XLIV

411 15 19
                                    

Laura mało się nie wywróciła. Tęskniłam za nią. Obie się od siebie odsunęłyśmy, zabrałam ją na górę.

- Na ile zostajesz? - zapytałam. Cieszyłam się, że znów ją widzę. Uśmiechała się od ucha do ucha, a za tym uśmiechem tęskniłam.

- 4 dni - rzuciła. Może nie było to bardzo dużo, ale zdecydowanie skorzystamy z tego po całości, już zaczęłam planować co będziemy robić. - Może najpierw opowiedz mi wszystko co się działo. Te listy mi nie wystarczą.

Zaśmiała się. Zaczęłam jej powoli opowiadać wszystko po kolei. Zaczęłam od poznania Arthura, a skończyłam na podsumowaniu czasu u rodziny.

- Ta kokaina ci nie zaszkodzi? - zapytała. Domyśliłam się, że o to zapyta. Musiałam być wobec jej szczera.

- Właśnie to problem - rzuciłam. Mój uśmiech nagle się schował, a głowę opuściłam w dół. Wiedziałam co ona o tym sądzi. - To uzależnia.

- Pomogę ci - powiedziała. Uniosłam wyżej głowę i lekko się do niej uśmiechnęłam. Był to miły gest z jej strony.

***

Było już dość późno. Razem z Laurą spacerowałam po okolicy. Nocne spacery dobrze na nas wpływały.

Zimny wiatr muskał nasze twarze, wokół panowała cisza, księżyc rzucił blask, gwiazdy wyglądały magicznie.

- Sophie - rzuciła nagle. Spojrzałam w jej stronę. Jej ton głosu był spokojny i odprężający. - Musimy kiedyś gdzieś zniknąć.

- Co? - zapytałam. Nie rozumiałam co ma na myśli poprzez "zniknąć". Wykrzywiłam twarz w zdziwieniu. Laura cicho westchnęła. Jednak nie było to westchnięcie z zniechęcenia czy smutku. Było to coś w stylu zamyślenia.

- Nie chciałaś nigdy iść w nocy do Hogsmeade? - zapytała. Propozycja była ciekawa. - Albo chodzić wokoło Hogwartu w świetle księżyca - westchnęła. Dziewczyna bardzo się rozmarzyła. - Zrobisz to ze mną?

- Jasne - rzuciłam. Jej maślane oczy zrobiły swoje. Jej propozycje były kuszące i z chęcią z nich skorzystam. - Wracamy?

- Tak - odpowiedziała. Zawróciłyśmy. W ciszy przechadzałyśmy się ulicą, robiło się coraz chłodniej. Dopiero przed domem przypomniałam sobie, że nadal nie rozmawiałam z Victorem.

Obie szybko się ogarnęłyśmy i położyłyśmy się do łóżka. Dopiero wtedy niezręczna cisza minęła. Jak zwykle zaczęło się obgadywanie innych.

Powiedziałam Laurze, że chcę do toalety i poszłam do łazienki. Była to tylko wymówka, bo pierwszym co zrobiłam to spojrzenie na zegar - 00:02. Uśmiechnęłam się i wyjęłam z szafki małe opakowanie.

Chwilę później wyszłam z łazienki jak gdyby nigdy nic chowając za sobą pudełeczko. Zatrzymałam się przed łóżkiem, a Laura dziwnie na mnie spojrzała.

- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęłam. W tej samej chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech, ale też zaskoczenie. Podniosła się do pozycji siedzącej, a ja się do niej przytuliłam.

- Dziękuję - powiedziała. Po chwili się od niej odsunęłam i zauważyłam dwie łzy spływające po policzkach. Laura była bardzo wrażliwą osobą i płakała dosłownie z każdego powodu. Dopiero teraz pokazałam jej małe, błękitne pudełeczko. - Nie musiałaś.

- Musiałam - zaśmiałam się. Dziewczyna otarła łzy i powoli odwnęła białą wstążeczkę. Otworzyła pudełko, a na jej twarzy pojawiło się jeszcze większe zdziwienie niż chwilę temu. W środku znajdowała się srebrna bransoletka z czterolistną koniczyną. Jeszcze dzień wcześniej oglądałam ją z dziewczyną w pobliskim sklepie. - Mam taką samą.

Miłość nie zna granic |Draco Malfoy| PRZERWANEWhere stories live. Discover now