Pozostawieni jeno sobie
Buda, lato 1393
Alkierz królowej wypełnił cichy szelest pościeli i nieco głośniejszy śmiech. Do rozweselonego głosu kobiety wkrótce dołączyło się parskanie jej męża, przerywane odgłosem pocałunków. Było pewne, że para królewska, po spędzonej wspólnie nocy, jeszcze rano miała siły i ochotę na igraszki ze sobą, jak gdyby ich dusze coś do siebie ciągnęło, sprawiając, że za sobą tęsknili. Dwie osobowości, skrajnie od siebie różne, budziły w nich wiele uczuć, tych znanych i nieznanych. Samotność i cisza komnat, przerywane szelestami i westchnieniami, potęgowały w nich skrywane namiętności, które ukazywały się tylko wtedy, gdy byli blisko siebie.
Oboje opadli na swe wezgłowia, lecz nie leżeli długo. Królowa lekko uniosła się na ręce i podniosła palcami podbródek męża, zakryty krótkim zarostem, tłumiąc dziewczęcy niemal chichot. Wbiła w niego roziskrzone oczyska, rozjaśniając swą twarz uśmiechem, po czym zbliżyła się do jego twarzy i musnęła usta swoimi wargami, odgarniając jednocześnie gęste, jedwabiste kosmyki Luksemburczyka. Zaraz oderwała się jednak, nadal błądząc dłońmi w jego czuprynie.
— Lubię mieć ciebie tylko dla siebie — powiedziała, wyginając usta w słodkim uśmiechu. Odgarnęła mu włosy za ucho, okręcając jeden z kosmyków dookoła palca.
— To znaczy? — Zygmunt nie pozostawał jej dłużny, zgarniając z bladego ramienia żony rękaw muślinowej koszuli. — Lubisz, kiedy tu jestem...
— I się nam nie przeszkadza — przerwała mu, mierząc spojrzeniem jego przystojne oblicze. — Mogę wtedy poczuć, że jesteś mój — szepnęła, przysuwając się do niego, chcąc jeszcze raz go pocałować.
Zygmunt przerwał jej jednak, kładąc jej na ustach palec, po czym poruszył brwią z uśmieszkiem.
— A ja chyba jeno tutaj mam spokój od gderania urzędników — rzekł lekkim tonem, czemu zawtórował krótki śmiech Andegawenki.
— Musimy być zatem częściej blisko siebie, skoro tak dworskie kłótnie cię męczą. — Usiadła na łożu, poprawiając opadającą z ramienia koszulę. — Przynajmniej tu nie musimy politykować. — Posłała mu uśmiech. Luksemburczyk podniósł się z wezgłowia i usiadł koło niej, opuszczając ponownie jej rękaw, by ucałować bladą szyję żony.
— Jest jeszcze jedna korzyść, najmilsza... — szepnął, nie przerywając pocałunków.
Skrzywiła się nieco, wiedząc, o czym mówił, lecz pozwoliła mu dalej całować swą szyję i ramię. Zgarnęła włosy na drugą stronę, a gdy odwróciła się do Zygmunta, spotkała jego roziskrzone oczy. Piękne miał spojrzenie, przypominające łagodne fale Dunaju, płynącego spokojnie pomiędzy dwoma miastami. Maria przybliżyła się do męża i lekko musnęła mu wargi, oddając się rozkoszy pocałunku. Kiedy to stawało się coraz intensywniejsze, znów opadli na materac, chcąc jeszcze raz zaspokoić swe żądze i starać się o potomka.
CZYTASZ
Maria, król Węgier
Historical FictionMroki średniowiecza ukrywają wiele historii, które pragną być odkopane... Pokrętny los wciąż kręci się kołem, a Korona Świętego Stefana przechodzi z głowy na głowę, wraz z ciężarem władzy, jaki niesie... Schyłek wieku XIV na Węgrzech to czas anarchi...