ROZDZIAŁ LXXXIII: Lew w klatce

291 10 195
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Lew w klatce

Kraków, marzec 1394


Niebo nad wawelskim wzgórzem spowijały ciemnoszare chmury. Pod nimi rysowała się masywna, obronna warownia otoczona grubymi murami i strzeżona przez liczne straże. Pod tymi ścianami kłębiły się jeszcze w dużej ilości zaspy, gdzieniegdzie podtopione. Zimne powitanie, jakie margrabiemu sprezentował Kraków, dopełniał słaby, acz mroźny wiatr, szczypiący jego policzki i barwiący je na mocny róż. Mimo to książę odetchnął z ulgą, widząc przed sobą siedzibę króla Polski. Jechał z Žebráku od długiego czasu, choć przystawał po drodze jedynie dla posiłku i snu. Był zmęczony, ale i szczęśliwy, że dotarł do celu swej podróży, a i miał nadzieję, że Polacy odpowiednio go ugoszczą. Strzepnął ze swojej opończy resztę śniegu, prószącego dookoła, spiął konia i wraz z wolnym krokiem zwierzęcia zbliżał się do pilnujących bram zbrojnych. Za Prokopem jechało kilku towarzyszy, wiozących podarki dla króla Władysława i królowej Jadwigi – w ten sposób jego pan, król Wacław, pragnął się przypodobać nowemu sojusznikowi.

Znalazłszy się przy strażnikach, książę wyjął zza pazuchy list żelazny, wystawiony mu przez kuzyna. Ukazawszy dokument mężczyznom, rzekł łamanym polskim:

— Przybywam z poselstwem. Przysyła mnie mój pan, król rzymski i czeski.

— Kim jesteście? — zapytał go jeszcze strażnik, przyglądając się badawczo bogatemu strojowi gościa.

Książę wyprostował się dumnie i z nieco pobłażliwym uśmieszkiem odparł:

— Margrabią Moraw. — Widząc niepewność na twarzy zbrojnego, dodał: — Me imię to Prokop. Prokop Luksemburski.

Mężczyźni rozwarli masywną, żelazem okutą bramę. Wjeżdżając, Morawianin ujrzał na jednej stronie wrót jakby ślady po użyciu wobec nich ciężkiej broni. Ach! Nawet on, na ziemiach czeskich, słyszał tę historię – sama królowa Jadwiga miała chwycić topór i rąbać drewno, kiedy polscy panowie postanowili oddać jej rękę pogańskiemu księciu Jagielle, miast dopuścić do ślubu Andegawenki z jej narzeczonym, Wilhelmem Habsburgiem. Ciężko było uwierzyć, że w wątłym, młodym dziewczątku było tyle siły i determinacji, by ująć i unieść wielką siekierę, a co dopiero rąbać zabezpieczone jeszcze metalem solidne drzewo. Zresztą, nie sądził, by było warto. Pozbawiony perspektywy objęcia tronu Rakuz uczynił w oczach świata z niby ukochanej największą ladacznicę, jaką widział świat.

Prokop otrząsnął się z zamyślenia, bo oto dotarł na dziedziniec. Zeskoczył ze swego wierzchowca z wyraźną ulgą i podał wodze konia jednemu ze sługów, który szybko się przy nim pojawił. Książę zadarł głowę do góry i rozejrzał się. Zamek nie robił na nim wielkiego wrażenia, nie wydawał tak wspaniały jak chociażby pałac Wacława. Tu stara masywność stylu romańskiego spotykała się ze strzelistością gotyku, jednak widać było chęć dogonienia Europy i konkurowania z nią...

Maria, król WęgierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz