Czerń żałoby i jasność przyszłości
Buda, przełom lat 1380/1381
Podniosły się lamenty i płacze, kiedy chowano trumnę z ciałem wielkiej królowej. Elżbieta Łokietkówna, w wieku lat siedemdziesięciu pięciu, dnia dwudziestego dziewiątego grudnia Anno Domini 1380, po życiu wspaniałym i dobrym, oddała ducha. Była to ogromna strata dla Węgier — król Ludwik zamknął się w komnacie i modlił cały dzień, królewny długo płakały, przytulając się i przypominając sobie niezwykłe historie, jakie opowiadała im babka, a Elżbieta z Bośni cicho wspominała, jakie rady dała jej przybrana matka, jej dobra i mądra świekra.
Królowa-matka od kilku dni zdradzała coraz większą słabość, aż w końcu na Węgrzech dzwony zagrały żałobną pieśń. Dwie zimy minęły, od kiedy zmarła królewna Katarzyna, by teraz, zmęczona rządzeniem i wiekiem, Elżbieta Łokietkówna spoczęła w Panu.
Klapę w ścianie klasztoru klarysek, gdzie już leżała trumna, zamknięto. Nawet król, któremu płakać przecie nie przystało, ocierał łzy. Matkę bardzo kochał i szanował, liczył się z jej zdaniem do ostatnich dni jej życia. Królewny spuszczały wzrok, a po ich policzkach płynęły strumyczki łez. Tylko Elżbieta Bośniaczka zdawała się być spokojna. W środku ból rozrywał ją, jednak jej suche oczy patrzyły na zaistniałą sytuację. Ludzie płakali, wspominając mądrą i dobrą królową.
Tymczasem Elżbieta przypomniała sobie ostatnie słowa teściowej, jakie do niej wypowiedziała: Obie królewny są mądre, na pewno będą dobrymi władczyniami, jeśli tylko dotrzymacie układów. Głos starszej już kobiety wciąż brzmiał w jej głowie i przypominał jej słowa, które powinna potraktować jako swego rodzaju ostrzeżenie. Spuściła smutno oczy i otarła łzę, która zaczęła pokonywać drogę przez jej policzek do brody... Elżbieta wiedziała, że przyszłość pokaże, że przyjdzie jej się zmierzyć z legendą potęgi jej świekry. Chciałaby podołać temu zadaniu, ale czy da radę?
Tymczasem pogrzeb zakończył się śpiewem chóralnym klarysek i wszyscy żałobnicy klęknęli, by modlić się za zmarłą. Choć i tak wszyscy wiedzieli, że była tak dobra, że miejsce jej było w Niebie. Maria kątem czerwonego od płaczu oka zerknęła na Jadwigę. Smutna i zapłakana dziewczynka modliła się bardzo żarliwie, pod nosem zmawiając wszelkie znane jej modlitwy.
— Wierzę, że babka Elżbieta już jest w Niebie — cichutko rzekła Jadwiga. — Ale trzeba się modlić, by jej dusza na pewno się tam znalazła.
* * *
Rok 1381
Marcowa aura była ciepła i polscy możni, na czele z Dobiesławem Kurozwęckim oraz jego synem, Zawiszą, spokojnie jechali na Węgry. Trakt był spokojny, choć rzekomo na Górnych Węgrzech, czasem bywały rozboje. Z dwoma najbardziej znaczącymi Małopolanami jechał Wielkopolanin, Sędziwój z Szubina. Król, chcąc ustalić nowych regentów, zwołał ich do Budy i zapragnął zabezpieczyć sukcesję Marii. Polacy zgodzili się na warunki objęcia tronu przez obecnie dziesięciolatkę w Koszycach, gdzie jednak król musiał użyć siły.
CZYTASZ
Maria, król Węgier
Historical FictionMroki średniowiecza ukrywają wiele historii, które pragną być odkopane... Pokrętny los wciąż kręci się kołem, a Korona Świętego Stefana przechodzi z głowy na głowę, wraz z ciężarem władzy, jaki niesie... Schyłek wieku XIV na Węgrzech to czas anarchi...