77.

198 12 2
                                    

Harry nie wierzył, że kiedykolwiek to powie, ale zatęsknił za Francją.

Przez dwa tygodnie od dnia, kiedy pierwszy raz Seamus zaproponował mu zatrzymanie się w mieszkaniu jego ciotki, naprawdę dobrze się bawił. W nowym miejscu znajdował tyle zajęć, że gdyby ktoś kazał mu opisać chociaż kolor ścian w tym domu, nie odpowiedziały, bo tak miało spędzał tam czasu. Pod dach wracał tylko wieczorami, resztę dnia spędzając w towarzystwie albo samej przyrody, albo nawet innych, obcych, spotkanych przypadkiem ludzi w mieście. Zwłaszcza, że po tych dwóch tygodniach, kiedy podziękował i odmówił Seamusowi powrotu razem z nim i Deanem do Londynu, musiał zostawić to mieszkanie i znalazł sobie pokój w miasteczku jeszcze trochę dalej wgłąb lądu. Kiedy się stamtąd zabierał, długą chwilę mimowolnie zastanawiał się, czy czegoś nie zapomniał - bo dziwne wydawało mu się, że wystarczyło tylko zarzucić plecak na ramię i założyć kurtkę. I to nie było dobre uczucie, zwłaszcza, że wtedy pierwszy raz tknęło go coś niewygodnego, a do Harry'ego dotarło, że pomylił się i ta kurtka chyba wcale nie jest jego.

Od tej pory patrzył na nią jakoś podejrzliwie.

Jakby się nad tym zastanowił, nigdy nie mieszkał sam. I nawet mu się to podobało.

Tym częściej wracał jednak na te puste ścieżki bliżej morza, bo kiedy ludzi dokoła miał ciągle, wolał chodzić tamtędy. I tak te samotne spacery powoli go uspokoiły i przyciszyły.

Ekscytacja myślą o spełnieniu swojego marzenia jest znacznie większa niż faktyczna go realizacja. I kiedy patrzył przed siebie, nie widział nieba ani wody. Jedynie szeroki horyzont minionych wydarzeń i to im najczęściej się przyglądał. Każdy dźwięk wokół zaczął składać się w jakąś odległą, monotonną muzykę, która była w stanie zagłuszyć nawet jego myśli. Przez to już parę razy udało mu się wpaść na coś i na kogoś, kilka razy się potknąć i raz nawet zgubić.
Właśnie tak pięć dni temu wpadł na Cho.

- Harry - mruknęła zaskoczona, cofając się pół kroku. Uśmiechnęła się niepewnie, bo od dawna się nie widzieli. - Miło cię widzieć.

- Tak - przytaknął, przyglądając się jej tak samo, jak ona jemu. - Ciebie też, Cho.

Wciąż była niższa o głowę, wciąż bardzo ładna. I mimo że nie wywołała już tego samego uczucia przy piersi, to uśmiechnął się z czystego sentymentu.

- To... Co u ciebie, Harry? - spytała, ale szybko uuznała to pytanie za niemądre, bo z gazet z pewnością słyszała, jak wiele ostatnio się wydarzyło. Dlatego rozglądnęła się, żeby zmienić temat na nieświadomie jeszcze gorszy: - Malfoy... Draco też tu jest?

Wychyliła się nawet trochę za Harry'ego, ale nigdzie nie zobaczyła blondyna, którego nie darzyła zresztą zbyt wielką sympatią.

- Rozstaliśmy się - przyznał, starając się nie myśleć zbytnio o tym, co mówi, ani o tym, o co Cho zapytała. Zmieszała się tym bardziej.

- Przykro mi.

- Niepotrzebnie - przerwał jej szybko, powstrzymując się, zanim wzruszyłby ramionami.

- Jeśli wam obu jest tak lepiej... - dodała, siląc się na niemrawy uśmiech. Milczeli chwilę w zakłopotaniu, zanim Harry nagle zapytał:

- A ty? Co tu robisz?

Cho wyraźnie odetchnęła na to pytanie i nawet się ożywiła.

- Niedługo gram tu mecz quidditcha. Może wpadniesz?

- Na brak czasu raczej nie narzekam - zgodził się chętnie. Cho kiwnęła głową, ale uśmiechnęła się przepraszająco.

- Trochę... się spieszę.

Przysięgam || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz