Harry zapomniał o kolejnym oddechu i przez to prawie się zakrztusił.
- Co ty wgadujesz? - szepnął do Rona, starając się nie poruszać za bardzo ustami, żeby nikt tego nie zauważył. Wszyscy jednak i tak byli bardziej zajęci wymienianiem uwag między sobą. - Mogą cię za to wyrzucić!
Ronowi serce zabiło tak szybko, jakby zaraz miał usiąść przy Harrym jako kolejny oskarżony. Na Hermionę nie chciał nawet patrzeć i widzieć jej wyrazu twarzy - miał tylko nadzieję, że nie wyda jego oczywistego kłamstwa.
- Jeśli mówisz prawdę... - odszepnął, póki jeszcze trwały ciche rozmowy członków Wizengamotu. - Jak ty wylecisz, Harry, to ja też.
Harry nie myślał nawet, kiedy zaskoczony podniósł na niego wzrok. A jego niebieskie oczy, mimo że wciąż niepewne, wyraźnie mówiły Zaryzykuję. Zrobiłbyś dla mnie to samo.
Nawet jeśli Harry'ego tknęło wzruszenie, to szybko wyrwało go z tego kolejne pytanie Wizengamotu, niewiadomo właściwie, czy skierowane do niego, Rona czy Dracona.
- Słyszałeś kiedyś o krzywoprzysięstwie?
- To zależy - odparł Harry, czując, że to on powinien odpowiedzieć - czy wyrok za nie jest mniejszy niż za morderstwo. Jeśli już mam być za coś niewinnie skazywany, to chociaż oszczędzę sobie parę lat. Żaden z nas... ani Ron, ani Draco, ani ja... nie kłamie. Ale co właściwie macie, żeby w to wątpić?
Miał dwóch świadków - w tym jednego ściemnionego, a drugi właściwie wróżył na dwoje i nie stał zupełnie po jego stronie. Chyba sam sobie musiał być obrońcą.
- Niech pan nam powie, panie Potter. Gdzie poznał pan ofiarę?
Harry miał dziwne przeczucie, że właśnie to było pytanie, które zadano mu już na początku i które wtedy zignorował.
Żadna z niej ofiara, przemknęło mu przez myśl. W tej chwili nie czuł żalu. Nie współczuł jej, choć z tyłu głowy wiedział, że w końcu pewnie zacznie. Więcej myśli poświęcał na to, że gdzieś na zewnątrz musi być prawdziwy morderca. Nawet jeśli miał prawo jej nienawidzić - to ona miała jeszcze większe nienawidzić jego.
Ale teraz nie chciał o tym myśleć. Czuł, że wtedy by się rozkleił, jeśli do końca uzmysłowiłby sobie, w jakiej sytuacji się znalazł i jak ona staje się coraz bardziej beznadziejna.- W pubie.
- W którym?
- Dziurawy Kocioł.
- Po co się pan tam udał?
- Żeby się upić do nieprzytomności.
- Z powodu...?
- Dla rozrywki.
- Ostrzegam pana, panie Potter.
Harry coraz mocniej zaciskał pięści. Jakiej odpowiedzi oni oczekiwali?
- Z powodu nagle zaistniałej dysharmonii na płaszczyźnie więzi łączącej mnie z moim obecnym tu wtedy-narzeczonym, wynikającej z mojego zapatrzenia na znój zawodowy i wiarę w istnienie mózgów również zaszczycających nas dzisiaj swoją obecnością, proszę wybaczyć, ale taka prawda, skończonych tumanów.
Był nawet usatysfakcjonowany, kiedy parę osób zmarszczyło brwi w niezrozumieniu, analizując po kilka razy jego słowa. Choć może i był trochę zażenowany.
- Harry - usłyszał głos Hermiony, której chyba było głupio poprawić się na panie Potter. - Proszę o spokój.
- Tak - zgodzili się z nią inni. - Nie pomagasz sobie, Potter.
CZYTASZ
Przysięgam || drarry
FanficVoldemort został pokonany sześć lat temu. To świetnie, prawda? Harry i Draco popadli ze skrajności w skrajność i zamiast próbować zabić się na szkolnych korytarzach, próbują potajemnie zmienić kolor dekoracji w sali weselnej. To też dobrze, racja? A...