W korytarzu minęli Pansy, ale Harry ją zignorował. Właściwie jeszcze nigdy nie był w środku jej domu i tylko parę razy zdarzyło mu się wylądować przed jego drzwiami.
Draco czasem nawet śmiał się z niego, że to nowy po Ponuraku omen wszelkiego nieszczęścia, po który nie musiał nawet zaglądać do fusów. Harry jeszcze nigdy nie pojawił się tu z dobrymi wiadomościami.
Harry może nawet i by się na to uśmiechnął, gdyby tylko nie był bardziej zajęty wpatrywaniem się w tył głowy Dracona, który prowadził go w tylko sobie znanym kierunku, co chwilę nieznacznie oglądając się przez ramię. Harry bardzo starał się nic na ten temat nie powiedzieć, po podejrzewał, że raczej by go tym nie uspokoił.
Właściwie czuł, że cokolwiek by teraz nie powiedział, Draco znalazłby w tym drugie dno.
Ale Draco, w przeciwieństwie do niego, wcale nie zastanawiał się, co powiedzieć i jak zacząć, tylko jak to wszystko przeskoczyć. Ominąć całą nieprzyjemną rozmowę, najlepiej już do momentu, w którym dochodzą do jakichś wniosków - oczywiście pozytywnych - i w którym znajdują proste wyjście.
A może po prostu miał tendencję do ucieczek od wszystkiego, co mu nie odpowiadało.
- Draco? - usłyszał głos Harry'ego. Coś zmieniło się w oczach Dracona, kiedy spojrzał na niego bardziej przytomnie. - Wszystko dobrze? Gapisz się na mnie od dwóch minut.
Draco bardzo chciał wrócić jeszcze do swoich myśli, ale już nie potrafił. Kiedy znowu został sam z Harrym, poczuł się tak samo nieswojo, jak przed paroma chwilami w ich własnym domu.
- To może trzeba było się odezwać, zamiast też się gapić, co?
Harry pokręcił tylko głową na boki. Doświadczenie kazało mu nie odpowiadać na takie jego przytyki, bo wiedział, że tylko by go rozdrażnił. A one wcale nie wynikały ze złośliwości, tylko niepewności, jak sam powinien się zachować.
- Pansy stoi tuż za ścianą - powiedział Harry i Draco domyślił się, że udawanie zimnego i opanowanego chyba nie zadziałało. Swoją drogą, Harry mówił na tyle głośno, że Draco był pewien, że chciał, aby Pansy też to usłyszała. - Wiesz, że żadna rozmowa nie ma sensu, kiedy jedyne, o czym będziesz myślał, to to, jak szybko jestem w stanie wyciągnąć różdżkę.
- Więc mi ją daj - rzucił bez zastanowienia. Nawet jeśli wiedział, że Harry mógłby, to z jakiegoś powodu nie spodziewał się, że faktycznie to zrobi, że sięgnie do kieszeni i podrzuci ją w jego kierunku. Draco złapał ją odruchowo, ale zamiast poczuć się lepiej, stwierdził tylko, że jeszcze nigdy tak źle nie leżała mu w dłoni. Westchnął krótko, mimo wszystko czując, że jest mu teraz za to winien przynajmniej spokojniejszy ton. - Dziwi cię, że wyszedłem?
- Nie, właściwie ja... rozumiem, dlaczego się tak zachowałeś. Staram się zrozumieć.
Harry nie cierpiał, kiedy ich relacja była tak burzliwa. Kiedy w jednej chwili patrzyli na siebie jak na żywą perfekcję, a w drugiej w kłótni nie umieli zgodzić się w niczym.
Nie cierpiał tego, że to nie był pierwszy raz. Ale ostatni był jeszcze podczas wojny - nie chciał rozpętywać kolejnej, tym razem tylko ich własnej i dlatego starał się postawić na miejscu Dracona.
Choć coraz ciężej było mu pogodzić te ich dwie zupełnie różne perspektywy, ignorować dumę, kiedy chcąc mówić z nim delikatnie, niejako musiał zgadzać się na traktowanie go przez Dracona ze stanowczym dystansem, jakby naprawdę był czemuś winien.
- Dlatego proszę, Draco - zaczął znowu, daleko z tyłu głowy chowając myśl, że wcale nie powinien prosić go o wysłuchanie, kiedy nie zrobił absolutnie nic złego - chcę tylko o coś zapytać. Zrozum.

CZYTASZ
Przysięgam || drarry
FanfictionVoldemort został pokonany sześć lat temu. To świetnie, prawda? Harry i Draco popadli ze skrajności w skrajność i zamiast próbować zabić się na szkolnych korytarzach, próbują potajemnie zmienić kolor dekoracji w sali weselnej. To też dobrze, racja? A...