ROZDZIAŁ LXXII: Ponownie zdradzeni

187 15 342
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Ponownie zdradzeni

Buda, luty 1392


Pospieszne kroki szpiega wypełniły korytarz. Mężczyzna prawie biegł, idąc do komnaty tronowej, gdzie akurat trwała audiencja królowej Marii. Po drodze krzyczał do strażników, że to sprawa niezwykle ważna i niecierpiąca zwłoki, już i tak przez śniegi, i zawieje musiał dotrzeć do stolicy z ponurego południa, pędząc co koń wyskoczy, by wrogowie go nie odnaleźli i nie zamordowali. Stukot ciżem poniósł się po korytarzu, podobnie jak szelest jego peleryny i głos przyspieszonego oddechu. Serce Węgrowi waliło jak młotem, nie wiedział bowiem, jak przekazać tę straszną wieść delikatnej i kruchej królowej, której szlachetność nie dopuszczała do siebie zdrady. A paradoksalnie, znów Maria musiała się z taką zmierzyć.

Kolejny strażnik usunął się z drogi Węgra, gdy ten krzyknął, że jest szpiegiem najjaśniejszego pana i pokazał mu pierścień na swoim palcu. Mężczyzna poczuł ulgę, jak zobaczył rozwarte drzwi komnaty tronowej, a jednocześnie w gardle utkwiła mu gula, którą musiał przełknąć, nim stanie oko w oko z miłościwą panią, której smukłą sylwetkę siedzącą na tronie widział coraz wyraźnej, im bliżej znajdował się bramy sali. Szpieg dostrzegł stojących przed Andegawenką możnych, mówiących z nią o czymś, ale nie miał zamiaru czekać, kiedy sprawa była niezwykle istotna. Blady niczym ściana, mężczyzna pospiesznie przekroczył wrota i skłonił głowę przed córką Ludwika, która zaskoczona spojrzała na niego uważniej.

— Najjaśniejsza pani, mam bardzo złe wieści — powiedział, wchodząc do sali tronowej. — Wagi koronnej.

Możni poobracali się w stronę szpiega, który odetchnął kilkakrotnie. W możnowładcach zakiełkował niepokój, który poczuli z ostatnim zdaniem.

— Na Boga, co się stało?! — krzyknęła Maria, wstając gwałtownie z tronu. Zdawała sobie sprawę, że nikt bez wielkiej sprawy nie wszedłby wprost w środek audiencji. Wpatrywała się w niego uważnie, dostrzegając strach na jego obliczu.

— Pani... — Nie wiedział, jak to rzec. Pokręcił kilka razy głową, którą następnie podniósł i na jednym oddechu powiedział: — Vuk Branković poddał się Turkom i oddał im hołd lenny... Wpuścił ich do Skopje.¹

Na chwilę nastąpiła grobowa cisza. Maria ze strachem opadła na tron, podnosząc dłoń do ust, jeszcze bardziej blednąc. Dwórki, stojące przy królowej, spojrzały na nią zaniepokojone, po czym złapały się wystraszone za ręce. Panowie zamarli, a po chwili ich oburzone głosy poniosły się po sali. Jednak w ich rozjuszonych gardzielach słychać było też nutę strachu i lęku przed wrogiem z południa. Przez usta przechodziły im różne słowa, ale najczęstszym było „zdrada".

— Boże, za co nas tak karzesz? — spytała cicho Andegawenka, po czym z wahaniem podniosła się z tronu i słabo dała ręką znak panom, by zostawili ją samą. Ci, nadal roztrzęsieni, szemrząc między sobą, wyszli z sali, wraz ze szpiegiem. Strażnicy zamknęli podwoje, które zakleszczyły się z trzaskiem. Sprawił on, że Marii znów zabiło mocniej serce. Zrobiła kilka kroków po komnacie tronowej, po czym poczuła, jakby posadzka usuwała się jej spod nóg. Przed oczami pojawiły się ciemne plamy, a twarz jeszcze bardziej zbladła.

Maria, król WęgierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz