ROZDZIAŁ XLVII: W rodzinnych murach

351 31 153
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


W rodzinnych murach

Buda, lipiec 1387


Wielkie, rodzime mury zamku, w którym się wychowywała, nie zmieniły się, jeno okna zdawały się błyszczeć w świetle lipcowego słońca. Maria, widząc warownię w Budzie, wstrzymała oddech, zaciskając dłoń na połach sukni. Tak dawno nie widziała tych murów... Tyle tu miała wspomnień, ten zamek widział wszystko, chwałę władzy i potęgi jej ojca, bunt możnych, królowanie jej, Karola z Durazzo...

Mury te pamiętały pierwsze spotkanie ojca i matki, kiedy zobaczył młodą księżniczkę na krużgankach i z miejsca poczuł, że musi się z nią ożenić. Ich niewidzialne dla ludzkiego oka oczy widziały obrazę dokonaną przez Karola Luksemburczyka, kiedy ten od ladacznic wyzywał królową Łokietkównę. Pamiętały narodziny następczyń tronu Andegawenów...

Na widok zamku w Budzie, mimowolnie się uśmiechnęła, a oczy jej się zaszkliły. Z lubością wpatrywała się w majaczący w oddali zamek. Wtem poczuła na swojej ręce inną dłoń, która złapała ją za palce. Zwróciła wzrok na Luksemburga, który uśmiechnął się do niej półgębkiem, podnosząc jej palce do swoich ust. Z nabożną, przesadną wręcz czcią ucałował je, po czym skierował swe tęczówki na nią.

— Teraz wszystko się zmieni — rzekł.

— Jedno jest tym samym, wciąż jestem panią węgierską — odparła, unosząc brew.

— A ja panem. — Spojrzał jej prosto w oczy. Wytrzymała jego spojrzenie, spoglądając na niego rysy łagodnie.

Dalszą drogę jechali w milczeniu, słysząc głosy wiwatujących mieszczan. Maria dawno nie słyszała tak rozradowanych Węgrów i krzyczących „niech żyje!" na jej cześć.

Gdy wjechali na zamek, Marii zabiło szybciej serce, a w oczach ponownie zatliły się łzy. Widziała, jak dworzanie zbiegli się na krużgankach, obserwując królewską karetę. Dostrzegła nawet Zofię, która uśmiechała się szeroko, widziała swoich sługów i dwórki z dworzanami. Wróciła do domu.

* * *

Minęło kilka dni, od kiedy Maria była u siebie. W jej oczach, gdy zobaczyła mury Budy, zalśniły łzy. Nie mogła nie patrzeć się na ukochany zamek, tak bardzo tęskniła za wolnością i rodzimą warownią, choć tyle wspomnień przemawiało do niej, kiedy przechadzała się po krużgankach i dziedzińcu, będąc młodszą. Zofia, zobaczywszy swą panią, nie mogła powstrzymać wybuchu płaczu. Poznała ją, lecz przeszło jej to z trudem — Maria urosła, wysoka jak brzoza była i blada, jak wcześniej wspomniane drzewo. Oczy Andegawenki były nieco podkrążone, a spojrzenie, choć to same, jakby inne. Patrzyła z większą zaciętością, władczością, lecz jednocześnie łzy częściej gościły w jej wzroku.

Maria, król WęgierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz