Strata i oznaki szaleństwa
Buda, początek stycznia 1393
Śnieżna pokrywa opatulała miasto królewskie niczym futro ramiona człowieka. Biel zdominowała krajobraz, zarówno górę zamkową, jak i podzamcze, cały gród oraz drugą stronę Dunaju, za którą leżał Peszt. Pośrodku, zwykle piękna, modra wstęga rzeki, stała się srebrnoszara, pokryta ciężkim lodem. Jedynie czarne kikuty drzew zwracały uwagę pośród oślepiającej barwy śniegu. Na przykrytych śniegiem gałęziach siadały wielkie kruki i krakały złowrogo. Co się zbliżało?
Nikt tego nie wiedział, a jednak przesądni ludzie słyszeli w ptasich krzykach zapowiedź czegoś złego, co niedługo mogłoby się spełnić. Głos tymczasem niósł się po okolicach i nawet był słyszalny za murami królewskiego zamku. Mieszał się tutaj jednak z odgłosem kroków służących, którzy zmierzali w rozmaitych kierunkach, a także z przyciszoną rozmową dwóch możnych braci, którzy szli szybko tam, gdzie przebywał ich król.
Wielkie okna sali tronowej oświetlały od boku dwa trony, stojące na podwyższeniu. Jednak tylko jeden z nich był zajęty, mieścił na sobie Zygmunta, który ze znużeniem czytał jakiś dokument. Władca aż ze zmęczenia nudnym zajęciem ziewnął pod nosem, kiedy nagle drzwi rozwarły się gwałtownie. Luksemburczyk, jak gdyby nigdy nic, uniósł wolno głowę i zmierzył spojrzeniem dwóch Garaiów, którzy zatrzymali się wpół kroku i skłonili głowy.
— Macie jakieś wieści dla mnie? — zapytał ich Zygmunt, marszcząc lekko brwi.
— Niezbyt dobre, panie — odparł Miklós. — Hospodar mołdawski ma zamiar złożyć hołd Jagielle, nie wiadomo, czy już tego nie zrobił.¹
— Głupiec — syknął pod nosem król. Wstał z tronu i wolnym krokiem podszedł do Garaiów. — Jesteście pewni, moi panowie?
— Szpiedzy donieśli takie informacje — odparł na to János.
— Zatem Roman działa jak Piotr... — powiedział cicho Luksemburczyk. Po chwili namysłu spojrzał na obu braci i rzucił już bardziej poirytowanym tonem: — Powiedzcie mi, dlaczego ci wszyscy hospodarowie tak lgną do tego dzikusa? Czy nie wolą mieć nad sobą kogoś z rodu cesarzy i królów? — Począł chodzić po komnacie, demonstracyjnie próbując ukazać swą pogardę dla Litwina i złość na niego, że mu odbiera wasali. — Rzeknijcie, jak mam dorównać potędze Ludwika, jak mam przebić jego rządy, kiedy napotykam jedynie niechęć i ucieczki pod skrzydła tego... tego barbarzyńcy?! — Obrócił się i uniósł brwi.
Synowie dawno poległego palatyna spojrzeli po sobie. Znali odpowiedź na to pytanie, acz ciężko im było ją udzielić, by nie narazić się na gniew ognistego Luksemburczyka.
— Jagiełło spokojniejszy, panie — ozwał się w końcu Miklós po chwili przypatrywania się królowi, grającemu większe rozgoryczenie niż to, które czuł w tym momencie. — Mniej... nieprzewidywalny od was, królu.
CZYTASZ
Maria, król Węgier
Historical FictionMroki średniowiecza ukrywają wiele historii, które pragną być odkopane... Pokrętny los wciąż kręci się kołem, a Korona Świętego Stefana przechodzi z głowy na głowę, wraz z ciężarem władzy, jaki niesie... Schyłek wieku XIV na Węgrzech to czas anarchi...