49.

252 23 14
                                    

Dracona w międzyczasie jedno po drugim spotykało coś, co, gdyby wierzył w takie rzeczy, nazwałby wróżbą albo nawet znakiem. Sam dla siebie uważał to jednak za zbiegi okoliczności, bo mimo że na pewno nie miały ze sobą nic wspólnego, to Draco czuł się jednak, jakby cały świat postanowił ostatnio subtelnie podsuwać mu jedną myśl, choć na różne sposoby.

Zaczęło się od tego, że Draco ostatecznie poczuł, że musi coś zrobić. Czas bardzo go naglił, on bał się o Harry'ego i bał się o siebie. Po ostatniej rozmowie z nim zaczęła przerażać go myśl, że kiedyś, jak co dzień stojąc przed szarym murem Azkabanu, usłyszy, że jego już tam nie ma. Że to nie jego usta dotykały ostatniej nocy Harry'ego - ale że to dementorzy dostali do niego ostatnie prawo. Że postradał zmysły, właściwie je stracił, nie będąc ich świadomym i zostawił go samego z uczuciem, któremu tyle czasu nie chciał się poddać, a dla którego w końcu mimowolnie przepadł.

I przerażało go to, jak bardzo wydawało mu się to wszystko prawdopodobne. Może to on pierwszy tracił rozum i na siłę otaczał się najmroczniejszymi z myśli?

- Zrobię wszystko, żeby go stamtąd wyciągnąć! - krzyknął wreszcie, chcąc może, żeby cały ten przeklęty świat trzymał go za słowo, a on po prostu musiał go dotrzymać. Wiedział, że było to ledwie wczoraj i że z kimś wtedy rozmawiał - ale w stanie był takim, że nie potrafił już powiedzieć z kim.

Daltego musiał coś zrobić, pomóc i jemu, i sobie. Jego krzyk potrafił doprowadzić go do takiego stanu, gdzie przeraźliwie zimna pustka w rozdzieranym sercu w ułamku sekundy przekładała się na drżący oddech i uczucia braku gruntu pod stopami. Tylko raz był tego w Azkabanie świadkiem i nie chciał już nigdy więcej.

I zaciskał powieki za każdym razem, kiedy myślał, że to jeszcze za mało. Że Harry mógłby sobie zdzierać gardło do późnej do nocy, a to wciąż niczego by nie zmieniło.

Był też inny powód, dla którego Draco musiał wreszcie się na coś zdecydować, sam, jeśli każdy inny zawiódł. Kiedy następnego dnia po tym, jak ostatni raz udało się dostać do Harry'ego, poszedł porozmawiać z Hermioną, usłyszał tylko tyle:

- Próbowałam, Malfoy. Powiedzieli mi, że nie możesz przychodzić do Azkabanu tak często.

- Dlaczego? Sami prosiliście mnie, żebym to robił.

- W Wizengamocie nikomu nie podoba się, że przez nasze relacje z Harrym obaj macie jakieś... specjalnie traktowanie.

- Specjalnie traktowanie? - powtórzył po niej. - Oni tam zachowują się, jakby w ogóle nie widzieli w nim człowieka!

- Wiem. Musimy czekać na dokończenie jego wyroku. A ty musisz powiedzieć o tym Harry'emu.

- Dlaczego ja? To wasz zakaz, sami powiedzcie mu, że od tej pory ma liczyć sam na siebie.

Na Merlina, tego jeszcze brakowało, żeby Granger z Weasleyem nim zasłaniała się przed Harrym.

- To nie nasz pomysł, Malfoy, i nikt się od niego nie odwraca. Właśnie dlatego ty musisz mu wytłumaczyć. Nie chcemy, żeby pomyślał, że nie wierzymy, że jest niewinny. Znasz go. Wie swoje.

- Więc lepiej, żeby pomyślał, że to ja nie chcę mieć nic do czynienia z więźniem? Nie zrobię tego.

- Malfoy... - spróbowała jeszcze, choć nie starała się już nawet dokończyć. Widziała, że on podjął jakąś decyzję.

- Powiedziałem.

Więc Draco naprawdę nie pojawił się już więcej w Azkabanie. Dręczyło go tylko, że nie mógł wyjaśnić tego Harry'emu, że on na pewno zastanawia się, co się stało. Ostatnio już i tak stawał się jakimś szarym cieniem chłopaka, za którym jego serce mogło tylko płakać.

Przysięgam || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz