35.

266 27 15
                                    

Harry oddychał ciężko, choć nieświadomie.

Każdy, kto spojrzałby na niego z boku, bez problemu mógłby stwierdzić, że śni. Niespokojnie, mamrocząc coś pod nosem tak, jakby był zupełnie trzeźwy, ale jednak śni, z zaciśniętymi powiekami.

Ale Harry nie wiedział już, gdzie był. Na jawie czy we śnie, wszystko jedno. Ale to, jak te dwie rzeczywistości zupełnie się w jego głowie zmieszały, przerażało go, raz, że w głębi duszy, dwa, że podświadomie niepokoiło to jego spowolnione myśli.

Coś trochę głośniejszego wyrwało się z jego gardła. Nic nie czuł, ale kiedy patrzył w ciemności przed sobą, znów coś powiedziało mu, że to wcale nieważne, czy widzi tylko sen, czy prawdziwy świat, bo to nic by w tym mroku nie zmieniło.

Tyle dobrego, że ściany z trzech stron nie były kratami - a starymi murami, przez które nie mógł zobaczyć swoich współwięźniów ani oni nie mogli zobaczyć niego.

Mimo to... mogli przecież usłyszeć, jeśli któremuś zależałoby, żeby pośród tylu pomrukiwań wyłapać te jego.

- Potter.

Zachrypnięty głos półszeptem musiał powtórzyć to parę razy, żeby własne nazwisko przedarło się przez wszystko inne, co działo się w głowie Harry'ego. Ale obudził się z półsnu, po paru sekundach zapominając już, że w ogóle w niego zapadł i czego podczas niego doświadczył.

- Draco? - spytał nieprzytomnie, przecierając brudną twarz dłońmi. Dobiegło go okropne parsknięcie śmiechem.

- Mój głos jest ci aż tak miły?

Harry musiał wyprostować się, rozejrzeć, żeby po chwili zorientować się, że głos musiał dochodzić zza ściany celi obok, o którą właśnie, niedbale siedząc, się opierał.

Spojrzal jeszcze w bok, żeby zlokalizować strażnika, ale chyba musiał być chwilowo gdzieś indziej.

- To zależy, z kim rozmawiam - odpowiedział ostrożnie, niepewny jeszcze, czy chciałby tę osobę drażnić. Tak naprawdę to najbardziej zależało mu na usłyszeniu tego męskiego, czego akurat był pewien, głosu jeszcze raz.

- Zgaduj - odezwał się ten sam wypruty z wszystkiego prócz leniwej ironii głosu. - Mamy czas.

Harry kojarzył skądś ten głos, za nic nie potrafiąc jednak połączyć go z żadną twarzą. Może to tylko złudzenie - toteż jeszcze raz przyłożył dłonie do twarzy, żeby później przeczesać dłońmi splątane jak nigdy włosy.

- Mam rozumieć, że się znamy?

- Osobiście. Kiedy ostatni raz się widzieliśmy, powiedziałeś, że bezpowrotnie zabrałem ci parę miłych tygodni.

Coś zaszeleściło i poruszyło się za ścianą tak, jakby ktoś się skłonił - przynajmniej tak Harry dziwnie podejrzewał.

- Wybacz, ale zbyt wiele osób próbowało wysłać mnie do Munga, żebym dobrze wszystkich pamiętał.

Znów ktoś na krótką chwilę roześmiał się, tak cicho i pusto, że Harry lekko drgnął.

- Tu ten kupczyk z Nokturna, jak ładnie nazwaliście mnie w papierach. Ale za trzy tygodnie kończę swój wyrok.

W głowie Harry'ego wszystko nagle połączyło się i ułożyło w historyjkę, którą teraz wcale nie najgorzej pamiętał.

- Gratulacje, Esteban. (Postać stworzona tu przeze mnie, niezbyt istotna szerze mówiąc, dlatego zbytnio się na niej nie skupiajmy // dop. aut.)

- Jednak pamiętasz. To zaszczyt - stwierdził, a Harry miał nieodparte wrażenie, że czarodziej, do którego osadzenia w Azkabanie kiedyś sam się przyczynił, uśmiecha się.

Przysięgam || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz