ROZDZIAŁ LXXXV: Kara i korona

151 8 169
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Kara i korona

Dobor, sierpień 1394


— Stefanie. — Luksemburczyk spoglądał na Dabišę przez widok skrzyżowanych halabard. — Nie spodziewałem się ciebie w moim obozie.

— I ja te kilka lat temu bym nie przypuszczał, że do tego dojdzie — odparł mu Bośniak płynnym węgierskim. — Lecz wszystko się zmienia, a koło fortuny kręci się szybko i zwykle niesprawiedliwie. — Jego duże usta, ukryte pod czarnym wąsem wykrzywiły się w uśmiechu. — Długo będziemy tak rozmawiać, Zygmuncie? Wpuść mnie, nie pożałujesz.

— Przeszukajcie go i puśćcie — rozkazał na to młody władca.

Po tych słowach ruszył w stronę swojego siedziska, na którym przyjął Horvátów. Zanim się na dobre rozsiadł, zbrojni uchylili swoją broń i wpuścili Dabišę na teren obozu. Władca Bośni odziany był w bogato zdobioną, błękitną szatę, a na jego głowie błyszczała złota obręcz zakończona liliami Kotromaniciów. Strój dodawał mu urody do nijakiej, grubawej, rumianej twarzy, zakończonej czarną brodą i otoczonej takimiż włosami. Oparłszy się na swym tronie i lustrując go wzrokiem, Zygmunt spytał:

— Co cię sprowadza? Pragniesz uczcić mój tryumf nad tymi, którzy i tobie działali na nerwy?

Dabiša na to zaśmiał się bezgłośnie, po czym, jak gdyby nigdy nic, zdjął ze swojego czoła koronę. Trzymając ją w masywnych dłoniach, uklęknął przed oniemiałym Zygmuntem, skłaniając przed nim kruczowłosą głowę. Uniósłszy błyskotkę przed oblicze króla Węgier, władca Bośni rzekł:

— Weź to, mój panie, albowiem zrozumiałem, że jestem za słaby, by rządzić samodzielnie. Bośni trzeba silnej ręki, która utrzyma ją w ryzach i nie pozwoli więcej buntom przetoczyć się przez nią. Przeto błagam cię o wybaczenie zuchwałości mego starszego brata¹ Tvrtka i przyjęcie bośniackiej korony, która jest symbolem prawdziwej władzy nad tym krajem. Królu Węgier i Bośni, bądź moim władcą.

Zygmunt lekko posunął się na krześle i, po chwili wahania, przyjął z rąk Dabišy złotą obręcz. Zanim założył ją na swoją głowę, spojrzał na Stefana, który podniósł na niego wzrok. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Luksemburczyk zadał swemu gościowi pytanie:

— Czy to znaczy, że poddajesz się całkowicie mojej woli i pragniesz zostać moim wasalem, tuż po tym, jak uczyniłeś mnie swoim następcą?

— Niczego innego więcej nie pragnę, jeno służyć waszej wysokości. Moje pragnienie jest szczere, najjaśniejszy panie.

Na te słowa król Węgier uśmiechnął się sztucznie.

— Zapewne twoja lojalność nie będzie darmowa, Dabišo. O podarkach i majątkach, które dostaniesz jako mój wasal, pomówimy niedługo. Bądź jednak pewien, że jestem hojny w swych darach i doceniam każdego, kto stoi po mojej stronie. — Ścisnął w dłoniach koronę, gdy wstawał z tronu. — Panowie! — krzyknął do zgromadzonych możnych, a jego głos poniósł się po okolicy, niczym kościelny dzwon. — Oto się tworzy historia, a do Królestwa Węgier wraca ziemia zbuntowanych. Niniejszym, prawem króla Węgier i Chorwacji, ja, Zygmunt, przywdziewam koronę bośniacką i czynię sobie tę ziemię poddaną! — To mówiąc, jego dłonie zbliżyły do skroni obręcz Kotromaniciów. Gdy założył ją sobie na głowę, spojrzał po panach, którzy jak jeden mąż upadli przed nim i oddali mu pokłon. Poczuł także na swoich palcach ciepłe, grube i szorstkie dłonie Stefana Dabišy, który chwycił jego palce i ucałował pierścień, przykładając zaraz go sobie do czoła.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 4 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Maria, król WęgierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz