Epilog

620 22 33
                                        

Harry mógł w głowie między wieloma innymi myślami powtarzać sobie tylko, że to nic takiego. W życiu gorzej nie czuł, że się okłamuje. Bo ukrywając twarz we wiosennej trawie, znów płakał z powodu Dracona.

Ale od początku, po kolei. Bo minął cały rok.

Końcem tamtej zimy nie było dobrze. Tylko o tyle, że ścieżka, nawet w śliskim śniegu, była jedna.

Był jeszcze taki plus, że w życiu nie mieli sobie tyle do powiedzenia. Draco twierdził, że przynajmniej ładnie to brzmi.

Ale niedługo był początek wiosny. I Harry chciał zacząć ją z nim. Więc bordowe róże w niedużym ogródku przed ich domem, do którego jak na razie wrócił sam Draco, rosły powoli podlewane uzupełnionymi niedopowiedzeniami.

Cóż, musiały rosnąć na tym, bo żaden z nich nie miał pamięci ani ręki do roślin na tyle, żeby wesprzeć je faktyczną wodą.

Wrócili do siebie oficjalnie między sobą i publicznie po dwóch miesiącach, ale już ze dwa tygodnie wcześniej można było się o tym zorientować. Poza tym, że zdarzały im się przelotne muśnięcia ust, to przez cały ten czas po cichu zostali wobec siebie lojalni. I z tyłu głowy czując, że to może się jeszcze dobrze skończyć, wreszcie faktycznie do takiego obrotu spraw doprowadzili.

Widoczne to też było na przykład w zirytowanych oczach Pansy, kiedy przewracała nimi ostentacyjnie na wszystkie strony, gdy w półgodzinnym monologu Dracona trzydziesty raz słyszała słowo Potter. Albo w opadającej w zrezygnowanym znudzeniu na piersi głowie Rona, kiedy słuchał urywanych, ale bardzo wytrwałych wywodów Harry'ego na temat tego, co Draco sobie teraz myśli i jakie ma plany.

- Na Merlina, weźcie się w końcu zejdźcie i wzdychajcie o sobie do siebie! My się już w Hogwarcie nasłuchaliśmy!

Więc Ron, kiedy Harry mu powiedział, poklepał go tylko po ramieniu jak ktoś, kto obserwując zawody, źle usłyszał wynik, który po chwilowej radości okazał się niekorzystny, ale z którym też się pogodził. I dopiero, gdy Ron odchodził, Harry usłyszał jego mruczenie pod nosem:

- Czyli kłamał. Dalej jest wężousty.

Hermiona tylko podniosła na niego niespecjalnie zaskoczone oczy:

- Jednego z was to serio trzeba wsadzić, żeby nie było was widać razem, co?

- Lepiej sobie przypomnij, Hermiona, bo drugi raz nie będę udowadniał, że to jeszcze trochę za mało.

Pan Weasley w swoim garażu na tę informację odłożył nawet na stół mugolskie narzędzia i porzucił próby używania ich w zupełnie zły sposób. Harry miał wcześniej mu z tym pomóc.

- Siadaj tutaj, Harry - poprosił, wskazując mu kawałek wolnego miejsca przy swoim roboczym blacie. - I przekonaj mnie do młodego Malfoya. Dam jemu i tobie szansę.

Więc Harry usiadł, splótł ręce ze sobą pod cierpliwym okiem pana Weasleya, zastanowił się chwilę i na tę zachętę oznajmił:

- Spędził ze mną cztery miesiące w mugolskim domu i teraz wie, czym jest toster.

Pan Weasley wyglądał, jakby nic więcej nie chciał już słyszeć.

Lucjusz, którego to poinformował o wszystkim akurat Draco, nie powiedział wiele i nic konkretnego, chociaż patrzył bardzo wymownie. Dopiero, kiedy Draco już wyszedł, zwrócił się do Narcyzy.

- Dorośnie - powtórzył po niej, krzywiąc się, to, co kiedyś mu mówiła. - Miał dorosnąć, nie zgłupieć!

- Głupota świadomie kolejny raz wybrana musi z czegoś wynikać - odpowiedziała, patrząc jeszcze za Draconem na szerokie drzwi, w których przed chwilą zniknął. - Wybrał człowieka, który z wszystkich zawiódł go najmniej.

Przysięgam || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz