XLVII

374 13 3
                                    

Od razu zrobiło mi się lepiej. W końcu przyjmę nazwisko swojej prawdziwej rodziny. Było mi trochę głupio w stosunku do Parkinsonów, ale jasne było, że prawda kiedyś wyjdzie na jaw.

Rozmowa z dziewczyną bardzo się przedłużyła. Nie wiem czemu, ale Ellie wyszła dopiero kiedy pani Pomfrey ją wygoniła by zjadła kolację.

Przed snem wypiłam kilka kolejnych eliksirów, większość z nich była obrzydliwa. Pielęgniarka przyniosła mi jeszcze kolację, okazało się, że muszę jeść teraz więcej. Nie miałam nic przeciwko, od zawsze lubiłam zjeść więcej.

***

Minęło kilka dni, a ja w tym czasie zdążyłam 20 razy zapewnić panią Pomfrey, że nic nie brałam i porozmawiać z Dumbledorem. Podobno nawet przepytywali moich znajomych czy nie wiedzą czegoś na ten temat. Wszystko zaczynało mnie męczyć, a przede wszystkim to, że kłamałam.

Dziś ostatecznie mogłam wyjść. Pani Pomfrey wreszcie mi odpuściła. Pierwsze co to przeproszę Laurę i Blaise'a. Chyba są na mnie źli, bo ani razu mnie nie odwiedzili. Trochę się martwiłam, ale Ellie opowiadała mi co się dzieje.

Weszłam do dormitorium. Na szczęście Laura tam była. Spała na moim łóżku. Obok niej leżała Daisy i jedna pomięta chusteczka. Chyba płakała i to przeze mnie. Zrobiło mi się głupio, ale też przykro.

Uroniłam kilka łez, a ręce nagle zaczęły mi się trząść. Miałam wyrzuty sumienia. Podeszłam do dziewczyny i się do niej przytuliłam. Nie chciałam jej obudzić, po prostu chciałam wrócić do tego co było. Jak zawsze musiałam coś zepsuć.

Dziewczyna zaczęła się trochę wiercić, a po chwili otworzyła oczy. Widziałam na twarzy, że się wystraszyła, ale też zdziwiła. Chyba nie była za bardzo zadowolona moją osobą.

- Co tu robisz? - zapytała. Gwałtownie usiadła i wytarła łzy tak bym tego nie zauważyła, a jednak to widziałam. Również usiadłam i przełknęłam głośno ślinę.

- Chciałam przeprosić - rzuciłam. Nie miałam wymówki, nie chciałam też mówić, że wróciłam do narkotyków. Pewnie powiedziałaby to pani Pomfrey by się mną zajęła. - Wiem, że byłam okropna.

- Bierzesz coś? - znów to pytanie. Dręczy mnie od kilku dni. Głupio było mi kłamać własnej przyjaciółce, ale to było bezpieczniejsze dla mnie. Kiwnęłam przecząco głową. - Kłamiesz. Dlaczego? Dlaczego ty możesz, a my nie?!

Teraz zamiast smutku, zdziwienia i zaniepokojenia było tylko zdenerwowanie i złość. Miała rację. Kiedy kłamali ja czułam się oszukana, ale kiedy ja kłamie oni przy mnie są i nie zwracają uwagi na to co ukrywałam.

- Martwiliśmy się o ciebie! - wykrzyczała. Kiedyś już wspominałam, że jest wrażliwa, rozpłakała się. Nie wiedziałam co zrobić. Chciałam podejść i ją przytulić, ale wiedziałam, że mnie odepchnie. Wybiegła z dormitorium.

Westchnęłam i spojrzałam w lustro. Gardziłam sobą, jestem najgorszą przyjaciółką. Jednak została jedna rzecz, która może mnie pocieszyć - prochy. Może to właśnie przez nie tak wyszło, ale naprawdę tego chcę.

Wyszłam i kierowałam się wolno do dormitorium Victora. Stanęłam przed drzwiami i lekko zastukałam. Otworzył mi mój chłopak chodź tak naprawdę zapomniałam już, że nim jest.

- Nie wzięłam kasy, oddam ci - rzuciłam. Blondyn uniósł lekko brwi i zagryzając wargę odwrócił twarz w drugą stronę, a później znów spojrzałam na mnie.

- To koniec. Koniec narkotyków - powiedział. Nie wiedziałam czy dla mnie czy w ogóle. Może to on skończył z nałogiem. Dużo rzeczy mogło się wydarzyć w kilka dni. - Skończyły się.

Miłość nie zna granic |Draco Malfoy| PRZERWANEWhere stories live. Discover now