Harry szybko pomógł mu się wyprostować, układając dłoń na piersi i ramieniu Dracona.
- Co ci jest? - powtórzył, nie czekając jednak na odpowiedź. Spojrzał tylko krótko, jak blondyn zaciska powieki, zanim przechylił się za niego, żeby móc go obejrzeć. Wzdłuż jasnej, szarej koszulki ciągnęła się niemal niewidoczna z dalszej odległości, dość cienka, ale różowiejąca się plama. Harry podejrzewał raczej, że był to bardzo blady szkarłat.
- Nie krępuj się - mruknął Draco, doszedłszy już do siebie, kiedy poczuł, jak Harry bezceremonialnie podnosi jego koszulkę do samych barków.
Rana, którą tam zobaczył, nie wyglądała wcale bardzo poważnie, nawet jeśli nieciekawie i na pewno boleśnie. Przesunął się trochę i usiadł znów obok Dracona, wciąż przytrzymując podwinięty materiał na jego ramieniu.
- Co to jest? - zapytał jeszcze raz, widząc, że rana jest świeża. Ciężko swoją drogą, żeby się sama zagoiła, skoro Malfoy nie raczył mu o niej wspomnieć.
- Nic. Nie pamiętasz tego, ale kiedy... Sam wiesz zresztą kiedy, spadliśmy na skały. Z paru stóp, nic mi nie jest.
Harry'emu zmiękła mina na sposób, w jaki Draco to powiedział. Czuł, że blondyn po prostu umyślnie oberwał za niego, nawet jeśli nie do końca to planował.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wczoraj? - nalegał mimo to. - Opatrzyłbym ci to już wtedy!
Draco darował sobie odpowiadanie i w ogóle odzywanie się do momentu, kiedy Harry zeskoczył z materaca.
- A ty dokąd?
- Powinienem coś na to mieć - rzucił, sięgając do swojego leżącego na blacie biurka plecaka. Znieruchomiał na bardzo krótką chwilę, zdziwiony, ile jest w nim najróżniejszych rzeczy, ale postanowił je wszystkie przejrzeć dopiero później, najlepiej z Draconem, bo to on je pakował. - Mówiłeś, że tych mugoli nie ma? - upewnił się w zastanowieniu. Draco przytaknął, kiedy on znalazł w końcu mniej więcej to, czego potrzebował i skierował się ku drzwiom. - W takim razie, czekaj tutaj, muszę to przynajmniej przemyć, skoro... nie mamy różdżki.
Draco na razie nie wyprowadzał go z błędu.
Harry wrócił zaraz ze świeżą wodą i wszystko, co trzymał w rękach, odłożył na zwinięty przy Draconie koc.
- Ściągnij to - poprosił tak, jakby nie bardzo spodziewał się jednak sprzeciwu, wskazując na jego zmiętą koszulkę. - Wyprostuj się, a najlepiej połóż. Muszę to opatrzyć. Przez ostatnie dwa miesiące ciągle zajmowałeś się mną. Daj mi choć teraz zająć się tobą.
- Jeszcze jakieś instrukcje? - spytał, kiedy zrobił, o co Harry go prosił. Ten już miał wywrócić oczami, kiedy nagle jakby coś sobie przypomniał.
- A, i gdyby cię bolało, to zachowaj to dla siebie, bo ja dalikatniej już nie potrafię.
Draco parsknął śmiechem, kiedy Harry jednocześnie wykonał gwałtowny ruch nad nim, a jego przeszył okropny chłód od samej szyi w dół.
- Jeśli chciałeś mnie rozproszyć, żebym tego nie poczuł, to ci się nie udało - wytknął mu tonem co najmniej zażenowanym jego marnym podstępem.
- Mówiłem, żebyś uwagi zachował dla siebie - przypomniał spokojnie, choć Draco był pewien uśmiechu na jego ustach po samym głosie.
W ciszy odwrócił głowę, opierając drugi policzek na splecionych na poduszce dłoniach, żeby móc wyjrzeć za okno, kiedy Harry w skupieniu zajął się tym, cokolwiek teraz robił. Niespecjalnie go to interesowało, póki uczucie na ciele było nawet przyjemne.
CZYTASZ
Przysięgam || drarry
Fiksi PenggemarVoldemort został pokonany sześć lat temu. To świetnie, prawda? Harry i Draco popadli ze skrajności w skrajność i zamiast próbować zabić się na szkolnych korytarzach, próbują potajemnie zmienić kolor dekoracji w sali weselnej. To też dobrze, racja? A...