Ostrzyhomska kaplica i czeskie niepokoje
Buda, jesień 1389
Od dobrych kilku chwil przechadzała się po komnacie, myśląc jeszcze nad swą decyzją. Nie chciała tkwić na tym zamku jak kamień w ścianie czy łuk w sklepieniu. Maria chciała działać. Chciała coś zrobić, pragnęła nie być tylko na wpół przezroczystą figurą, jak najchętniej widzieliby ją panowie. Podeszła do okna i spojrzała z niego na podgrodzie. Tętniło życiem, jak praktycznie zawsze, poza nocą. Zapatrzyła się na chwilę, obojętnym wzrokiem śledząc wszystkich zamkowych sług, którzy tam byli, po czym obróciła się nagle, kiedy otwarto podwoje komnaty.
Kiedy zobaczyła w nich krępego mężczyznę, podeszła do stołu i zasiadła na przygotowanym krześle, opierając łokcie na bocznych poręczach siedziska, a palce delikatnie złączyła ze sobą. Podskarbi skłonił się przed Marią, ona zaś się lekko uśmiechnęła.
— Cieszę się, że znaleźliście czas, panie podskarbi. Wszakże królewskie dobra wymagają stałego nadzoru.
— Nie wolno lekceważyć, kiedy najjaśniejsza pani wzywa.
Maria uśmiechnęła się szerzej, a z jej ust wydał się cichy śmiech. Skinęła na Divnę, by nalała jej wina, po czym spytała urzędnika:
— Czy skarbiec dałby radę udźwignąć teraz fundację?
— Co zamierzasz, pani? — spytał mężczyzna, unosząc lekko brew.
— Zamierzam ufundować w Ostrzyhomiu kaplicę w intencji dziedzica Królestwa. I w intencji duszy mojej matki... — Drugą prośbę do Boga dodała ciszej, spuszczając wzrok. Znów w jej głowie odżyły wspomnienia, a do oczu cisnęły się łzy. Nie mogła nie myśleć o zemście na Horvácie, tego pragnęła. Gdyby to od niej zależało, gryzłby już ziemię swą okrutną, wstrętną szczęką, a jego głowa byłaby dawno oddzielona od reszty ciała, katowskim mieczem zemsty. Prędko zamrugała, by łez nie było widać i spojrzała na podskarbiego: — Pytałam o stan skarbca.
— Wciąż odbudowuje swe zasoby... — powiedział ostrożnie. — Złoto już nie to samo, co za waszego dziada¹, a i prezenty dla króla Wacława, jak i wsparcie dla Serbów na Kosowym Polu trochę kosztowało...
Westchnęła, lekko uderzając palcami o siebie nawzajem.
— A i nie wiadomo, co na to król Zygmunt — dodał mężczyzna.
Andegawenka spojrzała na niego nieco spode łba.
— Ja z nim pomówię, o to troskać się nie musisz. Chcę, by kaplica powstała z mojej fundacji. Mojej, nie Zygmunta.
— Skarbiec, królowo, jest wspólny...
— To wiem — odparła, biorąc w dłoń kielich z winem i upijając kilka łyków. — Nie trzeba mi tego ani przypominać, ani tym bardziej powtarzać. Jestem tu władcą dłużej niż on. — Wypuściła z ust powietrze. — Możecie odejść.
CZYTASZ
Maria, król Węgier
Historical FictionMroki średniowiecza ukrywają wiele historii, które pragną być odkopane... Pokrętny los wciąż kręci się kołem, a Korona Świętego Stefana przechodzi z głowy na głowę, wraz z ciężarem władzy, jaki niesie... Schyłek wieku XIV na Węgrzech to czas anarchi...