21.

408 34 30
                                    


Harry się nie pomylił.

Nie potrafił na dłużej zamknąć oczu. Raz, że miał w głowie tyle przewijających się myśli, że po jakimś czasie nieświadomie je otwierał, w nerwowym zamyśleniu tępo wbijając wzrok przed siebie. Dwa - że wtedy w ciemności, która nigdy mu nie zawadzała, czuł się wyjątkowo nieswojo.

Musiała minąć trzecia godzina po północy, kiedy zdenerwowanie całego dnia i zbyt wielka ilość problemów, na które rozwiązania narazie znaleźć nie potrafił, obróciły się w okropne zmęczenie. Półświadomie opadł wtedy na najbliższy fotel, z którego przez ostatnią godzinę zrywał się i na który nagle wracał, i mimo że dość niespokojnie, to zasnął.

Draco nie mógł powiedzieć o sobie tego samego. Z jakimikolwiek próbami zaśnięcia poddał się już parę chwil temu, kiedy zaczęła irytować go własna poduszka.

Albo to, jak spoczywały pod nią obok siebie dwie różdżki.

Chyba przywyknął do czyjejś obecności.

Prychnął pod nosem. Czyjejś. Jasne.

Jeśli doliczyć do tego pochmurną noc i głuchą ciszę - to Draco czuł się śmiesznie słabo.

Chwilami było mu nawet żal Harry'ego, kiedy myślał, że może nie kłamać. Robił to przecież rzadko i zwykle z tych znanych tylko jemu heroicznych pobudek. Draco żal miał wtedy do siebie.

Ale zawsze potem przychodziła myśl, że jeśli tak nie jest, to żałować powinien, że się w to wszystko osiem lat temu wplątał.

A że całego tego czasu z nim Draco wcale za coś, czego powinien żałować, nie uważał, wracał do swoich pierwszych wniosków.

Mógłby przysiąc, że jeśli nic się nie zmieni, wkrótce zwariuje. Tęsknił do Harry'ego i tęsknił do świętego spokoju - jeszcze nigdy nie wydawało mu się to tak wykluczać.

Wywrócił w końcu oczami, ale wstał. Wolał zejść do Harry'ego, żeby nawet znowu doszło do kłótni, jeśli ona miałaby pomóc mu przekonać się, czy Potter jest winny, czy nie.

Zatrzymał się tuż przed pierwszym stopniem schodów. Zorientował się, że nie ma przy sobie różdżki, kiedy odruchowo sięgnął do kieszeni, żeby to sprawdzić. Cofnął się nawet pół kroku, żeby po nią wrócić, ale przeklął się w duchu za swoją paranoję.

Tak naprawdę nigdy nie przestał trzymać różdżki w pogotowiu.

Ale przecież Harry też nie miał jej w tej chwili przy sobie.

Zawahał się jeszcze, ale ostatecznie mruknął coś pod nosem i zszedł po schodach, starając się nie robić hałasu. Było ciemno, ale korytarz oświetlały smugi słabego, złocistego światła, padające z salonu.

Może nie tylko on przeżywał bezsenną noc.

Przyłożył dłoń do wyłożonego drewnem krańca ściany między pomieszczeniami, ostrożnie zaglądając do środka.

Było cicho. Już po samym tym poznał, że Harry'ego z pewnością albo w ogóle tu nie było, albo zasnął.

Jedna z ostatnich dopalających się świec zgasła i kiedy półmrok się pogłębił, Draco pożałował, że jednak nie miał ze sobą różdżki. Mimo wszystko podszedł bliżej obróconego do niego tyłem fotela z wysokim oparciem. Ciężko było to zauważyć, ale kiedy Draco przywyknął już do ciemności, mógłby przysiąc, że na jego podłokietniku sterczą bezładnie pozwijane sprężynki czarnych włosów.

Dość dziwny - i niewygodny - wybór miejsca snu, biorąc pod uwagę, że dwa kroki dalej stała całkiem pusta sofa.

W każdym razie, Harry zasnąć musiał dopiero przed chwilą. Draco przyzwyczaił się już, że zwykle kiedy mija trochę czasu i Harry wpadnie w naprawdę głęboki sen, cicho mamrocze coś pod nosem. Miał tak od zawsze - a przynajmniej Draco był pewien, że od szóstego roku w Hogwarcie, bo wtedy zaczęło się zdarzać, że Gryfon czasem zasypiał w jego obecności.

Przysięgam || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz