65.

208 16 4
                                        

Zapatrzeni w dzień, który już teraz wydawał się im najlepszym ze wszystkich, nie zauważali tak naprawdę, jak szybko on się zbliżał.

Ku własnemu niepokojowi przywykli do swojej nowej codzienności, nie przestając wyglądać jednak choć słowa od przyjaciół. Nawet jeśli tak naprawdę im bliżej był już dzień ich ślubu, tym mocniej, trochę wbrew sobie, liczyli, że ci odezwą się dopiero po nim. Choćby pół minuty.

Bo też nie działo się nic złego. Wyglądało na to, że mały, nadal niewybaczalny w jego opinii, wypadek Dracona pozostał przez nikogo niezauważony. Chociaż, na ich szczęście, później się to już nie powtarzało.

Aż doczekali się tak dnia października, którego mogli oficjalnie przestać już zaokrąglać i powiedzieć, że są ze sobą pełny ósmy rok.

Nie wiedzieli, jak będzie wyglądał ten dzień. Dlatego pierwsze, co usłyszeli od siebie nad ranem, to kolorowane uśmiechem Najlepszego, słowo dokończone słodkim muśnięciem warg - żeby chociaż zacząć ten dzień dobrze i tak, jak potrzeba. Jedynym, na co szczęśliwie sami mieli wpływ.

Draconowi było po prostu głupio. Głupio, kiedy stał przy oknie i patrzył na centrum tego miasta, wszystkich ludzi w pięknych miejscach i restauracjach. Też chciał zaprosić Harry'ego do któregoś z nich, ale z rozsądku zwyczajnie nie mógł. Dlatego przyszło mu nawet na myśl, że tego roku zamiast na prawo i lewo pokazywać i udowadniać mu, jak go ceni, może będzie musiał to Harry'emu po prostu... powiedzieć. I liczyć, że to wystarczy, żeby potem do końca dnia oglądać tak samo każdego roku radosny wszystkim i niczym uśmiech.

Nawet jeśli Harry sądził, że on to po prostu powinien skończyć gapić się w to okno. Zwłaszcza, że sam miał dla blondyna coś o wiele ciekawszego niż sterczenie w samych myślach.

- Draco? - zagadnął go więc w końcu, stojąc parę kroków za nim. - Czy zgodziłbyś się, gdybym... gdybym cię poprosił, żebyśmy gdzieś poszli... razem?

I Harry od razu zobaczył, że dobrze trafił, kiedy Draco odwrócił się do niego wyrwany ze smętnego rozważania, z ironicznie uniesionymi brwiami.

- Nieźle. Lepiej niż ostatnio - skwitował umiejętności Harry'ego w zapraszaniu go gdziekolwiek. Zaraz po tym jednak spoważniał. - Wiesz, że nie powinniśmy wychodzić. To bezpieczne?

- Bezpieczne? - powtórzył Harry powoli. - Sądzisz, że znam takie słowo? Ale nie bój się, że ktoś nas zauważy. Tam jest dosyć ciemno. Znaczy... tak słyszałem.

Draco westchnął jak czymś zrezygnowany.

- Czyli jednak paryskie katakumby?

- To mugolskie miejsce - sprostował Harry, chociaż uśmiech krążył mu po ustach. - Pokazałeś mi wiele rzeczy w swoim świecie, ja chcę pokazać ci chociaż jedno w tym, który kiedyś był moim.

Draco naprawdę nie chciał burzyć jego entuzjazmu, zwłaszcza w dzień, kiedy za te jego wiecznie dobre chęci chciał mu raczej podziękować - ale żadne mugolskie miejsce po prostu mu się do tego nie uśmiechało.

- Wiesz, jakie mam zdanie o mugolach - odpowiedział ostrożnie. Harry wzruszył tylko ramionami.

- Łagodniejsze niż kiedyś. I myślę, że póki mój fan numer jeden siedzi w Wielkiej Brytanii, nie musisz martwić się o to, że będziemy w centrum jakiegoś zdjęcia - uprzedził jego kolejne pytanie.

Draco prychnął tylko pod nosem. Oczywiste było, że tylko on miał prawo tytułowania się fanem Harry'ego numer jeden i że w ogóle obsadzał pierwszą dziesiątkę. Creevey mógł być co najwyżej jedenasty.

- Draco - poprosił raz jeszcze Harry. - To za twoje zniszczone urodziny, za dzisiaj, za ten pierścionek... - wyliczył, unosząc lekko dłoń - za wszystko.

Przysięgam || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz