Król polityk i król wojownik
Lubowla, lipiec 1392
— Szybciej, Jadwigo! — Maria obróciła się do siostry w szaleńczym, końskim galopie. Od kiedy młodsza Andegawenka przebywała w lubowelskiej warowni, córki Ludwika codziennie zażywały wolności na przejażdżkach po okolicznych lasach. Teraz za nimi jechało jeszcze wielu służących i panny dworskie, z upolowanymi przez nie zwierzętami, które zamierzano przyrządzić na wieczerzę.
Niewiasty czuły, że powoli będą musiały się pogodzić z faktem, że się rozstaną. Rozmowy polityczne trwały między nimi, lecz i tak obie wiedziały, że decydujące głosy należały do ich małżonków. Szczególnie to tyczyło się Marii – fakt objęcia tronu suo iure¹ niemal całkowicie przestał obchodzić jej węgierskich poddanych.
Ich konie gnały przez ściółkę, kopytami sprawiając, że tworzył się kurz. W końcu starsza kobieta lekko spowolniła wierzchowca, by siostra mogła ją dogonić. Oddychała głęboko, a po chwili jej zarumieniona twarz uśmiechnęła się szeroko do siostrzanego lica.
— Podobały ci się łowy? — spytała Maria i posłała Jadwidze roziskrzone spojrzenie.
— Nawet nie wiesz, jak bardzo. — Parsknęła śmiechem młodsza królowa. — Twoja sokolica jest wspaniałą łowczynią. Pamiętam, że pisałaś mi o tym w listach, a teraz Hercegnő udowodniła swoją wartość.
— To prawda. Śmiem twierdzić, że moje łowne ptaki są znacznie lepsze od tych należących do Zygmunta.
Ich krótki śmiech poniósł się po tonącej w zielonych drzewach i słonecznym świetle okolicy.
— Byliście kiedyś razem na polowaniu? — zainteresowała się nagle Jadwiga.
— Tak — odpowiedziała. — Było niezwykle wielkie. Przed nim wszyscy modliliśmy się do świętego Huberta, widziałam też konkurs strzelania między moim mężem a palatynem. Z rodziny mojego męża ponoć to Wacław strzela najlepiej, ale Zygmuntowi talentu do tego nie brakuje. Na tym polowaniu w szaleńczym cwale zabił swą strzałą jelenia. Możesz sobie wyobrazić, jaka duma go rozpierała i jak się tym chwalił potem... — Zachichotała.
— Ja również jeździłam z mężem na polowania. Niejednokrotnie też z jego rodziną, w końcu jest taka liczna! Aż żal, że nie przyjechałam tutaj ze swoimi jastrzębiami.
— Moje wystarczą. Jeszcze sokoły i orły.
Wracały tak jeszcze przez chwilę. Orszak wkrótce wjechał na wzgórze zamkowe i przekroczył bramę. Jeszcze jeno powrót do komnat i można zacząć ostatnie negocjacje.
CZYTASZ
Maria, król Węgier
Historical FictionMroki średniowiecza ukrywają wiele historii, które pragną być odkopane... Pokrętny los wciąż kręci się kołem, a Korona Świętego Stefana przechodzi z głowy na głowę, wraz z ciężarem władzy, jaki niesie... Schyłek wieku XIV na Węgrzech to czas anarchi...