ROZDZIAŁ LXXXII: Luksemburskie porachunki

202 9 152
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Luksemburskie porachunki

Buda, grudzień 1393


Gdy posłaniec zamknął za sobą drzwi, Zygmunt opadł na krzesło z tym samym niedowierzaniem, jakie wypełniło go w momencie, kiedy poznał, że wedle ludzkich języków był trucicielem brata. Czuł na sobie wzrok żony, jednak uparcie milczał. Oparł lewą rękę o stół, a czoło o wystawioną dłoń. Westchnął ciężko, podnosząc spojrzenie wpierw na malowane różnymi zdobieniami ściany komnaty. Zaraz jednak spuścił oczy i przyglądał się niedokończonej partii szachów, którą rozgrywał z Marią, jakby myśląc nad swym następnym ruchem. Błękitne tęczówki biegały po polach planszy, lecz zaraz ogarniały wzrokiem figury. Mogłoby się zdać, że nie przejął się oskarżeniem – lecz w rzeczywistości próbował strawić tę informację. Jego imię zostało zszargane.

Oczom Andegawenki ukazywał się jego profil okraszony półmrokiem. Nieco podłużna twarz zakończona spiczastą bródką, o wyraźnie zarysowanym, orlim nosie, nie wyrażała pozornie żadnych emocji. Lewa ręka, na której wcześniej Luksemburczyk podpierał czoło, powędrowała do jego nieco rozmierzwionych włosów, a jego palce poczęły pocierać zakole gdzieś nad skronią. Wydawał się przejęty, prędzej oskarżeniem rzuconym w jego stronę niż zdrowiem przyrodniego brata. Nadal jednak Zygmunt nie wypowiedział ani jednego słowa, a w pomieszczeniu panowała gęsta i niezręczna cisza, przerywana jeno trzaskaniem ognia w kominku.

Maria nie wytrzymywała już tego milczenia, nie mogła pojąć, dlaczego Zygmunt nie próbował jej przekonywać, że było inaczej. Poczyniła parę kroków w stronę męża, jednocześnie wbijając w niego spojrzenie swych wystraszonych oczu.

— Nie rzekniesz niczego na swą obronę?

— Tylko winni się tłumaczą — odparł, podnosząc spojrzenie na ścianę. Westchnął i skierował twarz na żonę. — Ja nie mam sobie nic do zarzucenia.

— Ale oskarżono ciebie... — Głos Andegawenki zadrżał. Zbladła, przypomniawszy sobie słowa astrologa, że jej mąż miał zostać pomówiony.

— Bo nie pojechałem do Czech. Najlepiej oskarżyć nieobecnego — prychnął i wstał z miejsca, a nalawszy sobie wina, upił łyk z kielicha, kontynuując: — I tak bym nic z tego nie miał.

Królowa obróciła się gwałtownie.

— To znaczy?

— Kiedy zająłem się Węgrami, przelałem swoje prawa do czeskiego tronu na mojego młodszego brata.¹ Jeśli Wacław umrze, nie dostanę jego korony pierwszy, a dopiero wtedy, kiedy i Jan opuści ziemię, o ile on nie będzie mieć syna... Jak na razie ma jeno córkę. A na koronę rzymską chyba nie mam co liczyć, dawno mnie na terenach Rzeszy nie było. Jodok tam intryguje, wielkimi panami się otacza... — westchnął, znów wychyliwszy zawartość pucharu. — Nie jest tajemnicą, że elektorzy i inni książęta mają dość bezczynności Wacława w sprawach niemieckich.

Maria, król WęgierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz