Więc - zostały już dwa ostatnie rozdziały tego zbyt długiego opowiadania.
****
Harry zazdrościł mu tego, gdzie został. Że wciąż był w Londynie i przynajmniej ściany ich domu, które słyszały tyle ich rozmów i śmiechu, mógł mieć za najcenniejszą pamiątkę.
I Harry nie rozumiał już, że po tym, jak przeżył dzięki niemu i co przeżył z nim, co z nim widział i co zobaczył dzięki niemu - nie dał mu nawet szansy na parę słów wyjaśnienia.
Nie miał pojęcia, co takiego było w gwiazdach, że lepiej niż słońce rozjaśniały w jego głowie stare obrazy. I nie miał pojęcia, co takiego było w nocnym granacie nieba, że odbijał jego myśli wyraźniej od błękitu dnia.
Jak to jest, że kiedyś spojrzał akurat na Malfoya?
I myślał o tym, dlaczego Draco chciał ofiarować siebie akurat jemu. I wspominał tę wyjątkową urodę, i urok, jaki dzień z nim nabierał, i kojący dotyk - czyli wszystko, na co Draco miał i nie miał w sobie wpływu. Lubił jego powagę, szyk, cenił całą jego historię, z której on nie był dumny.
Harry'emu zniknęło coś znacznie więcej niż tylko on sam.
Kiedyś naprawdę potrafił źle mu życzyć i zastanawiał się, co wtedy o Draconie myślał. Bo teraz, kiedy znał go dużo lepiej, wiedział, że znaczna część jego dawnego zachowania była kłamstwem, w które nie potrafił już uwierzyć.
I nadal nie był w oczach Harry'ego nikim.
Może dobrze się składa, bo kiedy Draco myślał o tym wieczorami w swoim pokoju w Hogwarcie, przyznawał, że nawet to zniknięcie Harry'ego nie jest jeszcze tym, co musiałby zrobić, żeby on Pottera przekreślił.
Harry'emu lepiej było w każdym razie, kiedy wyjaśnił sobie wreszcie, o co chodzi. Lepiej mu było z tęsknotą niż niezrozumieniem, gdzie ciągnie go serce.
I jeszcze nigdy nie czuł, że kocha go tak bardzo, jak nocy, kiedy dzieliły ich setki mil.*
- Harry... Jak się czujesz?
Okularnik leżał na podłodze przy kominku, z ramionami pod głową. Ostatnimi dniami często rozmawiał z Ronem czy Hermioną, nie mając specjalnie innego zajęcia.
- Ja? - odpowiedział, wpatrzony w sufit. - Jakbym coś zgubił, Hermiona. Nie wiem, czego się spodziewałem. Powidzialem szczęściu nie, to posłuchało, i teraz mam, co mam, i jestem, gdzie jestem. I... Wciąż mam do niego słabość.
Hermionie żal go było już z powodu samego tonu jego głosu. Ale nie miała już więcej czasu, dlatego pożegnała się z nim i wstała od kominka, a Harry został sam z Ronem.
- A wiesz, że... - zaczął po paru chwilach Ron, równie ponury co Harry - ten kretyn znowu o ciebie pytał?
- O mnie? - spytał, dość tępo wpatrzony przed siebie. - Widujecie się?
- Tylko wpadliśmy na siebie.
- Wszystko z nim w porządku?
- Nie wiem, jak on się czuje, skąd mam...
- Nie o to pytam - przerwał mu Harry, wywracając nieznacznie oczami. Chciał tylko wiedzieć, czy Draco jest cały i zdrowy i Ron w chwilę później to zrozumiał.
- Tak. Chyba w porządku.
Harry mruknął coś tylko niewyraźnie. Ron też był dziś wyjątkowo markotny i szybko prawie bez słowa odeszli od kominka.
Okularnik wstał i nie ruszał się przez chwilę z miejsca, rozglądając się tylko po niewielkim pokoju.
Gdyby powiedział o wszystkim Draconowi, wysłuchałby go. Potem zmarszczyłby brwi trochę nieporadnie, nie będąc mistrzem udzielania porad. Powiedziałby parę słów, ściskając go za rękę, a on na sam jego głos i ton poczułby się lepiej.

CZYTASZ
Przysięgam || drarry
FanfictionVoldemort został pokonany sześć lat temu. To świetnie, prawda? Harry i Draco popadli ze skrajności w skrajność i zamiast próbować zabić się na szkolnych korytarzach, próbują potajemnie zmienić kolor dekoracji w sali weselnej. To też dobrze, racja? A...