Rudowłosy
Buda, grudzień 1374
Na dworze panowało dziwne, niepojęte zamieszanie. Służba i wszyscy inni biegający to w tę, to we w tę. Gwar nie z tej ziemi, jakby wielki rój pszczół przelatywał przez korytarz zamkowy, nieznośnym hałasem go wypełniając. Królewna aż zatkała swymi pulchnymi rączkami uszy, na co stojąca za nią Daniela zachichotała. Gdy jednak pomieszczenie w miarę opustoszało, Katarzyna odetkała uszy i podała rączkę dwórce, która zaprowadziła ją do komnatki.
— Danielo, wies, co się dzieje? — Królewna przekręciła główkę, wprawiając ciemne fale włosów, lekko zmierzwionych, w ruch.
— Nie wiem, kochanie — odparła dziewczyna. — Może królowa nam powie. — Posłała Katarzynie dobrotliwy uśmiech.
— A moze to babka zjezdza na zamek! — pisnęło dziecko.
— Nie dumajmy, kochanie, chodź do matki, bo się martwi. Nie można przysparzać mamie problemów — dodała zachęcająco.
Królewna, choć niemiłosiernie uparta, tym razem nie zbuntowała się, a grzecznie podążyła do komnaty. Po drodze bystre oczy Katarzyny oglądały wszystko ją otaczające. Gdy dotarła z Danielą do pomieszczenia, w którym przebywały jej siostrzyczki — Maria bawiąca się lalkami z Zofią, mała Jadwisia zaś kołysana przez piastunkę. Królowa Elżbieta zaś przyglądała się średniej z córek z uśmiechem, z lekka wymuszonym. Nie mogła się pogodzić z decyzją Ludwika.
— Mamo! — Katarzyna podbiegła do rodzicielki, chcąc się przytulić. Bośniaczka objęła lekko córkę i ucałowała jej czoło. — Co sie dzieje na zamku? — spytała, podnosząc bursztynowe oczy na królową.
— Będziemy mieli gości, kochanie. Cesarz przybędzie z rodziną. — Elżbieta odwróciła się w kierunku łoża. — Mario, powiedz mi ładnie, czego się nauczyłaś. — Tymczasem Katarzyna, niepocieszona małą ilością wieści, już miała pytać, ale napotkała spojrzenie Jeleny, które zabraniało jej. Królewna skrzywiła się i naburmuszyła.
Dziewczynka zrobiła smutną minę i odwróciła się do matki. Trzymając w ramionkach zabawkę, zaczęła niepewnie dukać:
— Iś... I-ich — Spojrzała na rodzicielkę, jakby szukała w niej potwierdzenia, że mówi dobrze. — H... He... Heiße... Maria.
— Jeszcze raz, kochanie. Nie bój się.
Elżbieta tylko pozornie zachowywała spokój. Ponownie w głowie królowej odżyły wspomnienia jej matki, Kujawianki, pałającej wielką niechęcią do Niemców. I tę niechęć Elżbieta przelała na swą córkę imienniczkę...
„Niemcom ufać nie wolno, zwłaszcza Krzyżakom. Zakon jest podlejszy niż się wydaje" — mawiała matka, a Kotromanić dopiero teraz w pełni rozumiała, co miała na myśli rodzicielka. Trzymana pod kloszem, wychowywana na wielkim dworze, słyszała niejednokrotnie wspomnienia świekry o Zakonie i wojnie jej brata, zmarłego Kazimierza, z Niemcami. Słyszała nawet, że swatał córkę z Wittelsbachem, który jednak żonę porzucił, a gdy wreszcie do niego pojechała, biedaczka zmarła¹. Bośniaczka tym bardziej czuła, że mąż pochodzący z niemieckiego rodu nie był odpowiedni dla jej dziecka.
CZYTASZ
Maria, król Węgier
Historical FictionMroki średniowiecza ukrywają wiele historii, które pragną być odkopane... Pokrętny los wciąż kręci się kołem, a Korona Świętego Stefana przechodzi z głowy na głowę, wraz z ciężarem władzy, jaki niesie... Schyłek wieku XIV na Węgrzech to czas anarchi...