Kolejny dzień chował się w szarości nocy i mimo że działo się sporo, nie zmieniało się prawie nic.
I to "sporo" też dotyczyło pewnie jedynie Dracona, bo kiedy Pansy go słuchała, załamywała tylko ręce.
- Zwariowałeś, jeśli to według ciebie dobry pomysł - skwitowała, kiedy ostatnio z nim rozmawiała.
On nie mógł do końca się z nią zgodzić. To, prawda, było dobre, ale w podły sposób. W każdym razie wynikło to z tego, że Ron i Hermiona po paru dniach spokoju kolejny raz wpadli z Draconem w kłótnie.
Nad ranem Draco otrzymał kopertę z Ministerstwa i znalazł w niej dwa listy - jeden wydany przez Wizengamot, z wyznaczonym terminem przesłuchania Harry'ego, drugi od Hermiony, że już po wszystkim. Kilka razy czytał go, zanim zrozumiał, co ona miała na myśli - najpierw trochę spanikował na widok godziny, która miała rozpoczynać przesłuchanie, a która trwała już od dobrych kilkudziesięciu minut.
Z listu Hermiony dowiedział się w każdym razie, że ono wcale się nie odbyło, bo postarała się o to razem z Ronem. Oboje musieli przyznać, że gdyby do przesłuchania doszło teraz, nikła była szansa, że Harry by się wybronił, nie mając na tę obronę za wiele.
Draco rozmawiał z nimi tego samego dnia, poirytowany, że dowiaduje się ostatni i po fakcie - liczył, że to jedno już sobie wyjaśnili, a do nich dotarło, że chciał wiedzieć wszystko to co oni.
Zresztą, myśl, że gdyby nie Ron i Hermiona, on i Harry o tej porze opuszczaliby już Ministerstwo Magii, zawsze zostawiała po sobie jakąś nadzieję, że może wcale nie musieliby znów rozejść się w dwie różne strony - a razem wrócić do domu.
- Wy sobie nawet nie wyobrażacie, jak to wygląda - rzucił w którymś momencie, myśląc o tej wersji wydarzeń i oceniając jej naiwność. - Ja przez was miałem w Azkabanie ojca. Widziałem, jak się zmienił, kiedy stamtąd wyszedł.
Nie był już pewien, co było dla Harry'ego lepsze, a czym tylko odbierali mu szansę powrotu do normalności i czy przeciąganie wszystkiego ostatecznie faktycznie zadziała na czyjąkolwiek korzyść.
- Wyszedł - prychnął Ron, nie mogąc się powstrzymać. - Chyba uciekł.
- Nie o to chodzi, Weasley! - syknął zirytowany, zanim wrócił do wcześniejszej myśli: - Teraz jest jeszcze gorzej. Dementorów, którzy mają pilnować więźniów, pilnują strażnicy. Oni nie dają mu spokoju. Mają Harry'ego Pottera pod ich rozkazami za coś zabawnego. On tego nie znosi. Nie wiem, jak zachowa się dalej.
Żadne z nich w zasadzie nie miało na myśli nic złego, ale że dogadać się nigdy nie potrafili, to od słowa do słowa Draco powiedział w końcu, patrząc na Hermionę:
- Jeśli on się złamie, to będzie tylko twoja wina.
Ale wcale tak nie myślał. Nie do końca tak, ale chciał, żeby Hermionę poczucie winy skłoniło do sprawniejszych działań. Nawet jeśli czuł, że Harry by tego nie pochwalił.
Ale z drugiej strony, co z tego, że może za parę miesięcy sprawę wygrają, jeśli do tego czasu Harry straci dla dementorów... siebie?
Draco czuł się za niego odpowiedzialny i obeszły go wszystkie broniące Hermiony wrzaski Rona w reakcji na jego komentarz.
Nie chciał tylko biernie czekać na ich listy tak jak na ten ostatni, siedzieć w miejscu, nie tym razem, kiedy Harry'emu bezpodstawnie działa się krzywda.
Ale nie mógł mścić się na całym Ministerstwie. W ogóle niewiele mógł zrobić i to palące uczucie okrutnej bezsilności wobec cierpienia Harry'ego, i nawet swojego, nie dawało mu spokoju.

CZYTASZ
Przysięgam || drarry
FanfictionVoldemort został pokonany sześć lat temu. To świetnie, prawda? Harry i Draco popadli ze skrajności w skrajność i zamiast próbować zabić się na szkolnych korytarzach, próbują potajemnie zmienić kolor dekoracji w sali weselnej. To też dobrze, racja? A...