiejąc chłopaków. Spojrzałam zdezorientowana na blondyna. - Chcesz?

- O co chodzi? - zapytałam. Nie dostawałam odpowiedzi. Nie wiedziałam czy zgadzać się na coś nie wiedząc co to ze sobą niesie, ale ciekawość wzięła górę. - Niech będzie.

- No to idziemy - rzucił wesoło. Victor jednie westchnął. Szliśmy za wesołym blondynem. Pierwszy raz wokół nas panowała taka cisza. Nikt nie miał w planach jej przerywać, ale może to lepiej.

Weszliśmy do jakiegoś pubu. Wyglądał na nieczynny. Victor nadal wyglądał jakby  miał za złe przyjacielowi, że tu jesteśmy, może miał. Weszliśmy na zaplecze.

- Witaj - rzucił wesoło Arthur. Siedział przed nim dość otyły facet ubrany cały na czarno. Patrzał na chłopaka spod okularów. - Przyprowadziłem koleżankę.

Blondyn wskazał na mnie. Nie wiedziałam czy podejść, przywitać się, a może stać nieruchomo. Postanowiłam jednak nie ruszać się z miejsca.

- Od czego zaczynamy? - zapytał facet. Kompletnie nie miałam pojęcia o co chodzi. Co miałam zaczynać i o co w tym chodziło. Zaczynałam się bać.

- Daj na początek coś lekkiego - odezwał się wreszcie Victor. Nie rozumiałam czemu nagle przejął głos. Facet prychnął pod nosem.

- Kokaina? Ma zacząć jak ty?

- Niech będzie - rzucił Arthur. Czym była ta "kokaina" i do czego mogła służyć. Domyślałam się, że to pewnie jakiś mugolski wynalazek.

Ja i Victor wyszliśmy przed budynek, a mugol jeszcze został. Chciałam dowiedzieć się co jest grane. Spojrzałam na chłopaka z uniesionymi brwiami i skrzyżowanymi rękoma.

- Popełniłaś duży błąd - rzucił. Czy ten błąd był na tyle poważny, że mogłam sobie tym zepsuć życie? Takie pytania przede wszystkim pojawiły się w mojej głowie. - Nie rób tego.

- Co to w ogóle jest? - zapytałam. Strach wypełniał całe moje ciało. Żeby odmówić chciałam wiedzieć co to jest.

- Środek uzależniający. Cholernie niebezpieczny - powiedział. W tym momencie wyszedł Arthur. Uśmiechał się pod nosem.

- Chodź tu na bok - powiedział. Bałam się, bałam się do niego podejść. Stałam w miejscu, przyglądałam się jego ruchom. Wyjął z kieszeni woreczek. Na parapecie wysypał z niego proszek i uformował w prostą linię. - Śmiało.

- To chyba jednak zły pomysł - rzuciłam. Próbowałam się jeszcze uratować. Nie wiedziałam jakie mogą być tego skutki. Nigdy nie podejrzewałam, że trafię w takie towarzystwo.

- Ty wiesz ile to kosztuje? - powiedział. Słychać było złość w jego głosie. Sama się go wystraszyłam. Chciałam żeby to okazało się pieprzonym koszmarem.

- Oddam ci - odezwał się Victor. Stanął przede mną i spojrzał prosto w oczy blondyna.

- Zdecydowała, że spróbuje to nich chociaż dotrzyma obietnicy - rzucił mugol. Miał rację, a ja miałam tendencje do dotrzymywania obietnic. Wzięłam się w garść i do niego podeszłam. Victor nie dowierzał, pokazywał to na twarzy. - Widzisz.

Miłość nie zna granic |Draco Malfoy| PRZERWANEWhere stories live. Discover now