ROZDZIAŁ XLVI: Mąż, żona i weneccy posłowie

393 30 132
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Mąż, żona i weneccy posłowie

Senj, Chorwacja, czerwiec 1387


Poły ciemnej sukni sunęły za Andegawenką, kiedy ta chodziła po komnacie. Srebrna nić, gdzieniegdzie wszyta w materiał ubrana, błyszczała się, kiedy do komnaty zaglądało słońce. Przygotowana do przyjęcia posłów, Maria nie mogła usiedzieć na miejscu, wolno przechadzała się po pomieszczeniu. Włosy miała upięte w siateczkę, do której, co łączenie pomiędzy oczkami, przytwierdzone były perły. Długie palce władczyni zdobiły dwa pierścienie, jeden na lewej, drugi na prawej dłoni. Oczy Marii niespokojnie wodziły po komnacie. Wtem odwróciła się, kiedy drzwi się otworzyły. Zmierzyła Divnę wzrokiem, marszcząc lekko brwi i czoło.

— Pani, posłowie z Wenecji się zbliżają — poinformowała ją mieszczka, dygając.

Maria wolno pokiwała głową, po czym uniosła poły sukni i ruszyła w kierunku podwyższenia na którym stał tron. Weszła na nie i z gracją usiadła na wspaniale wyrzeźbionym siedzisku, opierając ręce na podłokietnikach. Divna zaniemówiła przez chwilę, kiedy zobaczyła swą panią na królewskim tronie.

— Wasza wysokość, wspaniale wyglądacie!

Twarz królowej rozjaśnił lekki uśmiech.

— Dziękuję, Divno. Podejdź do lewej strony podwyższenia, tam będziesz stała.

Chorwatka wykonała polecenie Marii. W tym czasie Andegawenka wyprostowała się w królewskim siedzisku, wpatrując się w drzwi sali. Po chwili wrota się otwarły, do środka wszedł strażnik. Skłonił się przed Ludwikową córką, po czym rzekł:

— Poselstwo weneckie, najjaśniejsza pani.

— Niech wejdą. — Maria poruszyła lekko palcami.

W sali w tym momencie znalazło się kilku mężczyzn, na czele których stał ich dowódca. Na jego widok, Maria uśmiechnęła się. Barbadico i jego towarzysze skłonili się, po czym do głosu został dopuszczony człowiek w średnim wieku, którego czarne włosy opadały mu swobodnie na ramiona. Na głowie miał czapę, którą zdjął, ponownie kłaniając się przed Węgierką.

— Pani, jak wiadomo, doża wenecki, nasz pan, Antonio Veniero, zmobilizował nas do uwolnienia waszej osoby. Niewiasta na tronie to przypadek rzadki, aczkolwiek was, pani, Węgrzy powinni po rękach i nogach całować, a nie jak buntownicy więzić w zamkniętej twierdzy. Wiele zrobiłaś, królowo, dla państwa...

Maria zachichotała.

— Cóż niby zrobiłam? Pozwoliłam jednemu słudze na budowę zamku! Potwierdziłam Złotą Bullę...

— Wasze cierpienie powinno zostać wynagrodzone — odparł poseł pełnym powagi tonem.

— Twa piękna mowa jest wielce przesadna — rzekła Maria, dobrodusznie się uśmiechając. — Próbowałam się jeno na tym tronie utrzymać.

Maria, król WęgierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz