24.

344 32 2
                                    

Nazajutrz Harry długo zastanawiał się, jak skontaktować się z Ronem.

Przez parę godzin liczył nawet, że Weasley, tak jak ostatnio, sam się u niego zjawi. W końcu uznał jednak, że Ron nie narażałby się tak Ministerstwu, które za takie samowolne odwiedzanie przyjaciela mogłoby go jeszcze od całej sprawy odsunąć.

Z góry założył, że list byłby dość głupim i ryzykownym rozwiązaniem, bo nie miał pewności, w czyje ręce by trafił.

Najlepsza wydała mu się sieć Fiuu. Już wczoraj, kiedy szukał Dracona w Hogwarcie, przekonał się, że nikt nie nadzoruje jego kominka, choć dziś był już skłonny przyznać, że sprawdził to dość ryzykownie. Zresztą, podejrzewał, że jeśli w Ministerstwie by chcieli, to dowiedzieliby się i o jego wycieczce siecią Fiuu, i o aportacji przy domu Pansy Parkinson.

Akurat w tym, że nikt go na tym nie przyłapał, dopatrywał się ingerencji Rona czy Hermiony, a że to właśnie z nimi chciał się skontaktować, nie widział przeszkód.

Później, mając już przed sobą kawałek pergaminu i pióro w dłoni, zastanawiał się chwilę, co powinien napisać. Czuł, że powinien to zrobić tak, żeby przekazać im swoją wiadomość, ale jednocześnie nic im nie zdradzić.

Ostatecznie wysłał karteczkę z krótkim tylko Chcę porozmawiać, nie podając nawet z kim. Nie chciał, żeby któreś z nich pomyślało, że chce ukryć coś przed drugim.

W swoim położeniu lepiej, żeby nie bawił się w tajemnice, choć miał nadzieję, że to Ron pierwszy znajdzie liścik.

I, oczywiście, często wracał do wspomnienia wczorajszego dnia, żeby choćby z braku lepszego zajęcia zgadywać, gdzie był, co robił i jak Draco czuł się teraz. I kiedy zamierza odezwać się do niego nawet słowem.

Czas nawet tego jednego dnia wlókł się okropnie w porównaniu do tego, jak ostatnie parę tygodni minęły Harry'emu, zanim zdążył się obejrzeć. Dziś już nie doczekał się wizyty żadnego chcącego go skontrolować aurora, więc Harry musiał szukać zajęcia głównie we własnych myślach.

Jeszcze nigdy go tak nie męczyły i chwilami czuł się trochę, jakby w nich zabłądził.

Wczesnym wieczorem, kiedy czuł się już śmiesznie zirytowany całodziennym lenistwem, w końcu coś się stało, w jednej chwili przerywając to uczucie. Przeklął się za to w duchu, ale sam tylko wiedział, jak zerwał się nagle z miejsca, słysząc na parterze kroki i w wyobraźni za ich sprawcę stawiając sobie Dracona.

Mimo wszystko, rozczarowanie w jednej chwili wycisnęło z niego oddech, żeby już w następnej przywołać zdeterminowany wyraz w całej jego postawie, kiedy zobaczył Rona i Hermionę.

W gruncie rzeczy, nie wiedział, jak czuć się z tym, że widzi ich razem, kiedy zakładał cichą rozmowę z tylko jednym z nich.

- Jak się trzymasz, Harry? - zagadnęła niepewnie Hermiona, kiedy Ron posłał mu słaby uśmiech.

- W porządku - zbył ją, nie chcąc się nad sobą użalać, chociaż niewiele to miało wspólnego z prawdą. Spojrzał na Rona, jakby chciał zapytać, czy i Hermiona wierzy w niego tak samo jak on. - Powinienem wam coś powiedzieć. Właściwie, pokazać.

Trochę się zawahał, widząc, że już tym ich zdenerwował i zmartwił.

- Skąd ta konkretność? - spytała Hermiona, rozglądając się tak, jakby liczyła, że to, o czym mówił Harry, zaraz rzucił się jej w oczy.

Harry jednak, niewiele myśląc, naciągnął rękawy po same dłonie i zaraz po tym zupełnie zrozumiał ten stary, ale wciąż go nieopuszczający odruch Dracona.

Przysięgam || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz