5.

496 41 48
                                    

- Jak śmiesz tu przychodzić?

Draco ściągnął brwi we wrogim geście, zaciskając dłonie po obu stronach framugi drzwi. Jakby bał się, że stojąca przed nim kobieta tak, jak odebrała mu ukochanego, zabierze mu jeszcze jedyne miejsce, gdzie zawsze czuł się dobrze, spokojnie i bezpiecznie.

Blondynka uniosła delikatnie dłoń, jakby chciała go zatrzymać, ale Draco i tak, w złości nie myśląc wiele, zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Nie ochłonął jeszcze po wcale niechcianym spotkaniu z Harrym i, na Salazara, nie miał siły patrzyć w oczy jej. Zwłaszcza ze świadomością, że to one, mimo wszystkich słów Pottera, okazały się być lepsze, piękniejsze.

Ciche pukanie do drzwi znowu rozniosło się po korytarzu, niezmiernie irytując opierającego o nie czoło Dracona. Zamknął oczy, kiedy jego oddech przyspieszył, a przeklęty odgłos dobijania się do mieszkania nieustannie go drażnił.

- Draco - usłyszał jej bardzo stłumiony głos, tak łagodny, jakby swoim pojawieniem się tu robiła mu łaskę. Zaklął głośno, nie próbując się już nawet przed tym powstrzymywać. - Harry'ego... - zaczęła po chwili, ale blondyn zagłuszył ją, gwałtownie otwierając drzwi. Nie miał pojęcia, co było takiego w jej głosie, czego nie było w tonie Pottera - ale z nim Draco czuł, że najdłuższa kłótnia nie byłaby w stanie wytrącić go z równowagi tak, jak ona tylko wypowiadając jego imię. Po prostu nie miała do tego prawa.

Mógłby przysiąc, że w jego głowie w ciągu ułamku sekundy pojawiło się aż nazbyt wiele zaklęć, które same cisnęły mu się na usta, z czego za zdecydowaną większość jeszcze dzisiaj skończyłby w Azkabanie. Ale kiedy patrzył w jej tak kłamliwie niewinne oczy, nie umiał nad sobą panować i tylko zaciśnięta dłoń coraz mocniej drgała mu na różdżce.

Dopiero później zauważył, że znowu nie była sama, choć jego rozbiegane w złości oczy długo nie mogły skupić się na stojącym z boku, wystraszonym chłopcu. Draco długo nie mógł oderwać od niego wzroku, kiedy do tej pory cichy głosik w jego głowie zaczął coraz głośniej domagać się, żeby się uspokoił. I chociaż w innej sytuacji Malfoy zrobiłby, co by chciał, bez względu na dziecko, teraz nie mógł.

On miał jego oczy. Tak samo błyszczące i o tym samym odcieniu jasnej zieleni.

A w połączeniu ze strasznie jasnym odcieniem pokręconych włosów, w pewien sposób zaczęło to przerażać Dracona. Ten chłopiec wyglądał, jakby skleić ich obu, niego i Harry'ego, w jedną osóbkę.

- Mnie powiedział - zaczął mimowolnie, nie odrywając wzroku od również obserwującego go malca - że nie chce mieć dzieci. Że umarłby ze strachu, gdyby były podobne do niego.

Kobieta uśmiechnęła się tylko zakłopotana.

- Harry'ego tu nie ma, prawda? - zapytała cicho, postanawiając w żaden sposób nie komentować jego słów.

Powoli przeniósł na nią wzrok, żeby sekundę później lekceważąco założyć ręce na piersi, za wszelką cenę chcąc pokazać sobie i jej, że ona z góry jest na przegranej pozycji.

To ona się tu wprosiła.

To on był u siebie.

A może teraz było już zupełnie odwrotnie?

- Nie powiedział ci? - odparł wymijająco. Speszona uśmiechnęła się słabo.

- Ostatnio nie jest... zbyt rozmowny.

Draco spróbował uśmiechnąć się krzywo, ale raczej niezbyt mu to wyszło. Długą chwilę w ciężkiej ciszy mierzyli się spojrzeniami, mimo że blondyn w duchu wręcz krzyczał.

Co Potter w niej widział?

Draco nie musiał jej nawet znać, na pierwszy rzut oka widział, jak wystraszona była całym światem. Cicha, nieśmiała, drobna. A Potter potrzebował przecież kogoś, w kim będzie miał oparcie we wszystkich kłopotach, w jakie tak często wpadał, nie kogoś, za kim sam ciągle musi się oglądać, żeby przypadkiem nie porwał go wiatr.

Przysięgam || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz